Przejdź do głównej zawartości

"If You Tolerate This Your Children Will Be Next"


Manic Street Preachers nie jest dla mnie jakimś wybitnym zespołem, ale wystarczająco przyzwoitym, aby śledzić pobieżnie jego poczynania. Ta walijska grupa ma już swoje lata. Została założona w Blackwood w 1986 roku. Ma na koncie sporo nagród. Była w swoim czasie mocno osadzona na listach przebojów. Może dlatego nadal można jej piosenki usłyszeć w niektórych rozgłośniach radiowych.

Ponieważ jestem osobnikiem starej daty - słucham radia. Doskonale zdaję sobie sprawę, że dla pokolenia moich dzieci to medium nie ma już żadnego znaczenia i mogłoby go równie dobrze nie być. Nie wspominam o tym, aby rozważać plusy czy minusy. Staram się jedynie wytłumaczyć skąd się bierze u mnie to, że czasem "napadnie" mnie jakiś utwór spoza mojej play listy. Słuchając jakiejś audycji akceptuję zestaw przygotowany przez realizatorów. Wg ich pomysłu i gustu. Bywają zaskakujące propozycje, a w stacjach, które preferuję, na porządku dziennym jest mieszanie nowych kawałków z tymi mocno zakurzonymi. 

Kilka dni temu wpadł mi w ucho przebój sprzed 26 lat: "If  You Tolerate This Your Childrem Will Be Next" wspomnianej kapeli Manic Street Preachers. Sam bym sobie pewnie go nie puścił, a tak nie dość, że się w ogóle pojawił, to chodził za mną nieustannie przez ponad tydzień. Nie tylko z powodu chwytliwej melodii, ale również tekstu.

Autor odwołuje się tutaj do hiszpańskiej wojny domowej, by na przykładzie tego wydarzenia uświadomić nam skutki tolerowania przemocy. Ludzie, którzy przyłączali się do armii obydwu stronnictw nie zawsze byli bowiem ideowo zaangażowani w tę dramatyczną sytuację. Zdarzały się przypadki zaciągania się do wojska chłopaków mających chęć przeżycia przygody.

I właśnie ten motyw jest dla Bradfielda niezrozumiały. Zabijanie ludzi dla żądzy wrażeń, przygody, sportu, czy czegokolwiek innego?. Rozlew krwi prowadzi przecież do nieograniczonej brutalności.

Wokalista podkreśla, że najgorsze w tym wszystkim jest to, że dzieci, wychowywane w przeświadczeniu, że wojna jest czymś całkowicie normalnym, same potem zaczynają w to wierzyć. Koło się zamyka, a ludzkość nie jest w stanie uwolnić się od piętna przemocy.

Piosenka napisana została w 1998 roku, kiedy na świecie było w miarę spokojnie. Przykład wojny hiszpańskiej nadawał się bardziej niż ówczesne lokalne konflikty a jednocześnie był dobrze znany członkom zespołu z uwagi na ich oficjalnie deklarowane poglądy marksistowskie.

Dzisiaj przykładów mamy stanowczo za dużo i w obszarze tolerowania przemocy i z drugiej strony braku tolerancji wobec "obcych".

O tolerancji słyszymy codziennie. To chyba najbardziej obecnie eksploatowany temat. Tolerancja, brak tolerancji, poszanowanie różnorodności. Chyba nie dziwne, że tytułowy utwór skłonił mnie do dołączenia się do tych dyskusji. Chciałbym się jednak skupić bardziej na wywołaniu debaty o (wg mojej opinii) najtrudniejszym aspekcie, a mianowicie o znajdowaniu granicy pomiędzy tolerancją a obojętnością czy wręcz znieczulicą. Przynajmniej ja widzę tutaj poważny problem, który być może jest nawet źródłem różnych tragedii.

Wielu nie ma nawet cienia wątpliwości, że tolerancja jest postawą, którą należy propagować, ale schody zaczynają się kiedy zadamy sobie proste pytania:

Czy skłonni jesteśmy tolerować każdą postawę? Gdzie są granice, których przekraczać nie wolno? Czy normy społeczne wystarczająco to regulują? Czy tolerancja to po prostu przeciwieństwo fanatyzmu?

A jak jeszcze podrążymy, to dopiero będzie kłopot. Pojawiają się bowiem równolegle pojęcia akceptacji czy właśnie obojętności 

Słownik języka polskiego definiuje tolerancję jako „poszanowanie czyichś poglądów, wierzeń, upodobań, różniących się od własnych”. Idąc tym tropem, czy ignorowanie tych kwestii wpisuje się w tę definicję? I czy poszanowanie to akceptacja?

Łatwiej jest kiedy mamy do czynienia z jednoznacznością. Tutaj tego komfortu nie ma. Mało tego, dochodzi często do konfliktu pomiędzy wieloznacznym pojęciem tolerancji a jednoznacznym jej rozumieniem. Wyobraźmy sobie, że nasz partner pyta: "czy jesteś mi wierny?", a my odpowiadamy: "bardzo często". Przykład przerysowany, ale przy tzw. poprawności politycznej efekt podobny.

Wróćmy do głównego tematu. Pomiędzy obojętnością a tolerancją istnieje dość cienka granica i w każdej chwili można ją przekroczyć, nawet nieświadomie. Ignorowanie cudzego zdania nigdy nie będzie tolerowaniem go, gdyż w tolerancji nie chodzi o niezauważanie inności, chodzi o zrozumienie jej. Część ludzi nie dostrzega różnicy pomiędzy tymi terminami, co może doprowadzić do nieporozumień.

Ciekawostką jest to, że wśród dzieci w piaskownicy zazwyczaj mamy pełną tolerancję, choć nikt nie zdaje sobie z tego sprawy. Takim małym ludziom nie przeszkadza, że ich przyjaciel wygląda inaczej, chcą się po prostu razem bawić i robią to. Do czasu. Potem ich ktoś indoktrynuje. Sam tego doświadczyłem jako jedyne w okolicy dziecko w okularach i do tego leworęczne. 

W miarę dorastania pojawiają się w człowieku różne lęki. Przed popełnianiem błędów, przed odpowiedzialnością, obawa przed konfrontacją i chyba ten najważniejszy - przed odrzuceniem. Najważniejszy w kontekście prawdopodobnego źródła mylenia tolerancji z obojętnością. Stymulujący pogoń za akceptacją. W konsekwencji nie ingerujemy w wiele spraw, w których nasza reakcja mogłaby komuś pomóc. Nie reagujemy na "genialne" pomysły tworzenia specjalnych klas dla dzieci niepełnosprawnych. Nas to nie dotyczy. Nie mieszamy się. Nie jesteśmy ani za ani przeciw. To chyba tolerancja? Czyż nie? Czy przyzwolenie na rasistowskie wypowiedzi można uzasadniać swobodą głoszenia poglądów, wolnością słowa? Owszem pojawiają się sporadyczne wyroki sądowe, ale czy ich skala odzwierciedla rzeczywisty problem? 

Mówimy swoim dzieciom, żeby były mądre, odważne, ryzykujcie, walczcie o swoje, kochajcie siebie. A czy powtarzamy im tak samo dobitnie: pamiętajcie o drugim człowieku, o słabszych, o tych, którzy boją się wyciągnąć rękę o pomoc? 

Jak często rozmawiacie w domach o tolerancji, o odmienności? A może nie rozmawiacie w ogóle, bo właściwie po co? Wy jesteście tolerancyjni, nigdy byście nikogo nie pobili za kolor skóry, nie wyzwali publicznie za poglądy. Nie gardzicie starością czy niepełnosprawnością.

A potem co chwila słyszymy, że chłopiec w szkole został wyzwany za to, że nie miał markowych butów. Że dziewczynka była prześladowana przez szkolne koleżanki, za to, że jej mama jest sprzątaczką. Że uczniowie włożyli koledze głowę do sedesu, bo wstawił się za koleżanką, którą próbowali w toalecie obmacywać. To niestety codzienna rzeczywistość. To się dzieje. Jakim cudem skoro my wszyscy tacy tolerancyjni?

***

Postawa tolerancji oznacza określenie swojego stanowiska wobec danego zjawiska, bez przejawów złości czy agresji. Nie oznacza obojętności, braku jakiejkolwiek opinii wobec poglądów i zachowań innych ludzi. Postawa tolerancji nie jest przyzwoleniem na wszystko i nie wymaga, aby rezygnować z własnych przekonań i wartości w imię życzliwości wobec innych.   

We współczesnej rzeczywistości społecznej  panuje niestety błędne przekonanie, że gdy stoimy przy swoich poglądach to występujemy przeciwko tolerancji. Nawet więcej, nasza kultura wręcz zachęca do obojętności pozycjonując ją jako oznakę uznania różnych stanowisk. Propaguje przyjęcie wielu prawd co sprowadza się finalnie do kultywowania filozofii życia bez żadnej odpowiedzialności. 

Tolerancja ma granice poza którą pojawia się nietolerancja czyli, brak akceptacji przede wszystkim dla czynów krzywdzących, skazujących człowieka na cierpienie, naruszających jego niezbywalną godność. To w końcu mam być tolerancyjny czy nietolerancyjny? Jak tu się nie pogubić? Czy ten dylemat nie skłania do przyjęcia postawy życiowej zgodnie, z którą  „nikt w nic nie wierzy, nikomu o nic nie chodzi, byleby życie było zabawne”? 

W medycynie: mówimy, że organizm ma tolerancję na dany lek lub nie. Gdy brak w organizmie tolerancji na jakąś substancję należy ją wyeliminować ze stosowania w obawie o życie i zdrowie człowieka. Podobny mechanizm został zastosowany przez Giuliani'ego w Nowym Jorku w słynnej doktrynie zero tolerancji dla przestępców. Bezpieczeństwo obywateli poprawiło się diametralnie.

Temat trudny. Ten tekst nie odpowiada na żadne kluczowe pytanie. Po pierwsze dlatego, że nie mam kompetencji aby takich odpowiedzi udzielić, a po drugie nie taki był zamysł. Chciałbym zachęcić do dyskutowania w gronie znajomych. Jak najczęściej. Im więcej rozmów, tym więcej wniosków, a w konsekwencji może działań w kierunku szerzenia szacunku wobec innych ludzi. Ostrzeżenie przekazane przez Manic Street Preachers, że jeśli będziemy tolerować przemoc, niegodziwość czy wyrządzanie komuś krzywdy dotknie to w rezultacie nasze dzieci, powinniśmy wszyscy potraktować bardzo poważnie.

----------------

Emilian Wojda 

 






Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Stan"

To dla mnie (boomera) jedna z najwspanialszych piosenek rapowych w historii, nawet jeśli niektórzy puryści zaprzeczają temu z powodu uprzedzeń wobec artysty. Warto wiedzieć, że dzięki temu utworowi słowo „stan” stało się popularnym słowem slangowym – a dokładniej, zostało wręcz dodane do głównego kanonu języka angielskiego. To jeden z najlepszych rapów opowiadających kompletną historię. Zrozumiałą i interesującą jak dobry film. Piosenka obraca się wokół opowieści o fikcyjnym facecie o imieniu Stan, który jest, delikatnie mówiąc, zagorzałym fanem Eminema. Obserwujemy eskalację psychicznych problemów bohatera. Zaczyna się niewinnie od usilnych nieudanych prób komunikowania się ze Slimem (w domyśle Eminemem). Ponieważ Stan nie otrzymuje szybkiej odpowiedzi, staje się coraz bardziej zły i brutalny. Ostatecznie radzi sobie ze swoim rozczarowaniem popełniając morderstwo-samobójstwo, zrzucając siebie i swoją ciężarną dziewczynę z mostu. Chociaż pozornie ta kompozycja ma niewiele wspólnego z

"Opium"

  Dead Can Dance to niezaprzeczalnie wyjątkowa grupa prezentująca alternatywne spojrzenie na światową muzykę z wyraźnymi wpływami gatunków zaliczanych do szeroko pojętego dark independent. Powstała w 1981 r. w Melbourne z inicjatywy Brytyjczyka Brendana Perry'ego, do którego wkrótce dołączyła Australijka Lisa Gerrard. W 1982 r. zdegustowani wąskimi horyzontami tamtejszej sceny muzycznej przenieśli się do Londynu. Tam w ciągu roku podpisali kontrakt z najsławniejszą wówczas wytwórnią muzyki alternatywnej – 4AD. Gdy właściciel firmy – Ivo Watts-Russell – usłyszał ich nagranie demo, był wprost zauroczony. Wrażenie zrobił na nim nie tylko nieziemski głos Lisy, ale również poczucie, że ma do czynienia z czymś absolutnie oryginalnym. W roku 1983 Dead Can Dance zarejestrowali sesję dla Johna Peela, a niedługo później światło dzienne ujrzał ich pierwszy album zatytułowany po prostu Dead Can Dance, stanowiący kolekcję ich wcześniejszych utworów. Nie okazał się wielkim sukcesem. Podobno głów

"House Of Cards"

  Piosenka „House Of Cards” zespołu Radiohead jest o mężczyźnie, który zachęca kobietę, aby porzuciła męża („pocałuj męża na dobranoc”) i została jego kochanką. Bez względu na konsekwencje tej decyzji. Tytułowy „domek z kart”, o którym kobieta powinna „zapomnieć”, stanowi metaforę jej obecnego małżeństwa. Thom Yorke sugeruje tym samym, że dotychczasowego związku nie charakteryzowała stabilność i może on rozpaść się w każdej chwili. Nie warto zatem się zastanawiać, ale natychmiast odejść i zacząć budowę nowego, nawet jeśli nie będzie on niczym więcej, jak tylko kolejną kruchą konstrukcją. W 2009 roku utwór otrzymał trzy nominacje do Nagrody Grammy, w kategoriach „Best Rock Performance by a Duo or Group with Vocal”, „Best Rock Song” i „Best Short Form Music Video”. Chociaż Radiohead przegrało każdą z wymienionych rywalizacji, podczas tej samej ceremonii zespół zdobył statuetkę za „In Rainbows” w kategorii najlepszego albumu alternatywnego. Eksperymentalny wówczas teledysk w reżyserii Jam