Przejdź do głównej zawartości

"If You Really Love Nothing"

 

Tekst piosenki otwierającej płytę "Marauder" zespołu Interpol opowiada o skomplikowanej, złożonej relacji między narratorem a kobietą, która zmaga się z jakimiś problemami psychicznymi. Zakłopotany i osaczony poddaje się i nie chce już walczyć o tę relację. Na konferencji prasowej dotyczącej albumu, Paul Banks - wokalista zespołu, zwrócił uwagę na związek między tym utworem a koncepcją i okładką całej płyty.

Jedno i drugie odnosi się bowiem do ludzkiej samotności, wyobcowania. Maruder staje się tutaj postacią, która tak odstaje od społeczeństwa, że nie jest w stanie znaleźć w nim dla siebie miejsca. Tak jak bohaterka tej piosenki, z której rezygnuje w końcu narrator. Z którą żegna się ostatnim pocałunkiem.

Utwór jest opowieścią o rezygnacji z życia i walki o siebie oraz o związkach między ludźmi. Rezygnacja ta oparta jest na braku miłości, czyli tego, co czyni nas ludźmi, czującymi jednostkami. Jeśli nie kochasz niczego, śpiewa Banks, to jesteś zmyślony, nie istniejesz, przegrywasz. Bo życie bez emocji i uczuć jest nieludzkie.

Niezbyt często słucham grupy Interpol, mimo że doceniam jej dokonania. Tym bardziej mnie uderzył przekaz tej piosenki. Usłyszałem ją nagle i rozłożyła mnie na łopatki. Wcześniej, za każdym razem, miałem do niej bardzo neutralny stosunek. Owszem przyjemna, poprawna kompozycja. Wprowadza w ciekawe klimaty. Tyle. Są ludzie, którzy uważają, że nic się nie dzieje przez przypadek. Może właśnie dlatego pojawił się w mojej przestrzeni ten właśnie utwór? Bo dopiero teraz potrafię go właściwie zrozumieć? Prawdopodobnie tak. Stał się dla mnie dosyć ciekawą puentą wielu moich wcześniejszych artykułów i kilku rozdziałów książki. Wypowiadałem się często o poszukiwaniach, determinacji, motywacji. Mówiłem o celach, ich braku. Długo pastwiłem się nad schematami, technikami i ich brakiem skuteczności w konfrontacji z różnorodnością jaką stanowią ludzie i ich zmieniające się dynamicznie otoczenie. Dziesiątki tysięcy słów, teorie, hipotezy, przykłady, anegdoty. Przeróżne formy, a i tak wrażenie kręcenia się w kółko. I docierają do mnie niespodziewanie dwie pierwsze linijki tekstu: 

"Jeśli naprawdę nie kochasz niczego
Na jakiej przyszłości budujesz iluzję?"

Ano właśnie, jeśli nie kochasz niczego, w tym też siebie, to co cię zadowoli? Dłużej, nie tylko chwilowo? Jak masz sobie obrać cel? Ten swój, nie cudzy? Kim jesteś? Kim chcesz być? Bardzo trudno na te pytania odpowiedzieć. Chyba, że kochasz, masz pasję. Wtedy to nadzwyczaj proste. Niby to nic nowego. Jakoś to wszystko wiemy, ale w moim przypadku potrzeba czasem takiego głębszego dotarcia. Niemal kopa. Jak piosenka Interpolu. Ja na szczęście kocham, ale czasem muszę sobie głośno powiedzieć co, aby gdzieś się nie oddalać bez sensu.

Refleksja zazwyczaj pojawia się w jakimś konkretnym kontekście. Tutaj "If You Really Love Nothing" zabrzmiała w chwili, kiedy zastanawiałem się dlaczego tak ciężko jest stworzyć dobry elevator pitch czy jednostronicowe CV, mając na koncie duży bagaż doświadczeń. Po odrzuceniu niepotrzebnych buntów, że ten nachalny trend do skracania obdziera z wielu wartościowych elementów, których nie ma czasu zaprezentować i zrównuje w dół stawiając na szołmeństwo zamiast na wartości, zacząłem myśleć w czym tkwi problem. I olśniło mnie wraz z pierwszymi taktami muzyki. Przecież jeśli coś kochasz, to w sposób automatyczny powiesz kim jesteś, co robisz, dla kogo to robisz, dlaczego właśnie to robisz i w jaki sposób. I w każdym z tych elementów pojawią się twoje wyróżniki pokazujące cię w świetle, a nie w cieniu wielu innych klonów. Jeśli jesteś np. architektem, to możesz powiedzieć, że pracujesz w takim i takim biurze, masz na koncie x projektów i y zadowolonych użytkowników. A możesz powiedzieć, że projektujesz przytulne ekologiczne domy i zaczynasz od rozmowy z dziećmi rodziny, która ma w takim domu zamieszkać. W ten sposób przekazujesz część siebie. I jest to pochodną tego, co kochasz, bo inaczej byś tego nie podkreślił. Szczególnie tam, gdzie jest limit słów i czasu.  

Można narzekać na to, że ginie treść, a liczą się nośne hasła. Że trailer zastępuje film. Że streszczenie książki wypiera samą lekturę. Ja sam czasem łapię się na tym, że zamiast się gimnastykować w środy nad pisaniem długich artykułów, mogę przecież w 5 minut wypuścić jakiegoś smacznego posta, który będzie krążył w sieci jak głupi. Ale ja (przez przypadek, bo przez przypadek) pokochałem pisanie artykułów. I skoro to pokochałem, to zupełnie mnie nie interesuje to, ile jest odsłon. Ile poleceń. Ile komentarzy. To było ważne, ale już nie jest od czasu, kiedy zrozumiałem, że to lubię i to jest moje. I tysiące potencjalnych czytelników, którzy nie mają zwyczaju czytać tekstów dłużej niż 1 minutę, nie skuszą mnie do porzucenia tych, którzy lubią jednak czymś wypełnić poranną kawę. Skoro wiem co kocham, to nie mam już dylematów. Ścieżka jest wybrana.

Myślę, że każdy z was miał doświadczenia z tego typu siłą. Jakże swobodnie idzie nam opowieść o firmie, z której jesteśmy dumni, bo jesteśmy jej częścią, a jak trudno powiedzieć coś sensownego o niej, kiedy sami jej nie lubimy. Jak ja kocham słuchać swojej żony, kiedy opowiada, że dzieci nie chcą wychodzić z jej pracowni i iść na inne lekcje, chociaż kiedyś plastykę traktowali jako debilne zajęcia. Jak cudownie widzieć, że zawód nauczyciel, mimo negatywnej nagonki, może być dla kogoś czymś wspaniałym. Nie mówi wtedy, że jest nauczycielem, tylko, że daje dzieciom radość z ich własnej twórczości. Da się to opowiedzieć w 30 sekund, tak, aby słuchający już sam chciał rozwijać temat, zadając dziesiątki kolejnych pytań. Jakoś samo przychodzi. Nie trzeba tworzyć konspektów i uczyć się na pamięć treści.

A jeśli nie kochasz nic? To zawsze kogoś udajesz. Czasem gra ci wyjdzie, ale najczęściej niestety nie. I zaczynają ogarniać cię wątpliwości, potem stresy, a potem czasem coś jeszcze gorszego. Łapiemy się na tym, że zwykle nie bardzo wiemy co powiedzieć. Zastanawiamy się nad każdym słowem. Mamy dylemat, czy tak jest dobrze, a może jednak inaczej? Frustracja rośnie.

***

Uświadomienie sobie co kocham daje poczucie dużej swobody. Jeśli kocham zawód handlowca, to się nie spalam, kiedy nagle zapomniałem o strukturze diamentu podczas prezentacji rozwiązania. Po prostu rozmawiam. Klient jest dla mnie takim samym człowiekiem jak ja, nie jakimś demonem. Wszystko staje się jakieś dziwnie łatwe. Jeśli np. ktoś nie lubi ludzi, to jak może odnosić sukcesy w obsłudze klienta? Nie zapomnę swojego skrępowania, kiedy w latach osiemdziesiątych będąc w Holandii wszedłem do sklepu kupić buty i ekspedientka sama mi je nakładała do przymierzenia. W PRL-owskiej Polsce to było zjawisko niewyobrażalne. A ta dziewczyna promieniowała radością, że komuś pomaga. Autentycznie. Bez udawania. Pokłosiem tego, że u nas w obsłudze częściej się ląduje za karę, a nie z powołania jest albo sztuczność formułek, albo czasem nawet opryskliwość. Klient częściej jest intruzem niż pożądanym gościem. A gdybym tak, jak ta Holenderka, kochał to co robię? Byłaby różnica? 

Jeśli nie kochasz niczego, to jesteś zmyślony, nie istniejesz, przegrywasz, śpiewa Paul Banks. To wbrew pozorom wyzwanie. Wielu z nas odważyło się pokochać. Po swojemu. Ale są wciąż całe tabuny ludzi, których powstrzymuje hipokryzja, zapleśniałe wzorce i brak szacunku do innych ludzi. Dopóki będziemy potakiwać tym, którzy uważają, że sprzątanie nie może być pasją, tolerować korupcję i jeszcze podpowiadać, że koperta ma stać, a nie leżeć, czy wreszcie szczęście utożsamiać wyłącznie z liczbą zer na koncie, dopóty będziemy zastępować miłość jakimiś substytutami, które dopiero po czasie okażą się złudą. Wymieniłem najcięższe przypadki, ale jest też mnóstwo mniejszego kalibru, które powodują, że w najlepszym przypadku wstydzimy się kochać, a w najgorszym utwierdzamy w przekonaniu, że miłości nie ma.

------------------

Emilian Wojda



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Stan"

To dla mnie (boomera) jedna z najwspanialszych piosenek rapowych w historii, nawet jeśli niektórzy puryści zaprzeczają temu z powodu uprzedzeń wobec artysty. Warto wiedzieć, że dzięki temu utworowi słowo „stan” stało się popularnym słowem slangowym – a dokładniej, zostało wręcz dodane do głównego kanonu języka angielskiego. To jeden z najlepszych rapów opowiadających kompletną historię. Zrozumiałą i interesującą jak dobry film. Piosenka obraca się wokół opowieści o fikcyjnym facecie o imieniu Stan, który jest, delikatnie mówiąc, zagorzałym fanem Eminema. Obserwujemy eskalację psychicznych problemów bohatera. Zaczyna się niewinnie od usilnych nieudanych prób komunikowania się ze Slimem (w domyśle Eminemem). Ponieważ Stan nie otrzymuje szybkiej odpowiedzi, staje się coraz bardziej zły i brutalny. Ostatecznie radzi sobie ze swoim rozczarowaniem popełniając morderstwo-samobójstwo, zrzucając siebie i swoją ciężarną dziewczynę z mostu. Chociaż pozornie ta kompozycja ma niewiele wspólnego z

"When The Curtain Falls"

  Piosenka powstała w pierwszej połowie 2018 roku.  Na singlu ukazała się 17 lipca, promując album AOTPA. "When the curtain falls" to typowy hit, dynamiczny rock z atrakcyjnym riffem i emocjonalnym, krzykliwym śpiewem Josha. Zaskakuje natomiast tekst utworu, nietypowy dla  tego typu kompozycji. Opowiada o aktorce, która kiedyś była przedmiotem uwielbienia, ale uroda, sława i młodość przeminęły wraz z adoratorami oferującymi pierścionki zaręczynowe. Autor radzi jej aby odpoczęła. Żegna się z jej dotychczasowym wizerunkiem, który przestał być już porywający. Kurtyna, która opada po jej każdym przedstawieniu ma coraz bardziej gorzki smak. Aż przychodzi czas kiedy opada na zawsze. Sięgnąłem do tej piosenki po rozmowie z kolejnym rozgoryczonym menedżerem wysokiego szczebla, którego świat nagle runął w gruzy wraz z utratą eksponowanego stanowiska. które z sukcesami zajmował przez wiele lat. Dla takich osób to zwykle prywatna tragedia. Rzadko kiedy widzą w momencie zwolnienia celowo

"Creep" czyli trzeba wierzyć (w siebie).

Bohaterem piosenki zespołu Radiohead jest chłopak obsesyjnie zakochany w wyjątkowej i wręcz doskonałej (wg jego oceny) dziewczynie. Onieśmielony jej wyimaginowaną perfekcyjnością nie może się zdobyć na to, aby nawiązać z nią chociażby kontakt wzrokowy. Na przeszkodzie stoi zbyt niska samoocena. Taki odmieniec nie zasługuje przecież na obcowanie z aniołem ze snów. Thom Yorke napisał "Creep" w latach osiemdziesiątych, kiedy studiował jeszcze na Uniwersytecie Exter. Inspiracją była podobno dziewczyna, którą wypatrzył w tłumie na jednym z pierwszych koncertów zespołu.  Ten utwór rozbrzmiewał mi w głowie od kilku miesięcy ale jakoś nie mogłem znaleźć powiązania tekstu piosenki z żadnym tematem, na który chciałbym coś napisać. Pomogły coraz liczniejsze publikacje dotyczące zaufania. Trudno mówić o zaufaniu bez dotknięcia zagadnienia wiary w siebie. Nie sposób też nie zauważyć, że kryzys sprzyja zwątpieniu. Temu zjawisku ulegają w dużej mierze sprzedawcy. Ograniczony popyt i zmiany