Przejdź do głównej zawartości

"Stranger"

 

Ten utwór Clan of Xymox chodził mi po głowie od kilku miesięcy. Jednak aż do teraz nie bardzo miałem pomysł jak by go tu wpleść w swoje publikacje. Piękna muzyka, ale wyjątkowo skąpy tekst, który przecież w moich artykułach stanowi punkt wyjścia do dalszych rozważań. Buduje narrację eseju. A tu raptem 10 linijek, w tym dwie po jednym wyrazie. Ale jaką ma moc! Dzięki wspomnianej muzyce. 

Grupa jest jednym ze sztandarowych przedstawicieli kultowej wytwórni 4AD, znanej głównie z dokonań Cocteau Twins i Dead Can Dance. Stanowi dla mnie pewnego rodzaju pomost pomiędzy tymi dwoma wymienionymi wspaniałymi kapelami a takimi ukochanymi przeze mnie twórcami jak Joy Division, The Cure, Sisters of Mercy czy Siouxsie and the Banshees. To niemal  przysłowiowy złoty środek.

Co do samego utworu „Stranger”, to dla mnie piosenka o relacji z kimś, kogo kochasz, ale nic o nim nie wiesz. To niesamowite, jak celnie przedstawione są tutaj relacje. Jak w najbardziej oszczędny sposób można podkreślić, że nasze przekonania są tak różne. Że zwykle jesteśmy sobie obcy. Że możemy się kochać i robić razem różne rzeczy, ale nie potrafić rozmawiać.

Właśnie to ostatnie stwierdzenie spowodowało, że utwór trafił w odpowiedni dla mnie moment. Kilka dni temu wydawało mi się, że skomplementowałem koleżankę, a dowiedziałem się, że ona odebrała mój komentarz jako dowalenie do pieca. Od kilku tygodni zastanawiam się też nad sensem funkcjonowania w mediach społecznościowych. Mam wrażenie, że pasuję do nich jak pięść do nosa. Że moje długie, trącące pseudofilozofią wynurzenia nijak się mają do egzaltacji dziesięciolinijkowymi postami, które stają się nagle, z niewyjaśnionych dla mnie przyczyn, centrum wszechświata.

Czyżby jednak problemy z komunikacją? Mimo setki szkoleń z tego zakresu? Najwyraźniej. Gdyby nie piosenka „Stranger” pewnie bym tego nie zauważył, a tak jest o czym pomyśleć. Okazuje się, że można napisać miliom książek, nakręcić tysiące filmów i przejść setki kursów, a problem komunikacji będzie nadal otwarty. Powiem więcej – on się nasila. Na pierwszy rzut oka dochodzi wręcz do paradoksu. Wraz z rozwojem narzędzi komunikacyjnych umiejętność porozumiewania się słabnie. To są fakty, których nie należy lekceważyć.

Postęp technologiczny daje pozory kontaktu wszystkich ze wszystkimi. Następstwem jest ograniczenie bezpośrednich relacji człowieka z człowiekiem.  Coraz częściej jesteśmy świadkami ekscentrycznych zachowań, swoistego nieprzystosowania do świata, ucieczek w prywatność, do której inni – starannie wyselekcjonowani – są wpuszczani tylko za pośrednictwem mediów.

Z iluzją świetnej komunikacji mamy zresztą do czynienia wraz z pojawieniem się masowych komunikatorów. Jeśli np. Twitter zastanawia się, czy nie poluzować limitu znaków, zwiększając go dwukrotnie, to czy zmieni to, że każdy może o każdej porze wypluć z siebie, co mu tam akurat jego mózg wypreparował? Bez specjalnej troski, czy to kogoś dotknie, poniży, zgnębi? Może nawet lepiej, żeby tak się stało, bo wtedy będzie ruch – dowód, że uderzyło się w odpowiednią strunę. Bariera w postaci komunikatora nie naraża człowieka na to, co wystąpiłoby w komunikacji bezpośredniej po palnięciu jakiejś głupoty, chamskim przytyku czy po prostu nietaktownym zachowaniu. 

Od lat ludzie masowo chodzą na treningi komunikacji. Skłócone pary do psychoterapeutów i mediatorów, ambitni szefowie do ekskluzywnych coachów, politycy do owianych legendą doradców a la Tymochowicz. Usłyszą tam sporo banałów o porozumieniu między ludźmi, np. że rozmowa to przede wszystkim słuchanie. Pomińmy fakt, że zwłaszcza politycy wychodzą z tej obróbki z odwrotnymi umiejętnościami: głównie jak nie słuchać i nie dać sobie przerwać. Rzecz w tym, że popularność tego rodzaju wspomagania świadczy o tym, jak bardzo współczesnym ludziom są te banały potrzebne. Tak zatracają umiejętność porozmawiania. Z partnerem i dzieckiem. Z podwładnym zwalnianym z pracy. Z przyjacielem, który ciężko zachorował. Z przygodnym współpodróżnym. Rozmowa boli. Smartfon ból neutralizuje.

Ucieczka do świata wirtualnego to jedno, a zatracenie umiejętności porozumiewania się nawet w kontaktach bezpośrednich to kolejny kluczowy punkt tych rozważań.

Choć z pozoru wydaje się, że nie ma nic prostszego niż rozmawianie, to przecież często doświadczamy sytuacji, gdy nasz rozmówca lub my sami wyczuwamy w trakcie dialogu zagrożenie lub przewidujemy, że pojawi się ono wkrótce. Wydaje nam się, że nie jesteśmy właściwie rozumiani. Przeczuwamy, że w słowach naszego partnera ukryta jest jakaś aluzja, jakiś podtekst. Słowem: rozmawiamy, ale nie komunikujemy się zbyt dobrze. Klimat rozmowy zaczyna być coraz bardziej defensywny, bo energia rozmówców skupia się na obronie własnej samooceny zamiast na prawidłowym postrzeganiu motywów, wartości i emocji drugiej strony. Ludzie przestają słuchać, a zamiast tego wyobrażają sobie, co druga strona ma na myśli. Odrywają się od rzeczywistości. Dlaczego tak się dzieje? Bo na drodze stają bariery komunikacyjne: ocenianie drugiej osoby, próby kontrolowania jej, brak otwartości i empatii. To one powodują nastawienie obronne i w zasadzie uniemożliwiają kontakt. Efektywna komunikacja wynika z szacunku do drugiej osoby i jej autonomii; w swej istocie nie polega wcale na opanowaniu jakichś szczególnie wyrafinowanych umiejętności, lecz na wyrzeczeniu się oceniania rozmówcy.

Coraz więcej znawców tematu postrzega komunikację jako dialog, synergię, proces. Oznacza to, że rozmowa nie jest wyrzucaniem w próżnię wypowiedzi w rodzaju: „Co u ciebie słychać?”, ale sytuacją, gdy reakcja jednej strony powoduje empatyczną reakcję drugiej strony. Komunikacją nie będzie więc rozmowa równoległa, kiedy dwie osoby mówią do siebie o ważnych sprawach, ale nie słuchają się nawzajem. Chodzi o stworzenie – przy wykorzystaniu rozmowy – takich relacji interpersonalnych, w których obie strony są równie ważne. Są partnerami i poświęcają dużo uwagi temu, co chcą sobie nawzajem przekazać. Są wrażliwe na los drugiej osoby, jej życie, jej historię.

Przy każdej okazji mówi się, że do tego potrzebne jest słuchanie innych. Mitem jest, że to rzecz łatwa i niewymagająca wysiłku. Umiejętność słuchania jest bardzo rzadka, a jej rozwinięcie stanowi gwarancję sukcesu w wielu zawodach: od psychoterapeuty czy lekarza po krawcową i fryzjera. Nie mówiąc o skutecznym handlowcu. A przecież żadnym odkryciem nie jest, że aby poznać potrzeby ludzi, pokazać, że są dla nas ważni, trzeba im pozwolić nieskrępowanie mówić.

Jak więc tworzyć warunki, aby druga osoba chciała nam swobodnie opowiedzieć o sobie i swoich potrzebach? Przede wszystkim trzeba być człowiekiem dyskretnym, takim, który potrafi dochować tajemnicy. Z reguły zrobienie osobistego wyznania skłania partnera w rozmowie do większej otwartości. W efekcie relacja staje się coraz bardziej intymna i nabiera większego znaczenia. Relacje intymne, autentyczne dają ludziom więcej radości – czują się wtedy szczęśliwsi. Czują, że mogą być sobą, bo są akceptowani takimi, jakimi są. Czują się bezpiecznie. Nie bez powodu najkrótsza definicja przyjaciela głosi, że to osoba, która wie o tobie wszystko i dalej chce być twoim przyjacielem.

Aby to osiągnąć potrzeba jeszcze autentycznego własnego zaangażowania w sprawy drugiej osoby. W żadnym wypadku nie może ono polegać na krytykowaniu, stawianiu diagnozy ani chwaleniu połączonym z oceną. Ktoś, kto bez przerwy ocenia i krytykuje, nie jest odbierany jako przyjaciel, ale sędzia. Osądzanie i szufladkowanie powodują, że rozmówca musi koncentrować się na obronie poczucia własnej wartości i nieustannie czuje się winny. Często też nie znajdzie w sobie wystarczającej motywacji, żeby zmienić sytuację, za którą jest krytykowany. Zamiast oceniać – co zwykle przychodzi łatwo i bezrefleksyjnie – trzeba skoncentrować się na problemie i na opisie sytuacji, którą nam przedstawia rozmówca. Wystrzegać się kontrolowania i wywyższania. Dać przestrzeń na spontaniczność. Tylko wtedy kontakt będzie dawał poczucie, że razem możecie więcej niż w pojedynkę. Że możecie się na siebie otworzyć i nawzajem czegoś nauczyć.

Kolejnym zespołem barier związanych z efektywną komunikacją bywa nie tyle unikanie udziału w troskach drugiego człowieka, co po prostu brak wiedzy. W bardzo wielu sytuacjach społecznych ludzie nie mają pojęcia jak się zachować. Gdy ktoś zwierza im się ze swoich problemów, zaczynają racjonalnie argumentować i radzą zrobić listę za i przeciw, która zapewne działa przy wyborze mebli kuchennych, ale niekoniecznie na przykład przy zmianie pracy.

Często też w traumatycznej sytuacji za wszelką cenę chcemy uspokoić rozmówcę albo odwrócić jego uwagę od problemu. Od przyjaciela oczekujemy czegoś zupełnie innego. Że nie przestraszy się łez, tylko po prostu potrzyma za rękę.

Podobnie z pouczaniem. Często dawanie rozwiązań przybiera postać rozkazywania.  Mało kto zdaje sobie z tego sprawę, że mówiąc co ktoś powinien zrobić, grożenie konsekwencjami czy moralizowanie prowadzi wprost do zachwiania symetryczności relacji. Oto „znawca” udziela podpowiedzi „ignorantowi”. A największy problem tkwi najczęściej w tym, że często nikt nie prosił o radę, a mimo to ją otrzymuje. Udzielanie nieproszonych rad jest wtrącaniem się w czyjeś sprawy i komunikatem typu: Jesteś głupi, więc ci powiem, jak trzeba to zrobić. 

Biorąc pod uwagę to, jak ludzie się od siebie różnią i z jak dużym wysiłkiem przychodzi im zaakceptowanie tej inności, prawdziwym cudem jest, że czasem jednak się dogadują. 

Żeby było jeszcze trudniej, to nawet jak się rozumieją teraz, to nie oznacza to, że jutro będzie tak samo. 

Jak się uważnie przyjrzymy, to nie umknie naszej uwadze fakt, że w większości związków następuje taki etap, że para nagle nie ma o czym ze sobą rozmawiać. On woli oglądać mecz. Ona albo stoi nad nim i wrzeszczy, albo zabiera swoją złość na spotkanie z przyjaciółkami, by popsuć im wieczór poprzez użalanie się nad sobą oraz obrabianie tyłka partnerowi. Pracownik, zamiast powiedzieć szefowi, że robota jest beznadziejna i pewnie nie wytrzyma w tym piekle do końca tygodnia, woli na następny dzień po prostu nie przyjść do pracy, nie odbierać telefonów, a później żyć w stresie co dalej. Czy mogłoby do tego dojść, gdyby potrafili ze sobą rozmawiać? 

Kiedy nadchodzi w związku ten czas, że nie potrafimy się porozumiewać, wściekanie się czy rzucanie w partnera przedmiotami nic nie da. Trzeba zastanowić się nad dwoma sprawami. Po pierwsze: czy przypadkiem nie jest tak, że my nigdy za dużo nie rozmawialiśmy, tylko w nawale zajęć, z braku czasu, nie zwracaliśmy na ten fakt uwagi? Po drugie: zacznijmy szukania winy przede wszystkim u siebie, nie u partnera. 

Jeszcze bardziej jaskrawo to widać w relacjach biznesowych. Czy my się wzajemnie słuchaliśmy? Czy raczej każdy z nas prowadził swój monolog? Czy interesował nas partner, czy tylko korzyść finansowa? Jeśli to drugie, to dlaczego się dziwimy, że po pojawieniu się większej korzyści finansowej nic nas już nie łączy? Wszystko pękło jak bańka mydlana.

***

A może ludziom wcale nie chodzi o to, żeby się ze sobą dogadać? Wskazują na to chociażby liczne przykłady ze świata polityki czy miejsc pracy. Niektóre firmy funkcjonują na zasadzie permanentnego zarządzania kryzysem. Ich pracownicy są zastraszeni i nieautentyczni we wzajemnych kontaktach. Ludziom zarządzającym takimi firmami bardziej zależy na władzy niż budowaniu partnerskich relacji. Jedni myślą, że są bardziej efektywni, gdy w autorytarny sposób zarządzają innymi, niż gdyby zachowywali się bardziej demokratycznie. Swoją władzę i kontrolę nad innymi widzą jako drogę na skróty do osiągnięcia celu. Albo jak dopieką komuś w mediach społecznościowych to pokażą jacy są silni, a ktoś inny słaby.

Drudzy natomiast nie potrafią się efektywnie komunikować, bo wyrobili w sobie przeświadczenie, że z innymi nie da się lub nie warto się dogadywać. Często uważają, że pokażą słabość i będzie to wykorzystane przeciwko nim. Osoby takie mają trudności w zaufaniu drugiemu człowiekowi i nierzadko – problem z własną wiarygodnością. Tak się jakoś dziwnie składa, że zazwyczaj ci, co nie ufają innym, łatwiej rozgrzeszają własne niemoralne postępowanie.

Ludzkie przekonania i postawy są bardzo trudne do zmiany. Jeśli ktoś jest uprzedzony, niewiele go przekona do zmiany zdania. Dawno to odkryli specjaliści od marketingu, którzy nie mówią np. zwolennikom Maca, że ekran 16:9 jest zły. Jest bardzo dobry do oglądania filmów. Ale ekran o formacie 16:10 daje możliwości zobaczenia większej części arkusza Excel na znacznie mniejszym laptopie. Argumenty pojawiają się jednak wyłącznie dzięki rozmawianiu. Bez rozmowy możemy jedynie się licytować, zgadywać i zazwyczaj trafiać kulą w płot. A na pewno nie mamy szans na zbudowanie długofalowej relacji. Jeśli bowiem ze wszystkich możliwych badań (różnią się jedynie procenty) wynika jednoznacznie, że klient odchodzi do konkurencji jeśli:

  • Dostrzega, że sprzedawca nie wykazuje zainteresowania nim i jego problemem.
  • Sprzedawca nie rozumie potrzeb klienta
  • Sprzedawca nie jest fachowcem,

to na jakiej podstawie mogą się pojawić wnioski po jednej i drugiej stronie, jeśli nie dzięki rozmowom?

I jeszcze jedno. Znamy wszyscy powiedzenie: ilu ludzi, tyle opinii. Nie wszystkie są trafne, nie wszystkie cenne. Porażająca większość nic nie wnosi do życia. Jednak żeby się o tym przekonać trzeba najpierw te opinie poznać, a nie być sobie obcy jak w piosence Clan of Xymox „Stranger”. Ja wciąż łapię się na tym, że pewne rzeczy sobie wyobrażam zamiast dotrzeć do właściwego obrazka poprzez przyjazną rozmowę. A wydawałoby się, że skoro mnie nie trzeba do tego przekonywać, to takich sytuacji powinno nie być. Są, bo pośpiech, bo nawyk chodzenia na skróty, bo czasem zadufanie, bo brak uważności. Ta robota nie ma końca, ale daje satysfakcję.

------------------

Emilian Wojda


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Stan"

To dla mnie (boomera) jedna z najwspanialszych piosenek rapowych w historii, nawet jeśli niektórzy puryści zaprzeczają temu z powodu uprzedzeń wobec artysty. Warto wiedzieć, że dzięki temu utworowi słowo „stan” stało się popularnym słowem slangowym – a dokładniej, zostało wręcz dodane do głównego kanonu języka angielskiego. To jeden z najlepszych rapów opowiadających kompletną historię. Zrozumiałą i interesującą jak dobry film. Piosenka obraca się wokół opowieści o fikcyjnym facecie o imieniu Stan, który jest, delikatnie mówiąc, zagorzałym fanem Eminema. Obserwujemy eskalację psychicznych problemów bohatera. Zaczyna się niewinnie od usilnych nieudanych prób komunikowania się ze Slimem (w domyśle Eminemem). Ponieważ Stan nie otrzymuje szybkiej odpowiedzi, staje się coraz bardziej zły i brutalny. Ostatecznie radzi sobie ze swoim rozczarowaniem popełniając morderstwo-samobójstwo, zrzucając siebie i swoją ciężarną dziewczynę z mostu. Chociaż pozornie ta kompozycja ma niewiele wspólnego z

"When The Curtain Falls"

  Piosenka powstała w pierwszej połowie 2018 roku.  Na singlu ukazała się 17 lipca, promując album AOTPA. "When the curtain falls" to typowy hit, dynamiczny rock z atrakcyjnym riffem i emocjonalnym, krzykliwym śpiewem Josha. Zaskakuje natomiast tekst utworu, nietypowy dla  tego typu kompozycji. Opowiada o aktorce, która kiedyś była przedmiotem uwielbienia, ale uroda, sława i młodość przeminęły wraz z adoratorami oferującymi pierścionki zaręczynowe. Autor radzi jej aby odpoczęła. Żegna się z jej dotychczasowym wizerunkiem, który przestał być już porywający. Kurtyna, która opada po jej każdym przedstawieniu ma coraz bardziej gorzki smak. Aż przychodzi czas kiedy opada na zawsze. Sięgnąłem do tej piosenki po rozmowie z kolejnym rozgoryczonym menedżerem wysokiego szczebla, którego świat nagle runął w gruzy wraz z utratą eksponowanego stanowiska. które z sukcesami zajmował przez wiele lat. Dla takich osób to zwykle prywatna tragedia. Rzadko kiedy widzą w momencie zwolnienia celowo

"Creep" czyli trzeba wierzyć (w siebie).

Bohaterem piosenki zespołu Radiohead jest chłopak obsesyjnie zakochany w wyjątkowej i wręcz doskonałej (wg jego oceny) dziewczynie. Onieśmielony jej wyimaginowaną perfekcyjnością nie może się zdobyć na to, aby nawiązać z nią chociażby kontakt wzrokowy. Na przeszkodzie stoi zbyt niska samoocena. Taki odmieniec nie zasługuje przecież na obcowanie z aniołem ze snów. Thom Yorke napisał "Creep" w latach osiemdziesiątych, kiedy studiował jeszcze na Uniwersytecie Exter. Inspiracją była podobno dziewczyna, którą wypatrzył w tłumie na jednym z pierwszych koncertów zespołu.  Ten utwór rozbrzmiewał mi w głowie od kilku miesięcy ale jakoś nie mogłem znaleźć powiązania tekstu piosenki z żadnym tematem, na który chciałbym coś napisać. Pomogły coraz liczniejsze publikacje dotyczące zaufania. Trudno mówić o zaufaniu bez dotknięcia zagadnienia wiary w siebie. Nie sposób też nie zauważyć, że kryzys sprzyja zwątpieniu. Temu zjawisku ulegają w dużej mierze sprzedawcy. Ograniczony popyt i zmiany