Ta piosenka Depeche Mode opowiada o wyrażaniu siebie w myślach i uczuciach. Słowa stają się zbędne, ponieważ nieodpowiednie ich użycie potrafi zranić. Autor preferuje więc ciszę, która daje mu spokój i stabilność.
Słowa są synonimem przemocy. Wdzierają się w ciszę, dzięki której bohater czuje się bezpieczny w świecie, który sam dla siebie stworzył. Każde z nich bierze do siebie bardzo osobiście, dlatego sprawiają mu większą krzywdę niż powinny. Chce, by bliska mu osoba zrozumiała, przez co przechodzi, ponieważ niczego nie pragnie bardziej od jej obecności.
Nie wierzy w to, że złożenie słownej przysięgi mogłoby umocnić ich związek. Jest przekonany, że miłość jest w stanie wyrazić się jedynie poprzez uczucia. Nie chce niszczyć jej słowami, które umniejszają według niego ich wagę.
Utwór można jednak rozumieć też w inny sposób. Bliska autorowi osoba może być również interpretowana jako uzależnienie od narkotyków, które zapewniają mu spokój i ucieczkę od rzeczywistości. Pomimo prób rzucenia nałogu i obietnic nie dotrzymuje słowa – pokusa jest zbyt silna a wszelkie przysięgi nie mają dla niego znaczenia.
Niezależnie od tego, w której interpretacji się lepiej czujemy, dla mnie ta piosenka, a właściwie jej przekaz, jest silnie związana z tym co widać przy okazji wspierania uchodźców z Ukrainy.
Od razu zastrzegę, że jeśli jakikolwiek dalej użyte przeze mnie słowo zostałoby odebrane jako powątpiewanie w słuszność niesienia pomocy, to tylko byłby dowód, że cisza jest lepsza. Jestem absolutnie za wspieraniem Ukrainy ze wszystkich sił!
Nie oznacza to, że dostrzeganie pewnych słabości musi być czymś wywrotowym. A jednak widziałem kilka razy brutalną reakcję w stosunku do osób, które tylko wykazały się dalekowzrocznością i rozsądkiem pytając co dalej. Fala uniesienia jest dobra, bo daje niesamowitą sprawczość na początku, ale ma tę właściwość, że szybko opada, a czasem potrafi przyjąć wsteczny bieg. I to wymaga właśnie ogarnięcia. Sam się na tym złapałem w najprostszym z możliwych przypadków. Z radością przeznaczyłem mieszkanie dla rodziny zza wschodniej granicy. Jest to daję i co tutaj kombinować? I wtedy żona – ucieleśnienie rozsądku – mówi spokojnie: A sprawdziłeś, czy wszystko działa jak należy zanim tam umieścisz ludzi? Przecież to może potrwać wiele miesięcy. I warto było się wstrzymać kilka dni, bo okazało się, że nie działa ogrzewanie wody, przecieka spłuczka od sedesu, w zasięgu ręki małych dzieci są niebezpieczne sprzęty, które trzeba usunąć itp. Te kilka dni to był też czas potrzebny na zorientowanie się w kwestiach administracyjnych i gdzie są zlokalizowane konkretne punkty wsparcia w okolicy. Na zasadzie „jakoś to będzie” trudno opierać działania wymagające kontynuacji w dłuższym okresie. A tylko wtedy mogą być w pełni skuteczne.
Zgadzam się też z tymi, którzy uważają, że bez spontaniczności nie byłoby pomocy. Szczególnie te pierwsze dni były krytyczne. Ukraińcy musieli zobaczyć, że nie są sami. Tutaj Polacy zdali egzamin celująco. Trzeba jednak pamiętać, że we wszystkim obowiązuje ta sama zasada. Dopóki skala jest niewielka można, a nawet należy eksperymentować. Jak się robi duża, to wtedy zaczynają być niezbędne rozwiązania systemowe.
I nie chodzi o wygaszanie zapału, ale o to żeby właśnie nie wygasł. Żeby głupimi słowami nie zepsuć nagle tyle dobra, które do tej pory popłynęło. Bo już się pojawiają pojedyncze głosy, że w tym wszystkim zapominamy o Polakach. I są tacy, co nie widzą różnicy, że ucieczka przed śmiercią nie jest poszukiwaniem lepszego życia w sensie ekonomicznym. Przecież jak uciekali ludzie z bombardowanej Syrii, ostrzeliwanego Afganistanu czy Jemenu, to jakoś ta solidarność się tak nie objawiała. Czyli nie tylko kwestie humanistyczne decydują w wielu przypadkach. I to warto pamiętać, ponieważ dzisiaj jesteśmy dumni. Wielu wręcz wypina pierś po ordery. Publikują autoreklamę i zieją nienawiścią do Rosjan. To jest takie trendy. Wręcz społeczny dowód słuszności. I to jest wg mnie bardzo groźne. Bo takie pobudki potrafią złapać szybko przeciwległy biegun. Kto pomaga z potrzeby serca, ten ma w nosie PR. Nawet nie przychodzi mu to do głowy, żeby gdziekolwiek się eksponować. Jedynie podpytuje czasem tych bardziej doświadczonych, co zrobić z tym czy tamtym. Stąd wiadomo w ogóle, że działa.
Celebryci w pomaganiu szybko dotkną ziemi. Teraz jeszcze nie czują tego, że inflacja przecież wraz z wybuchem wojny na wschodzie nie spadła. Dalej postępuje. Do tego dochodzi deprecjacja polskiej waluty. Drastyczne podniesienie stóp procentowych wcale nie daje gwarancji umocnienia się złotego, a podwyższenie rat kredytów na pewno. Jakość życia zacznie gwałtownie spadać. W kryzysie kurczy się popyt na usługi, a z tego żyje wiele osób. Są gotowi na być może nawet biedę? Czy zaczną zaraz obwiniać za swój los tych, którym dzisiaj pomagają? Przecież historia już nieraz pisała takie scenariusze.
Dostęp do lekarzy i tak nie był fantastyczny, a teraz dojdzie ok. milion potencjalnych pacjentów. Edukacja pozostawia wiele do życzenia po wspaniałych reformach, a teraz jeszcze będzie musiała zmierzyć się z nowym wyzwaniem. Chciałbym, aby ludzie to uznali. Tak, będzie trudniej, gorzej, ale duchowo wspanialej. Czy to jednak możliwe? Czy nie obudzą się znane nam z przeszłości demony? Przecież są tony dobrej literatury opisującej jak blisko jest od miłości do nienawiści. Co się okaże bardziej ludzkie? To pomaganie, miłość bliźniego, czy zawiść, zazdrość, próżność? Dzisiaj mało kto się nad tym zastanawia. Może i dobrze, bo nie będzie trzeba? Oby.
Wspomniałem o objawach antyrosyjskości. Znowu chodzi o zachowanie pewnego umiaru, a nie waleniu na oślep. Zerwanie z agresorem, jak najbardziej. Widzę jednak pewne niebezpieczne uproszczenie, które jak każda skrajność, jest dyskusyjne. W Warszawie jest klimatyczna restauracja „Skamiejka”. Właścicielką jest przeurocza Rosjanka Tamara. Od ponad 20 lat mieszka w Polsce. Klienci ją kochają. Zatrudniała ukraińską załogę. I nagle stała się obiektem gróźb, obelg i wszelakiej formy nienawiści. A czy to ona napadła na Ukrainę? Czy chociaż jednym słowem pochwaliła reżim Putina? A te tysiące Rosjan aresztowanych podczas demonstracji antywojennych to też złe Ruskie? Jak te pierogi, co to przecież nie są rosyjskie tylko ruskie, czyli pochodzą z Rusi, która dawniej pokrywała się głównie z obecnym terytorium Ukrainy i powodem zmiany nazwy tej potrawy powinno być bardziej sprecyzowanie jej rodowodu, a nie pojawienia się buntu przeciwko agresorom. Wstrzymanie emisji muzyki Czajkowskiego nie uderza w Putina i jego zwolenników, a to powinien być cel. Oczywiście to wszystko nie jest takie proste, ponieważ np. większość sankcji dotyka zwykłych Rosjan bardziej niż rządzących, ale jeśli nie uderzymy w gospodarkę Rosji to będą mieli za co się zbroić i napadać innych. To samo ze sportem, który jest traktowany jako tuba propagandowa i dlatego musi cierpieć. Tam, gdzie rzeczywiście zaboli – nacisnąć. Bez dwóch zdań, ale nie wpadać w amok.
***
Mamy poważny kłopot z krytycznym myśleniem. Tego nie uczą teraz w szkołach. To powoduje, że jesteśmy raczej bezbronni wobec dezinformacji, manipulacji i zalewu fake newsów. Sprzyja to też podpinaniu się pod większość. I teraz pojawia się pytanie czy przetrwa ta większość, która teraz z dużym poświęceniem, nie oglądając się na nic, wspiera potrzebujących braci Ukraińców, czy ta, która już się zaczyna objawiać chociażby wśród polityków, którzy nie dbają nie tylko o słowa, ale nawet o pozory przyzwoitości? Tutaj aż epatuje ten drugi wątek piosenki o narkotykach. Są tacy, co żywią się wyłącznie podłością. To ich nałóg. A wystarczyłoby cieszyć się ciszą i być człowiekiem przez duże C dla siebie i, co się przekłada automatycznie, dla innych. Nie na pokaz.
-------------------
Emilian Wojda
Komentarze
Prześlij komentarz