Ja wam mówię: jest dobrze,
jest dobrze, jest dobrze,
ale nie najgorzej jest.
Tak śpiewał Andrzej Grabowski w refrenie piosenki "Jest dobrze (jestem jak motyl)". Ten utwór nie chce mnie opuścić od kilku dni. Pierwsze dźwięki dopadły mnie przy lekturze chyba już setnego ogłoszenia fachowców od kryzysów, którzy pomogą w tych trudnych czasach. Pomyślałem sobie, że nic to, że gospodarka właśnie staje dęba. Nic to, że tysiące ludzi traci z dnia na dzień perspektywy, które mieli jeszcze w lutym. Nic to, że wszelkie raporty, które ukazały się na początku roku, miesiąc później zupełnie przestały być aktualne. Nic to, że ujawniły się zastępy ludzi kompletnie nieprzygotowanych do udźwignięcia tak głębokich zmian. Żyjemy w kraju ekspertów. Nie ma zatem powodu do zmartwień. Zawsze znajdzie się ktoś, kto doradzi, jak sobie poradzić w każdej sytuacji. Jest dobrze.
Czy ma to jakiekolwiek znaczenie, że doradca od kryzysu kończył studia, kiedy ten poprzedni już wygasał, a ten obecny jest jego pierwszym doświadczeniem? Czy to ważne, że doradca nie musiał w swoim życiu zwolnić pracownika? Czy to ważne, że nie miał okazji osobiście podtrzymywać na duchu swojej własnej załogi, która rozsypuje się psychicznie w obliczu zaistniałych faktów? Czy to ważne, że nauka pisania CV dzisiaj nie wystarczy, bo nie bardzo jest gdzie je wysłać? Czy to ważne, że biznesy są różne i mają różny rozkład kosztów stałych, i że ma to wpływ na ewentualne redukcje zatrudnienia, a nie tylko kwestie związane z efektywnością? Chyba nie. Jest dobrze.
Okazuje się, że teraz nauczymy się jak być liderem w kryzysie, bo poza kryzysem wystarczy być chyba jakimś półliderem. Nauczymy się jak sprzedawać w kryzysie, bo wcześniej sprzedawało się samo. Nauczymy się jak zarządzać zespołem na odległość, bo wcześniej we wszystkich firmach szczególnie handlowcy byli nie na odległość. Nauczymy się jak angażować zespół w obliczu sytuacji ekstremalnej, bo wcześniej nam to nie było do niczego potrzebne. Jest dobrze. Wszystkiego się nauczymy. Mamy od kogo. Jedynym problemem jest tylko kogo wybrać. Istny ból głowy. Czy zatem jest dobrze?
Przypomina mi się taka rozmowa z lat 90-tych ubiegłego wieku:
Dziennikarka: Jest pan posłem i jednocześnie przedsiębiorcą, proszę mi powiedzieć, jak to jest. Z jednej strony statystyki podają wskaźnik bezrobocia powyżej 20%, a z drugiej firmy narzekają na brak pracowników. Ja i widzowie tego nie rozumiemy.
Poseł/przedsiębiorca: Jakby to ująć... Proszę sobie wyobrazić, że jest pani rozbitkiem i płynie pani samotnie łódką pośrodku oceanu. I bardzo się chce pani pić, a przecież naokoło tyle wody.
Nie spotkałem celniejszego porównania niedopasowania popytu do podaży lub mijania się tych strumieni.
Dzisiaj mamy poważny problem. Sytuacja jednych dotyka bardziej, innych mniej. Na razie. Im dłużej będzie to trwało, tym krąg poszkodowanych będzie się powiększał, a w niektórych przypadkach dojdzie do kumulacji. To z kolei wprowadzi w kłopoty tych, którzy nadal się bronią. Nic odkrywczego. Typowy mechanizm kryzysu. Ale to wiedzą ci, którzy kryzysu doświadczyli. Którzy już się z nim mierzyli. Pewnie, że można sobie poczytać różne całkiem wartościowe opracowania. Trzeba jednak jeszcze umieć je zaadaptować do specyfiki sytuacji w jakiej się dana firma znajduje. Jest tyle zmiennych, że jeden schemat, choćby nawet genialny, nie ma dużych szans rozwiązać dylematów, przed którymi staje organizacja.
W firmach, które zawsze przywiązywały dużą wagę do procesu planowania, które w standardach mają kwartalne korekty budżetu - w nich narady co dalej już się odbyły. Proces przedefiniowania celów już trwa. Dopasowanie zasobów do realizacji nowych celów zostało ustalone. Warianty zależne od stopnia zaawansowania kryzysu są w trakcie opracowywania. Te firmy z reguły są w stanie przygotować rozwiązania we własnym zakresie. Korzystają ze wsparcia zewnętrznego zasadniczo tylko w jasno przez siebie zdefiniowanych obszarach typu outplacement, wdrożenie nowych rozwiązań systemowych IT, szkolenia z korzystania z nowych technologii w komunikacji. Jeśli taka firma zamawia szkolenia liderów w kryzysie, to zawsze pojawia się pytanie, jak do tej pory była zarządzana. Alarm powinien aż wyć.
Większość firm potrzebuje jednak pomocy doradców. To, że znalazły się w trudniejszej sytuacji niż mogłyby być przy prawidłowym zarządzaniu, powinno wielu dać do myślenia. Być początkiem nowego rozdania. Nie jest to takie proste jak się wydaje. Wynika to z poziomu świadomości.
Pierwszy poziom to przekonanie przedsiębiorców, że to chwilowe i sami sobie poradzą. Część ma rację, ale część nie. Ci, którzy mylą się w swojej ocenie, w praktyce nadal nie potrzebują wsparcia. Jak się zorientują, to liczą z kolei na cudotwórcę. Nie są gotowi do ciężkiej pracy u podstaw. Rodzi to mnóstwo problemów i ogranicza skuteczność proponowanych rozwiązań.
Drugi poziom to świadomość potrzeby wsparcia. Przy silnym przekonaniu, że wystarczy "kosmetyka". W 99% przypadków trzeba ratować fundamenty, a nie malować płotek wokół domu. Efekt tonięcia w pięknym stylu raczej murowany.
Trzeci poziom to oczekiwanie wsparcia, ale wyłącznie od rządu. Tutaj mamy do czynienia z dwoma aspektami. Praktyczny: wsparcie absolutnie niewystarczające. Społeczny, polegający na negowaniu przez podatników pomocy dla firm, które do tej pory notowały duże zyski. Ostatecznie ta pomoc nie rozwiązuje problemu z uwagi na pokrycie małego marginesu rzeczywistych potrzeb.
Czwarty poziom to zgoda na gruntowne porządki pod kierownictwem doradcy. Ale wtedy pojawia się trafność przytoczonej wyżej przypowiastki o rozbitku na środku morza. Przedsiębiorca widzi wiele ofert. Wnika w szczegóły i ma wątpliwości, czy ci doradcy rzeczywiście mają kompetencje, żeby mu pomóc. Szczególnie właśnie teraz, kiedy jego własne doświadczenie nie wystarcza, albo wręcz zawiodło. Pyta się np.: a ile restrukturyzacji Pan(i) przeprowadził(a)? Jak licznym zespołem zarządzał(a)? Co wiecie o mojej branży? Często wtedy padają słabiutkie argumenty pozycjonowane jako atuty typu: to fakt, nie znam branży, ale dzięki temu mam obiektywne spojrzenie z boku. To prawda, ale tylko w przypadku kiedy doradca udowodni, że pracował w wielu różnych branżach z sukcesem i jego silną stroną jest ponadprzeciętna zdolność adaptacyjna i umiejętność dobrania analogii w mechanizmach. Pytanie o wyróżniki danej branży jest kluczowe, aby dobrać właściwe przykłady do ewentualnego naśladowania. Upieranie się, że przykład Sony będzie adekwatny przy sprzedaży żwiru na autostrady nawet najbardziej zatwardziałych teoretyków ostatecznie ośmieszy. Korzystanie z doświadczeń firm FMCG w zakresie merchandisingu będzie natomiast już bez wątpienia przydatne dla DIY. Doradca forsujący jedyne rozwiązanie jakie zna nie jest żadnym doradcą nawet jak przeczyta 300 książek. Błyśnięcie przed grupą na sali podczas szkolenia, to nie wskazówki, które mają mieć wpływ na jakościową zmianę biznesu. Niby to każdy wie, ale są tacy, co nie mają oporów uważać się za ekspertów biznesu mimo, że mieli okazję poznać tylko wyrywkowy fragmencik. I co ma ten przedsiębiorca zrobić? Kupić coś, co go nie przekonuje, czy zrezygnować?
Może szukać dalej? Ale czy nadal jest skłonny wydać konkretne pieniądze na weryfikację strategii, rewizję celów, ułożenie na nowo procesów czy na przygotowanie ludzi do wyzwań w innym niż do teraz ujęciu? A jeśli się waha, to czy nie traci cennego czasu na implementowanie koniecznych zmian? Czy przez to nie jest bardziej skłonny do stosowania najprostszych (niekoniecznie optymalnych) rozwiązań redukujących koszty? Czy przez to nie osłabia bardziej swojego już i tak spowolnionego biznesu?
Większość przedsiębiorstw potrzebuje zmian. Coraz więcej uświadamia sobie, że to co odkładali dzisiaj trzeba albo wdrażać, albo jednoznacznie odrzucić. Nie ma już miejsca na "Jest dobrze".
Ile firm w branży budowlanej "woziło" się z BIM? Dzisiaj już wiedzą konkretnie w którą stronę pójść. Dokonali błyskawicznej analizy czegoś, co wcześniej zabierało im miesiące, a nawet lata.
Konieczność zwalniania ludzi zmusiła niektóre firmy do przyspieszonej weryfikacji zakresu obowiązków. Do analizy zadań, które trzeba rozdzielić na pozostających w organizacji i zderzenia ich z ich dotychczasowymi kompetencjami. Dzieje się. Jest dobrze. Ale nie wszędzie. A powinno być wszędzie.
Każda firma potrzebuje teraz przeglądu. Nawet jeśli efektem ma być potwierdzenie, że wszystko jest poukładane jak należy i że "jest dobrze". Nie zastanawiamy się nad tym, że oddajemy na przegląd samochód po określonym przebiegu lub roku, a nie robimy tego ze swoją firmą? Jakoś przyswajamy to, że lepiej chodzić do dentysty co pół roku na kontrolę niż czekać, aż będzie bolało, a z firmą pozwalamy sobie na przysypianie, bo jest dobrze? Trzeba czekać na działanie, dopiero jak piekielnie boli?
Przecież chcemy być postrzegani jako inteligentni, cywilizowani ludzie. Dlaczego zatem robimy wszystko, aby obraz był zgoła odmienny?
To nie jest tak, że profesjonalnych doradców nie ma. Są. Niestety trzeba ich poszukać, popytać znajomych, nie ulegać agresywnej reklamie. Doradztwo to przecież nie są batony czekoladowe.
***
Nie rezygnuj, skorzystaj ze wsparcia. Jest Ci potrzebne. Jedyne co musisz, to dobrze wybrać. Dzisiaj niespecjalnie stać Cię na chybione inwestycje.
Jest dobrze? Sprawdź, a na pewno będzie dobrze.
------------------
Emilian Wojda
Komentarze
Prześlij komentarz