Przejdź do głównej zawartości

"High Hopes"

 

Tekst tego przepięknego utworu jest wyrazem tęsknoty Davida Gilmoura za beztroskimi czasami dzieciństwa. Śpiewa o przemijającej młodości, której kres zmienił całkowicie jego sposób postrzegania świata. Dawniej wszystko wydawało się prostsze, piękniejsze, bardziej ekscytujące. Nawet trawa była bardziej zielona. Ale to już przeszłość.

Nie znam człowieka, który tak, jak gitarzysta i wokalista zespołu Pink Floyd, nie miałby podobnych refleksji. Kiedyś było lepiej! E tam, kiedyś to było wręcz wspaniale. Po prostu raj na ziemi. Nie mam najdrobniejszego zamiaru wyszydzać takich myśli. Sam im bardzo często ulegam. Uważam to za normalną ludzką rzecz. Po co zatem o tym piszę? Bo właśnie znów mnie to dotknęło, prawdopodobnie tak jak wielu z Was.

Na kompozycję "High Hopes" zwróciłem uwagę właśnie dlatego, że złapałem się na tego typu wspominkach, słuchając płyt Pink Floyd w związku z moim artykułem sprzed dwóch tygodni. Najpierw zatęskniłem za spotkaniem z przyjaciółmi w ulubionym pubie, a potem ruszyła lawina. Poczułem się źle, że coś straciłem i poszła automatycznie projekcja, jak to dawniej było cudownie. O tych mechanizmach prace naukowe pisały niekwestionowane autorytety psychologii, medycyny czy innych pokrewnych nauk. Nie miałbym śmiałości z nimi ani rywalizować, ani polemizować. Nie zamierzam też nawet cytować. Pomyślałem sobie, że przecież nie mamy odruchu sprawdzania każdego zjawiska, którego doświadczyliśmy, z profesjonalnymi badawczymi opracowaniami i teoriami. Czasem chcemy po prostu skonfrontować nasze doznania z kimś bliskim. Ze znajomym na podobnym poziomie, który nas nie onieśmiela i tym samym utwierdza nas w przekonaniu, że nie dzieje się z nami nic złego. Skoro Wy, moi czytelnicy, jesteście dla mnie właśnie takimi osobami, to ja (mam nadzieję) też jestem taki dla Was.

Po takim wprowadzeniu, mogę chyba swobodnie podzielić się swoimi refleksjami w tym temacie. 

  1. Wzdychanie do tych lepszych chwil z przeszłości pojawia się zazwyczaj wtedy, gdy stajemy przed konkretną przeszkodą i jest to nasza odruchowa reakcja na napotkany problem. To może być właśnie wspomniany brak możliwości spędzenia czasu z przyjaciółmi przy piwie i dobrej muzyce. To może być tęsknota za europejską sylwetką po wyjęciu starego garnituru z szafy, w którym się dzisiaj nie mieścimy. Zdjęcie z jakiegoś wyjazdu do dalekich krajów. Nagła konstatacja, że nie słychać za oknem gwaru bawiących się dzieci, kiedy w czasach naszej młodości większość życia toczyła się na podwórku przy trzepaku. Może to też być spostrzeżenie, że umyka nam wiele fajnych rzeczy z braku czasu, a kiedyś jakoś na wszystko go wystarczało. Każdy pretekst dobry, i każdy uruchamia machinę rozkładania tej jednej wybranej rzeczy na wszystko inne. Czyli, jeśli mogliśmy dawniej wyjeżdżać na fantastyczne wycieczki, to było lepiej, bo dzisiaj z jakichś względów (obostrzenia, obowiązki lub pieniądze) nie wyjeżdżamy i dlatego jest gorzej. Nawet jeśli pozostałe rzeczy wyglądają lepiej niż w przeszłości, to ponieważ ich nie porównujemy w tym momencie, to też wydają się gorsze. Wtedy wszystko było gorsze i już.

  2. Dawniej wcale nie było lepiej. Było inaczej. Nawiązując do poprzedniego punktu: jeśli wzięlibyśmy na bok pretekst naszej nostalgii i w miarę obiektywnie spróbowali porównać kilkanaście elementów z okresu, do którego chętnie byśmy wrócili, z tym dzisiejszym, powodującym te odwołania, to raczej bilans by nas mocno zaskoczył. I w drugą stronę. Dzisiejsze frustracje są często wywołane tym, do czego wzdychali ludzie w przeszłości. Wiele lat temu myśleliśmy jak to by było wspaniale, gdyby każdy miał w kieszeni telefon komórkowy. Dzisiaj to dla wielu ograniczenie wolności, dla innych zmora, a jeszcze dla innych uzależnienie. Dawniej byliśmy też na innym etapie życia. Mieliśmy inne obowiązki. Niektórzy nie mieli dzieci, a teraz mają. Jeśli byli bardzo młodzi, to mogli sobie beztrosko żyć, nie mając do roboty nic obarczonego jakąkolwiek odpowiedzialnością. Jak to tutaj porównywać? Do tego akurat tęsknota jest jak najbardziej uzasadniona. Kiedyś marzyliśmy o samochodzie, a teraz zgrzytamy zębami na korki. Teraz zżymamy się na niezdrową żywność i dodawanie całej tablicy Mendelejewa do jedzenia, a kiedyś mieliśmy puste półki w sklepach. Jeśli dołożymy do tego, że te porównania będą się diametralnie różniły w zależności od badanego okresu, to można całkiem się pogubić. Ten świat nie jest taki prosty do ogarnięcia.

  3. Wspaniałość poprzednich okresów jest też pochodną tego, że pamiętamy zazwyczaj to co dobre. To co złe staramy się zapomnieć. To nawet jest tak fizjologicznie poukładane, że mózg reguluje to właśnie w ten sposób (poprzez swoją gospodarkę hormonalną), abyśmy raczej pamiętali rozpakowanie prezentów pod choinką niż kłótnię rodziców przy stole wigilijnym. Ekstremalnym przykładem były opowieści chłopaków, którzy wyszli z wojska w czasach przymusowego poboru. Wszyscy wiedzieli, że to był niewyobrażalny w dzisiejszych czasach syf. Każdy znany mi wówczas młody mężczyzna miał jeden nadrzędny cel: wymigać się od służby w WP. Mnie się udało. Byli jednak tacy, których zgarnięto. Wyparli uciążliwości, nonsensy, a nawet okrucieństwa tzw. fali. Z relacji wynikało, że to był fantastyczny czas. Tylko żartowali i zawierali przyjaźnie na cale życie. A o tym jaka to była wtedy formacja i przez kogo dowodzona, najlepiej świadczy taki przykład. Jak wspomniałem, uniknąłem zasadniczej służby wojskowej, ale  zaznałem tzw. studium wojskowego na uczelni. Szefem naczelnym był (nie wypada podawać prawdziwego nazwiska) płk. Iksiński. Któregoś dnia,  podczas przerwy, do "Jajka" (klub profesorski na SGH), raźnym krokiem podąża przez całą aulę spadochronową, czyli główny dziedziniec, wspomniany pułkownik. W pewnym momencie z najwyższej galerii słychać bardzo donośny krzyk: Iksiński, ty ch...! Potem rechot kilkuset obserwujących zdarzenie studentów. Iksiński zatrzymuje się, podnosi głowę, rozgląda się po twarzach widocznych na galeriach i sam się wydziera: I z czego się śmiejecie durnie, przecież to do mnie, a nie do was! Byłoby to nawet zabawne, ale ci, co go znali, doskonale wiedzieli, że wcale nie obrócił tego sprytnie w żart, tylko był maksymalnie wściekły. Zresztą padłem ofiarą tego, że go trzymało kilka tygodni, oblewając zaliczenie na definicji wzgórza. Przeszłość wydaje nam się znacznie przyjemniejsza również dlatego, że pamiętamy z niej to, co było przyjemne. Jeśli nie doszło do jakiejś traumy, to w zasadzie złych rzeczy nie było. Może jakieś pojedyncze zdarzenia, nie rzutujące na całokształt.

  4. To, że kiedyś było lepiej, to najczęściej rozbrzmiewająca śpiewka wśród handlowców. Im rzeczywiście na przestrzeni lat świat ulegał przeobrażeniu w niesamowitym tempie. Co opanowali jakieś zasady, które dały im chwilowy oddech i pomogły wreszcie osiągnąć satysfakcjonujące wyniki, to sytuacja zmieniała się na tyle, że trzeba było wszystko budować od nowa. Do tego skoro my ulegamy frustracjom, to klienci też. Nie jesteśmy w stanie ustalić, czy byli rzeczywiście bardziej przyjaźnie nastawieni, milsi, bardziej otwarci. Czy bardziej cenili sobie uczciwość, czy złotówki. Skoro było lepiej? Handlowiec, jak każdy inny człowiek, podlega tym samym procesom, co każdy z nas. Może odczuwa jedynie silniej, bo jego praca polega na kontakcie z drugim człowiekiem i sam do końca nie wybiera z kim się spotyka i z kim robi interesy? Im większe poczucie zmiany, tym większa tęsknota za tym, co było. Handlowiec, wzdychając do starych dobrych czasów, najczęściej wyraża po prostu pragnienie ucieczki od trudów teraźniejszości. To świetny sygnał dla zarządzających, aby zweryfikować obciążenie i dedykowane wsparcie. Bo jak wszędzie, kiedyś coś było lepsze, coś gorsze. Wymagania pewnie wzrosły, ale niektóre rzeczy się poprawiły. Kwestia spojrzenia. Dla tych co narzekają na CRM kubłem zimnej wody na rozpaloną głowę może być zakładanie tekturowych kart klienta w segregatorze i pisane ręcznie raporty. Wystarczy tydzień, aby przekonać się, czy kiedyś było wszystko lepsze.

***

Jak się tak zastanowić, to we mnie i tych, których znam, siedzi głęboko osadzona tęsknota za tym co było. To normalne, skoro pamiętamy głównie to co dobre, i skoro kojarzy się to najczęściej z pierwszymi, ważnymi dla naszego życia fascynacjami i doświadczeniami. Pierwsze miłości, pierwszy alkohol, pierwsza praca (kolejność przypadkowa). Czy teraz jest gorzej? Możemy czasem być zmęczeni - wtedy na pewno tak się czujemy. Wystarczy jednak, że mamy do czegoś zapał i przecież wtedy wydaje nam się to cudowne. I życie jest jakieś fajne. Do momentu, kiedy coś nas zdołuje. Wtedy obecne czasy są makabryczne, a dobre to już były. To jest tak silne, że chociaż większość z nas doskonale zna te mechanizmy, dajemy się im nieść bez żadnych oporów i co najśmieszniejsze jutro, pojutrze, za miesiąc, za rok: sytuacja nieraz się powtórzy. Tak już mamy. Czy chciałbym przenieść się do czasów swojej młodości? Pierwszy odruch: jasne! Bo przecież kojarzymy wyłącznie to co dobre. Chwila refleksji i odpowiedź pojawia się zgoła inna. Bardziej racjonalna. Chętnie bym wrócił, ale na kilka tygodni lub miesięcy. Wtedy bym zobaczył, czy rzeczywiście było tak cudownie. Czy bym się w ogóle odnalazł w tych czasach, chociaż przecież je znam. Patrzyłbym jednak na nie z innej perspektywy. Pewnie wtedy zobaczyłbym, czego mi z kolei brakuje z dzisiejszych czasów i czy mógłbym z tym żyć? Czy to, co wydaje mi się, że było takie super, dzisiaj też tak bym oceniał? Przykład. Mając świetną sylwetkę w młodości, której dzisiaj sobie zazdroszczę, czy stać mnie byłoby na treningi 6 dni w tygodniu po 2 godziny minimum? Wtedy nawet się nad tym nie zastanawiałem, a dzisiaj, hmmm. To może niech będzie trochę niedoskonała? Nie namawiam nikogo, aby przestał śnić o wspaniałej przeszłości. Czujemy się z tym po prostu lepiej. Gdzieś nam umyka to, że się wielokrotnie potknęliśmy, że spotkaliśmy na swojej drodze wrednych ludzi, że odczuwaliśmy jakieś braki czy niedostatki. Co w tym złego, że to wtedy trawa była dla nas naprawdę zielona, jak śpiewa Gilmour? Problem jest wyłącznie w przypadku, kiedy zamkniemy się przed przyszłością. Było lepiej? Taki dzisiaj mam nastrój? Ok. Jeśli pamiętam, że przede mną jeszcze kawal życia, to przecież jeszcze doświadczę wiele cudownych chwil. A co najważniejsze, to nawet jak dzisiaj czuję się kiepsko, to za jakiś czas będę z rozrzewnieniem wspominał, że kiedyś było lepiej, myśląc właśnie o tym dzisiejszym dniu.

--------------

Emilian Wojda  

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Stan"

To dla mnie (boomera) jedna z najwspanialszych piosenek rapowych w historii, nawet jeśli niektórzy puryści zaprzeczają temu z powodu uprzedzeń wobec artysty. Warto wiedzieć, że dzięki temu utworowi słowo „stan” stało się popularnym słowem slangowym – a dokładniej, zostało wręcz dodane do głównego kanonu języka angielskiego. To jeden z najlepszych rapów opowiadających kompletną historię. Zrozumiałą i interesującą jak dobry film. Piosenka obraca się wokół opowieści o fikcyjnym facecie o imieniu Stan, który jest, delikatnie mówiąc, zagorzałym fanem Eminema. Obserwujemy eskalację psychicznych problemów bohatera. Zaczyna się niewinnie od usilnych nieudanych prób komunikowania się ze Slimem (w domyśle Eminemem). Ponieważ Stan nie otrzymuje szybkiej odpowiedzi, staje się coraz bardziej zły i brutalny. Ostatecznie radzi sobie ze swoim rozczarowaniem popełniając morderstwo-samobójstwo, zrzucając siebie i swoją ciężarną dziewczynę z mostu. Chociaż pozornie ta kompozycja ma niewiele wspólnego z

"When The Curtain Falls"

  Piosenka powstała w pierwszej połowie 2018 roku.  Na singlu ukazała się 17 lipca, promując album AOTPA. "When the curtain falls" to typowy hit, dynamiczny rock z atrakcyjnym riffem i emocjonalnym, krzykliwym śpiewem Josha. Zaskakuje natomiast tekst utworu, nietypowy dla  tego typu kompozycji. Opowiada o aktorce, która kiedyś była przedmiotem uwielbienia, ale uroda, sława i młodość przeminęły wraz z adoratorami oferującymi pierścionki zaręczynowe. Autor radzi jej aby odpoczęła. Żegna się z jej dotychczasowym wizerunkiem, który przestał być już porywający. Kurtyna, która opada po jej każdym przedstawieniu ma coraz bardziej gorzki smak. Aż przychodzi czas kiedy opada na zawsze. Sięgnąłem do tej piosenki po rozmowie z kolejnym rozgoryczonym menedżerem wysokiego szczebla, którego świat nagle runął w gruzy wraz z utratą eksponowanego stanowiska. które z sukcesami zajmował przez wiele lat. Dla takich osób to zwykle prywatna tragedia. Rzadko kiedy widzą w momencie zwolnienia celowo

"Creep" czyli trzeba wierzyć (w siebie).

Bohaterem piosenki zespołu Radiohead jest chłopak obsesyjnie zakochany w wyjątkowej i wręcz doskonałej (wg jego oceny) dziewczynie. Onieśmielony jej wyimaginowaną perfekcyjnością nie może się zdobyć na to, aby nawiązać z nią chociażby kontakt wzrokowy. Na przeszkodzie stoi zbyt niska samoocena. Taki odmieniec nie zasługuje przecież na obcowanie z aniołem ze snów. Thom Yorke napisał "Creep" w latach osiemdziesiątych, kiedy studiował jeszcze na Uniwersytecie Exter. Inspiracją była podobno dziewczyna, którą wypatrzył w tłumie na jednym z pierwszych koncertów zespołu.  Ten utwór rozbrzmiewał mi w głowie od kilku miesięcy ale jakoś nie mogłem znaleźć powiązania tekstu piosenki z żadnym tematem, na który chciałbym coś napisać. Pomogły coraz liczniejsze publikacje dotyczące zaufania. Trudno mówić o zaufaniu bez dotknięcia zagadnienia wiary w siebie. Nie sposób też nie zauważyć, że kryzys sprzyja zwątpieniu. Temu zjawisku ulegają w dużej mierze sprzedawcy. Ograniczony popyt i zmiany