Simply Red to brytyjska grupa muzyczna utworzona w 1984 r.
przez lidera grupy Micka Hucknalla.
Początkowo zespół nosił nazwę "Red". Jednakże
podczas przygotowań do jednego z pierwszych koncertów i ustalaniu szczegółów z
menedżerem klubu, ten ostatni nie mógł przez telefon zrozumieć ich nazwy, więc
lider Mick Hucknall powtarzał "Red, simply Red". Po przyjeździe na
miejsce występu na wszystkich plakatach promujących koncert grupa opisana była
jako "Simply Red", i z taką nazwą oficjalnie się pogodziła.
Największym sukcesem komercyjnym jest niewątpliwie płyta
„Stars” z 1991 r. z takimi przebojami jak „Stars” czy „Something Got Me
Started”.
Mój wybór padł dzisiaj jednak na inną piosenkę.
„If You Don’t Know Me By Now” opowiada o upadku pewnego
związku. Autor jest rozgoryczony tym, że jego partnerka mu nie ufa. Podkreśla,
że tyle razem przeszli, że powinna wiedzieć, że nigdy jej nie oszukał. Jest
zatem głęboko sfrustrowany, że ciągle oskarża go o niewierność i
nadinterpretuje jego wahania nastroju. Zaczyna go to tak męczyć, że woli aby
się rozstali.
Mimo, że to jedna z najbardziej rozpoznawalnych ballad
Simply Red, zespół nie jest jej autorem.
Oryginalna wersja tej piosenki, wydana przez Harolda Melvina
& the Blue Notes, ukazała się w 1972 roku. Została napisana przez dwóch
muzyków, Kennetha Gamble i Leona Huffa, którzy byli uznawani za jeden z
najlepszych duetów autorskich i producenckich tamtych czasów. Napisali tę
piosenkę z myślą o Labelle – grupie R&B kierowanej przez Patti Labelle,
która ostatecznie odrzuciła tę propozycję.
Interpretacja Simply Red ukazała się 27 marca 1989 roku jako
drugi singiel z ich trzeciego albumu, „A New Flame”. Ich producentem był
współpracownik formacji, Stewart Levine.
Aranżacja w wykonaniu Harolda Melvina & Blue Notes była znaczącym
sukcesem, ale nie zbliżyła się nawet do wersji Simply Red, która znalazła się
na szczycie listy Billboard Hot 100 i zdobyła 2. miejsce na brytyjskiej liście
przebojów singli. Melodia przyniosła także ekipie „Simply Red” nagrodę Grammy
1989 w kategorii: Najlepsza piosenka R&B.
Miałem kilka pomysłów na ilustrację muzyczną mojego
ostatniego artykułu. Chodziły mi po głowie takie perełki jak: „Bohemian
Rhapsody” Queen z przesłaniem „easy come, easy go” . Myślałem o utworze „Cztery
Pokoje” Kultu, Cocteau Twins i ich znakomitej „Pandorze”. Rozważałem też „Drive” Joe Bonamassy, „Mam
Dość” Kryzysu, „Just Like Heaven” The Cure, „The Bitter End” Placebo. “People
Are Strange” The Doors, a nawet “Glory Box” Portishead.
Wszystkie te utwory obarczone są tą samą wadą. Kryją w sobie
zbyt dużo możliwych podtekstów, a i tak jestem wystarczająco kontrowersyjny,
aby jeszcze w chwili swojego pożegnania niepotrzebnie mieszać.
Ma być ciepło, bo twoi czytelnicy na to zasługują i tylko na
to, pomyślałem.
Padło zatem po prostu na jeden z najpiękniejszych songów o
rozstaniu, który dodatkowo podoba się ludziom mającym różny gust muzyczny.
Ponieważ moje artykuły łączyły zwykle w sobie część
emocjonalno-dźwiękową z elementami merytorycznymi, tym razem nie będzie
inaczej. Podzielę się kilkoma uwagami na temat odchodzenia z pracy.
Zacznę od tego, że pożegnania generalnie są trudne. Mamy świadomość, że zwykle kończą się jakieś
znajomości. Zostawiamy za sobą kawałek życia. Nawet jeśli nie był zbyt długi to
jednak. Paradoksalnie rozstanie z ludźmi, których znamy mało, wcale nie jest
łatwiejsze. Tutaj pojawia się dylemat jak to zrobić odpowiednio, skoro nie
jesteśmy w stanie ocenić ich potencjalnej reakcji. Jeszcze bardziej
skomplikowana jest kwestia pożegnania się podczas odejścia z pracy. Zależy to bowiem
w dużym stopniu od okoliczności odejścia. Czy sami rezygnujemy, czy zostaliśmy
zwolnieni. W ramach redukcji wynikającej z restrukturyzacji czy z innego
powodu. Niezależnie od przyczyny warto zachować klasę. To zostanie najlepiej
zapamiętane i wrażenie jakie po sobie pozostawicie będzie najbardziej rzutowało
na opinię o was.
Pomocne może okazać się podejście do tego tematu jak do
zamknięcia pewnego procesu, cyklu. Przypomnijcie sobie początek. Szukaliście
pracy precyzyjnie stosując się do obowiązujących reguł. Dopieściliście swoje CV.
Założyliście porządny profil na Linkedin. Weryfikowaliście oferty,
prezentowaliście się starannie na rozmowach kwalifikacyjnych i wreszcie
trafiliście do tej a nie innej firmy. Nawet jeśli okazała się dla was
rozczarowaniem, to po prostu szkoda odcinać się od tego wysiłku, który
włożyliście w trakcie ubiegania się o pracę i podczas jej wykonywania. Łatwo to
przekreślić, ale najzwyczajniej w świecie działacie wówczas trochę wbrew sobie.
Bo warto być porządnym. Pisałem o tym w kilku wcześniejszych artykułach i się z
tego nie wycofuję.
Zachowanie się z klasą do samego końca nie tylko świadczy o
waszym profesjonalizmie, ale jest też wyrazem szacunku dla osób, które w tej
firmie pozostają. A z pewnością są tam jednostki wartościowe. W każdej
organizacji o fatalnej opinii znajdzie się ktoś zasługujący na uznanie. Z
jakiegoś osobistego powodu tam tkwi. Nie dokładajcie mu frustracji, jeśli nie
musicie. Rzadko myśli się w tych kategoriach w emocjach, dlatego to podkreślam.
Są oczywiści sytuacje, kiedy niewiele można zrobić. Jeśli
zostaliśmy pod jakimś pretekstem wezwani w piątek o 16.00 i poproszeni o
zostawienie laptopa, komórki i wykorzystanie zaległego urlopu to pole manewru
spada niemal do zera. W takim przypadku zostaje tylko przemyślana reakcja po
zdarzeniu. Czy wypisywanie inwektyw na forach i dzwonienie do współpracowników
z prywatnego telefonu z przestrogami zjedna ci sojuszników, czy raczej
utwierdzi ich w przekonaniu, że to z tobą było rzeczywiście coś nie tak?
Przecież jeśli w firmie jest źle, to oni to widzą. Sposób w jaki zostałeś
potraktowany też. Twój umiar w ocenie docenią. Twoje rozgoryczenie potraktują
jako nieelegancki rewanżyzm. Zastanów się, czy właśnie tego chcesz, czy wolisz,
aby mówiono: „ten to ma klasę. Nawet w takiej sytuacji”.
Dużo więcej możliwości mają osoby, które same się zwalniają.
Mają jednak więcej okazji popełnić błąd.
Jak już wspomniałem, warto zachować się w porządku do samego
końca. Nawet jeśli odchodzimy, ponieważ byliśmy nieodpowiednio traktowani, nie
urządzajmy z tego powodu rundki po wszystkich pracownikach i nie opowiadajmy z
zacięciem o niesprawiedliwości, jaka nas spotkała. Zostawmy tę sprawę między
nami a kierownictwem.
Jeżeli w okresie wypowiedzenia poznajemy swojego następcę,
warto wdrożyć go do pracy, przekazać wszystko co się mu może przydać. Przecież
nie jest winny tej sytuacji (chyba, że zajmuje to stanowisko dzięki jakiejś
intrydze, ale w przypadku patologii wszelkie rady są nietrafione). Jeśli pojawi
się nutka zawiści, to sugeruję ją natychmiast wyciąć z naszych myśli. Jeśli
natomiast stanowisko będzie zlikwidowane lub zastępca jeszcze się nie pojawił -
uporządkujmy nasze dokumenty, postarajmy się, żeby nikt nie musiał się
domyślać, gdzie co się znajduje, o co nam chodziło w zawiłych notatkach itp.
Warto również zrobić porządek w komputerze i koniecznie wylogować się ze
wszystkich swoich kont. Dokończmy też rozpoczęte projekty - o ile jest to
możliwe. Możemy być źli albo zawiedzeni, że zostaliśmy skłonieni do rezygnacji
z pracy, jednak kombinowanie w niczym nam nie pomoże. Pamiętajmy, że
współpracowników możemy spotkać w innym miejscu swojej kariery zawodowej. Ich
opinia jest więc istotna.
Jeżeli zajmujesz się grupą klientów lub po prostu nie masz
możliwości pożegnania ze wszystkimi - napisz maila. Pamiętaj jednak, aby nie
wdawać się w szczegóły. Klientom podziękuj za współpracę i przekaż kontakt do
osoby, która będzie się teraz nimi zajmować, a współpracownikom po prostu
podziękuj. Tłumaczenie się lub zbytnia wylewność może nie zostać dobrze
odebrana.
Miłym akcentem może być również przyniesienie ostatniego
dnia czegoś dobrego w ramach podziękowań - ciasta, ciasteczek, czekoladek. Z
pewnością każdy pracownik ucieszy się z tego rodzaju pożegnania w pracy.
Osłodzimy dzień innym i pozostawimy dobre wrażenie.
Przed ostatnim wyjściem z pracy warto podziękować
najbliższym współpracownikom, pożegnać się również osobiście z innymi,
chociażby pojawiając się przed wyjściem w innych pomieszczeniach tylko na
chwilę. Wyjście po cichu może niektórych po prostu urazić.
Postarajmy się powstrzymać emocje. Oczywiście wzruszenie nie
jest niczym dziwnym, szczególnie kiedy pracowaliśmy długo i współpraca układała
się bardzo dobrze. Jednak przytulanie wszystkich pracowników, nawet tych, z
którymi wcześniej nie zamieniliśmy zdania, naprawdę nie jest dobrym pomysłem.
Możemy tylko sprawić, że ludzie poczują się niekomfortowo.
Najbliższych współpracowników możemy również zaprosić na
luźne spotkanie po pracy, np. kawę w ramach podziękowania. Dzięki temu
unikniemy niezręcznych sytuacji podczas pożegnania w pracy i spędzimy nieco
czasu z ludźmi, których nie będziemy już spotykać każdego dnia.
Pożegnanie w pracy nie jest łatwe, jednak jeżeli podejdziemy
do tego z klasą i spokojem, z pewnością sobie poradzimy. Warto przede wszystkim
nadal pozostać w pełni profesjonalnym. Być może myślami jesteśmy już gdzie
indziej, nie zmienia to jednak faktu, że nie powinniśmy tym samym utrudniać
pracy innym. Pamiętajmy o tym, by odpowiednio wcześniej przekazać informację o
swoim odejściu. Nie stawiajmy siebie i innych w niezręcznych, mogących
powodować konflikty sytuacjach. Co może pomyśleć kolega z pracy, któremu z
nieznanych przyczyn kolejny raz odmawiamy pomocy? My wiemy, że nie możemy
wykonać z nim projektu, bo nie zdążymy tego zrobić, jednak jeżeli mu tego nie
wytłumaczymy, może to zrozumieć zupełnie inaczej…
Podsumowując, jeśli zdecydowałeś się opuścić firmę warto
pamiętać żeby:
- Powiadomić swojego szefa osobiście o tym zamiarze.
Oczywiście firma, w której pracujesz oraz zajmowane stanowisko mogą narzucać to, w jaki sposób komunikujesz się ze swoim szefem i współpracownikami. Na ogół jednak najlepiej zaplanować spotkanie i powiadomić szefa osobiście o odejściu. Po prostu robi to lepsze wrażenie, pokazuje szacunek, pewność siebie oraz silne umiejętności interpersonalne. - Dać firmie (w miarę możliwości) czas na znalezienie
następcy.
Bez względu na rodzaj umowy i twoje podejście do miejsca pracy, z którym chcesz się rozstać, warto wziąć pod uwagę, że pracodawca potrzebuje czasu, aby znaleźć twojego zastępcę. Być może pracodawca nie skorzysta z twojej gotowości wsparcia w tym procesie, ale sama deklaracja zawsze będzie mimo wszystko dobrze przyjęta. - Nie czuć obowiązku podawania powodu swojej decyzji.
Nikt nie może cię zmusić do podawania szczegółów, dlaczego zdecydowałeś się na odejście. Jeśli jednak masz dobre relacje z szefostwem, możesz zaproponować konstruktywną krytykę, w której przedstawisz swoje spostrzeżenia na temat tego, co organizacja może zrobić lepiej, aby poprawić relacje i zatrzymać pracowników na dłużej. Jeśli jednak komentarze tego typu mogą wywołać negatywną reakcję, najlepiej sobie odpuścić. - Opanować emocje na ile się da.
Właśnie otrzymałeś wiadomość o tym, że nowa praca już na ciebie czeka. Od razu pomyślałeś o tym, że wreszcie będziesz mógł wygarnąć swojemu szefowi wszystko, co już od dawna w sobie kumulowałeś. Nie jest to dobry pomysł z przynajmniej dwóch powodów. Po pierwsze i tak go prawdopodobnie nie zmienisz, a twoje odejście z klasą stanie pod dużym znakiem zapytania. Po drugie, nigdy nie pal za sobą mostów. Niektóre branże są tak hermetyczne, że wszyscy się ze sobą znają. Nie chcesz przecież, aby ktoś celowo (lub nie) wymieniał twoje nazwisko w kontekście pracowników, którzy nie są w stanie panować nad swoimi emocjami. Poza tym nigdy nie wiesz, jak będzie w kolejnej pracy, więc zawsze warto zostawić sobie furtkę bezpieczeństwa, aby móc wrócić. - Nie zmniejszać swojej wydajności na odchodnym.
Ważne jest, aby pozostawić po sobie dobre wrażenie ze wszystkimi współpracownikami, którzy mogliby później potwierdzić twoje zaangażowanie w postaci pozytywnych referencji. Myślenie o tym, że za chwilę będziesz w innym miejscu, więc nie musisz już dawać z siebie 100% (zwłaszcza gdy wcześniej dawałeś z siebie wszystko) może sprawić, że twoje odejście pozostawi po sobie niesmak i rozczarowanie. - Twoi koledzy z pracy wiedzieli co się dzieje.
Osoby, z którymi współpracujesz (bez względu na czas spędzony w danej firmie) zasługują na informację, którą przekażesz im osobiście. Nie pozwól na spekulacje, które wywoła twoje puste biurko i zastanawianie się, co tak naprawdę wydarzyło się, że z dnia na dzień opuściłeś firmę (oni będą właśnie w taki sposób myśleć). Dlatego jest to ważny element ustalenia z szefem jak i kiedy możesz to zrobić. - Twoje miejsce pracy było uporządkowane:
Tutaj chyba nie trzeba wiele dodawać. Zabierz ze sobą wszystkie prywatne rzeczy, pozbądź się wszelkich śmieci i drobiazgów, które nie są nikomu potrzebne do szczęścia. Pamiętaj o tym, żeby oddać wszelkie narzędzie do pracy w dobrym stanie lub wcześniej zgłosić, że przyszły pracownik może mieć problemy np. z komputerem, który często się zawiesza. - Podziękować za współpracę.
Mogłeś mieć dobre relacje ze wszystkimi współpracownikami, ale być może jest ktoś, kto szczególnie przyczynił się do twojego rozwoju. Taka osoba z pewnością zasługuje na odrębne podziękowanie, w którym uwzględnisz pozytywne rzeczy, których się od niej nauczyłeś. Jeśli relacje z twoim szefem były napięte, pożegnaj się z nim, uwzględniając to, że współpraca nie zawsze przebiegała idealnie, ale dziękujesz za szansę (bo np. spotkałeś świetnych ludzi).
Życie pisze różne scenariusze i z każdą osobą, nawet
najmniej spodziewaną, możemy się spotkać w innym miejscu pracy. Dlatego
pożegnania w pracy nie warto zamieniać w palenie za sobą mostów, pozostawiać
złego wrażenia, rozsiewać niepotrzebnych plotek, a już z pewnością nie warto
rozpoczynać konfliktów. I nie chodzi tutaj o wyrachowanie. Raczej o
przyzwoitość, do której tak często się odwołuję.
***
I tak dobrnęliśmy do mojego 100 artykułu, który wg moich
zapowiedzi jest tym pożegnalnym. Musiałem sobie zebrać tych kilka uwag
przedstawionych powyżej, aby samemu nie popełnić jakiegoś kardynalnego błędu.
Korciło mnie, aby wygarnąć parę rzeczy, ale postanowiłem ostatecznie podzielić
się z Wami tym, co mnie spotkało dobrego. To co jest słabe i tak widzicie sami.
16 stycznia 2020 opublikowałem swój pierwszy artykuł. Miałem
taki zamysł, że skoro nie wiem czy umiem pisać, to trzeba to sprawdzić. Miałem
w głowie trzy tematy na próbę. Od tego jak zostaną przyjęte uzależniłem, czy
kontynuować. Już po pierwszym niespodziewanie pojawił się dodatkowy wątek w
postaci raportu na temat pracowników 50+, na który zareagowałem spontanicznie.
W ten sposób zrobiły się 4 publikacje testujące. Efekt mnie pozytywnie
zadziwił. Okazało się, że daję radę. Chcecie mnie czytać. Pisałem na początku
głównie o sprzedaży i zarządzaniu sprzedażą. W oparciu o moje doświadczenie, a
jak najmniej o cytaty z książek innych autorów.
Na początku pisałem nieregularnie. Bywało, że 2 razy w
tygodniu. Dopiero w kwietniu 2020 wprowadziłem znane nam do dzisiaj środy.
Również wtedy pojawiły się pierwsze niezaplanowane nawiązania do tekstów
piosenek.
20 maja 2020 dopracowałem się swojej osobistej formuły:
teledysk, interpretacja słów piosenki i tekst nawiązujący do treści utworu. To
stało się, jak i środowy poranek, moim znakiem rozpoznawczym.
W międzyczasie dopadły mnie 3 kryzysy: 1 września 2020, 8
grudnia 2020 i 13 kwietnia 2021. Za każdym razem wydawało mi się, że już nie
mam o czym pisać. I właśnie wtedy otrzymywałem od Was największe wsparcie i
całą masę zachęt do kontynuowania tej przygody. Mało tego, od marca do kwietnia 2021 pojawiały się sugestie, abym nie świrował, tylko oprócz artykułów szarpnął się
na napisanie książki. Byliście tak skuteczni, że jak siadłem nad nią na
poważnie w kwietniu, to 31 maja opublikowałem w Ridero „Łatwą sprzedaż”. 377
stron w wersji papierowej i 455 w e-booku. Poważne przedsięwzięcie. Tym
bardziej, że nie wspomagałem się żadnym zawodowym redaktorem, edytorem czy
korektorem. Wszystko wykonałem własnymi rękami, ucząc się w trakcie potrzebnych
programów.
Stałem się dzięki Wam całkiem poczytnym autorem. Dzięki Wam
odkryłem nieuświadomiony wcześniej talent. Dzięki Wam w każdą środę miałem
spotkania z masą wspaniałych przyjaciół. Dzięki Wam poczułem się potrzebny.
Największym darem okazały się zawarte znajomości. W
większości korespondencyjne, ale w kilku przypadkach doszło też do spotkań na
żywo. To jest bezcenne.
Nie jestem w stanie podziękować wszystkim, którzy dali mi
szansę przeżyć te wspaniałe chwile przez prawie 2 lata. Niemniej wymienię kilka
osób, które najbardziej mnie cały czas podtrzymywały na duchu.
Absolutnym rekordzistą okazał się być Tomek Zając, który polecił
każdy z moich 99 dotychczasowych artykułów. Niewiele mniej mają na koncie
Małgorzata Ewa Trznadel, Robert Staszewski, Irmina Wrzosek-Morawska czy
Grzegorz Mazurek. Trochę później dołączyli Krzysztof Fedorowicz, Łukasz
Swoboda, Paweł Pabich, Arkadiusz Kodzis, Artur Ryczkowski, Paweł Musiał. Tych,
którzy poparli ponad połowę moich publikacji musiałbym podać jeszcze
kilkudziesięciu. Wybaczcie, że Was nie wymieniłem. Mam Was w sercu i o nikim
nie zapomnę.
Tekst piosenki „If You Don’t Know Me By Now” mówi co prawda
o tym, że skoro mnie jeszcze nie poznałeś, to już nigdy mnie nie poznasz, ale w
moim przypadku pozostaje zawsze książka i możliwość sięgnięcia do
wcześniejszych artykułów. Nie jest powiedziane też, że nie wrócę. Nie wiem w
jakiej formie ani kiedy, ale nie wyobrażam sobie dzisiaj, że mógłbym porzucić
tylu wspaniałych ludzi (swoich czytelników) na zawsze.
Teraz jest mi na pewno potrzebny reset. Zauważyłem bowiem u
siebie coraz wyraźniejszą tendencję do uszczypliwych uwag i do zbytniego
odkrywania się, zahaczającego niemalże o ekshibicjonizm. To jest groźne i muszę
to jakoś przepracować.
Jedno jest pewne. Bez Was nie byłbym w tym miejscu, w którym
jestem. Wypromowaliście człowieka znikąd. To jest Wasz sukces, z którego
możecie być dumni. Z całego serca życzę Wam, aby z podobnym skutkiem udało się
wam wszystko, na czym wam zależy.
____________
Emilian Wojda
Komentarze
Prześlij komentarz