Przejdź do głównej zawartości

"Rest My Chemistry"

 

Po zaprezentowaniu dwóch utworów grupy Editors postanowiłem pozostać chwilę w podobnych klimatach. Ponieważ dobra muzyka nie zna granic, udajmy się zatem za ocean i posłuchajmy silnego przedstawiciela alternatywnego nurtu rockowej sceny nowojorskiej. Już raz skorzystałem z bogatej dyskografii zespołu Interpol, ale z dużą przyjemnością przedstawiam kolejny utwór.

W tekście piosenki „Rest My Chemistry” Paul Banks daje wyraz znużeniu i zmęczeniu swoim życiem. Widzi jego miałkość w porównaniu z życiem innych, bardziej "niewinnych" ludzi. „Nie spałem od dwóch dni, pocę się, nie mogę się skupić. A wszystko dlatego, że często robiłem i robię rzeczy, o których wiem, że będę żałował. Witam je i zapraszam do swojego życia. A potem cierpię. Ale dzisiaj będzie inaczej. Będę miał na wodzy swoje instynkty, będę panował nad swoją chemią", mówi dosłownie.

Chodzi tu o niepozwalanie sobie na robienie lekkomyślnych rzeczy, takich, których potem autor żałuje, przez które ma wyrzuty sumienia. Jednonocne przygody, seks z nieznajomymi — do tego wszystkiego popycha nas czysta chemia. On jednak chce nareszcie nad nią zapanować.

„Do tej pory wiodłem życie pozbawione bólu, wypełnione samymi przyjemnościami jednak puste i bezsensowne. Na wszystko się zgadzałem i nie stawiałem sobie żadnych granic. Teraz, w słoneczne dni, chce mi się płakać. Widzę ile zmarnowałem, wiem, że robiłem źle. Mimo że świat wypełniony jest pokusami nie można im zawsze ulegać. Na tym właśnie polega bycie człowiekiem”.

Ta odważna wypowiedź wokalisty formacji Interpol zbiegła się z tym, co ostatnio zaprzątało moje myśli. W ramach pewnych podsumowań przed zbliżającym się nieuchronnie 100 artykułem, zacząłem się mocno zastanawiać nad rolą dyrektora sprzedaży. Sam nim byłem przez prawie 15 lat, pisałem o tym w esejach i książce, przeszedłem wiele szkoleń, czytałem dużo rozmaitych publikacji na ten temat. Wszędzie akcenty są rozłożone na zasadniczo dwóch obszarach. Precyzyjny opis ról menedżerskich oraz narzędzia wspomagające ich wypełnianie. W tym rola lidera.

Ten artykuł nie będzie powielaniem tych wyeksploatowanych na milion sposobów wynurzeń. Słowa piosenki „Rest My Chemistry” zainspirowały mnie do postawienia pytania, jakim dyrektorem sprzedaży możesz być, a nie jakim powinieneś być. I nie chodzi mi o potencjał, rozwój w uzupełnianiu braków w dążeniu do jakiegoś wzorca. O tym wszyscy już się wypowiedzieli. Nuda. Najistotniejsze wg mnie jest to, jakim dyrektorem sprzedaży pozwalają ci być? Czego tak naprawdę oczekują twoi zwierzchnicy, a nie jak powinien wyglądać idealny dyrektor sprzedaży. To dwa różne światy. Do zajęcia się tym tematem przyczyniły się też doświadczenia z kilku rozmów kwalifikacyjnych, jakie sam przeszedłem i moi znajomi, którzy aplikowali ostatnio na to stanowisko. Sięgnąłem też pamięcią do tego, na co pozwalali mi moi zwierzchnicy w czasie, kiedy pełniłem tę funkcję.

Czas przejść do konkretów.

Chociaż w ogłoszeniach rekrutacyjnych zazwyczaj figurują wszystkie istotne elementy i zakres obowiązków nie pozycjonuje ich ważności, to kluczowe są intencje zatrudnienia. Po co firma potrzebuje dyrektora sprzedaży? Dlaczego ten poprzedni się nie sprawdził? W 9 na 10 przypadków otrzymamy odpowiedź, że wyniki były niezadowalające. Czyli przyjdzie nowa miotła i wszystko naprawi. Ale co niby zrobi? Tutaj mamy często do czynienia z kilkoma typowymi nieporozumieniami, które w konsekwencji doprowadzają do ponownej rekrutacji po kilku, kilkunastu miesiącach.

  1. Zarząd ma swoje wyobrażenie o przyczynach takich, a nie innych rezultatów, które sprowadzają się do tego, że uważa, że potrzeba lepszej egzekucji. Handlowcy efektywnie pracują 4 godziny na 8 i wystarczy być bardziej wymagającym i lepiej pilnować, aby ten wskaźnik wskoczył na 7/8 i poprawa będzie natychmiast widoczna. Niewątpliwie w krótkim okresie jest to możliwe, ale nie może być oderwane od procesów, bo to może one mają większy wpływ na efekty, a nie tylko uchylanie się ludzi od roboty. A wiele firm (szczególnie w sektorze MŚP) nie bierze tego czynnika pod uwagę. Zatrudniają zatem ekonoma, który legitymuje się wzrostem sprzedaży w poprzednich firmach, nie uwzględniając tego, że ta osoba pracowała w innych warunkach, z innym rodzajem klientów, z inaczej postrzeganymi przez rynek produktami, na innych wymaganych marżach i w końcu z innymi ludźmi. Kandydat ma przekonanie, że skoro był skuteczny do tej pory, to bez trudu powtórzy to w nowej firmie. Kopiuje swoje „skuteczne” rozwiązania (innych nie zna) i nagle niespodzianka – tutaj nie działają. Pora rozstania zbliża się wielkimi krokami. Często chociaż to kolejna już próba stosowania kija i marchewki, zarząd nie dopuszcza myśli, że to wadliwa metoda, tylko, że postawili na niewłaściwego konia. I sytuacja się powtarza. Kandydat z kolei zamiast posłuchać swojej „chemii” wychodzi z przeświadczeniem, że trafił na złych zwierzchników. Nie ustalili swoich ról przed mariażem. Jeśli przyjęli takiego, który stawia na rozwój ludzi, ich motywowanie i organizację pracy, to nie pozwolono mu tych kompetencji użyć. Liczy się czas, a to są długie, niewiele dające HRowe wymysły. Jedna i druga strona jest sobą zawiedziona.

  2. Zarząd ma pomysły, jak należy podejść do realizacji zadań na stanowisku dyrektora sprzedaży i potrzebuje fizycznego wykonawcy tych pomysłów. Super, jeśli są trafione i oparte na aktualnej wiedzy rynkowej. Najczęściej jednak popełniany jest w takim przypadku podstawowy błąd, a mianowicie następuje rozmycie odpowiedzialności. Dyrektor skupia się na realizacji pomysłów, a nie na maksymalizacji wyniku finansowego. Zadowolił prezesa, a wynik dalej slaby. Ciekawe dlaczego? Pomysł kiepski, czy jednak mógł być realizowany lepiej? Tak czy inaczej zwykle dochodzi do zaprzestania współpracy. Brak ustalenia zakresu odpowiedzialności, brak poczucia sprawczości i wpływu na decyzje ostatecznie zawsze zniechęca dyrektora sprzedaży. On nie kreuje nowych rozwiązań. Skupia się tylko na tym czy nakarmił smoka, czy nie. Na koniec okazuje się zazwyczaj, że gad jednak jest nadal głodny. Ta sytuacja jest groźniejsza, jeśli wspomniane pomysły opierają się na doświadczeniach sprzedażowych członków zarządu nabytych kilka lat wcześniej. Oni nie potrafią zrozumieć, że teraz klienci kupują inaczej, a dyrektor nie potrafi lub boi się to wytłumaczyć.

  3. Jest kolosalna różnica, czy dyrektor sprzedaży wchodzi w kompletny chaos i ma to poukładać, czy ma wprowadzić dobrze działający zespół na wyższy stopień wtajemniczenia. Czy ma zreorganizować strukturę, bo dotychczasowa nie pasuje do przyjętej strategii, czy ma ograniczyć koszty, utrzymując sprzedaż na dotychczasowym poziomie czy zwiększyć ją, mając do dyspozycji konkretny budżet na inwestycje. Każda z tych wymienionych przykładowo opcji wymaga położenia akcentów w innych miejscach. I różnie rozkłada się okres doprowadzenia do ich funkcjonalności. Przyjęcie jednej cezury czasowej jest elementarnym błędem skutkującym znowu tym, że na wyjściu obie strony są niezadowolone. Świadomość obydwu podmiotów co do skali i zakresu ingerencji w poszczególnych obszarach staje się kluczowa w kontekście kredytu zaufania jaki jest niezbędny do wdrażania koniecznych zmian.

  4. Za odpowiedzialnością muszą iść uprawnienia. Nie chodzi wyłącznie o kwestie budowania autorytetu, ale przede wszystkim o sprawność operacyjną. Wielu właścicieli firm nie chce wypuścić z ręki decyzyjności nawet w najdrobniejszych sprawach, a potem dziwią się, że dyrektor jakiś taki niepewny. Zwlekają z podpisem dwa tygodnie i wściekają się potem, że byle drobiazg zbyt długo trwa. Nie pomyślą, że sami hamują tempo, nie mówiąc o tym, że podwładni dyrektora widzą przed sobą człowieka niezaradnego. Jak mają za nim pójść w ogień?

  5. Zarząd stawia na utarte schematy bez odniesienia do własnej sytuacji. Przyjmuje np. człowieka z korporacji do poukładania procesów w ich firmie. Jeśli ta korporacja działa na innych warunkach, to może być tak, że procesy funkcjonujące w tej korporacji były ułożone gdzieś w centrali, nie bardzo nawet wiadomo przez kogo i działały, ponieważ były dopasowane do tej konkretnej organizacji. Kandydat na stanowisko dyrektora sprzedaży nawet nie uczestniczył w ich tworzeniu, więc potrafi tylko je wypełniać, natomiast nie ma pojęcia o ich budowaniu. Nawet skopiować mu trudno, bo nie ma „kodu źródłowego”. A w 99% przypadków , nawet gdyby umiał, to nie będą pasowały do tej firmy do której ma być przyjęty. Podobnie w przypadku bezkrytycznego poszukiwania kandydatów z branży. Oni będą kopiowali znane sobie rozwiązania, ale czy sprawdzą się one w nowej dla nich organizacji? Czy zostało to dobrze zdiagnozowane i skonfrontowane z tym, czego tak naprawdę się od tego dyrektora oczekuje? Jeśli tak, to wspaniale. Praktyka nakazuje mi jednak wątpić.

  6. Oczekiwanie, że dyrektor sprzedaży będzie głównym handlowcem. To grzech pierworodny spotykany nagminnie. To zawsze odsuwa tegoż dyrektora od jego właściwych funkcji, bo zawsze będzie stawiał na pokazanie, jaki to zrobił deal, zamiast doprowadzania do tego, że za jakiś czas wszyscy jego ludzie będą potrafili robić podobne. Zarząd wybiera wtedy zatem mniejszy przychód, bo wygenerowany przez jedną osobę w miejsce zmultiplikowanej liczby będącej wynikiem iloczynu liczby handlowców razy kwota dealu. Oczywiście nie oznacza to definitywnego porzucenia kluczowych negocjacji przez dyrektora. Chodzi o inteligentne proporcje i jasne reguły gry, które nie hamują rozwoju handlowców.

  7. Wstawianie człowieka z zewnątrz w sytuacji, kiedy jest dobry kandydat wewnętrzny. Tylko wybitne jednostki przekonają do siebie załogę, mającą świadomość, że kogoś w organizacji skrzywdzono. Nie poradzi sobie z tym zadaniem człowiek niemający silnych kompetencji motywowania ludzi.

  8. Może się to wydać nieprawdopodobne, ale nadal wiele firm jest zakładnikiem przychodów. Do tej pory obserwuję systemy premiowe dla dyrektorów sprzedaży oparte na wartości sprzedaży, albo wyłącznie na tzw. masie pierwszej marży (czyli bez odliczenia kosztów). Jest dla mnie karygodnym fakt, że potem ma się pretensje do dyrektora, zarzucając mu niegospodarność czy nadmierny koszt uzyskania przychodu. Tutaj powinny być jasno określone reguły w postaci nie tylko celów sprzedażowych, ale też budżetu wydatków. A najlepiej element ruchomy uzależniony od zysku. Mało jest bowiem takich osób, które same z siebie dbają o maksymalizację wartości sprzedaży, jednocześnie minimalizując koszty. To skutkuje rozpasaniem rabatowym, nadmiernymi kosztami trade marketingu, dodatkowymi kosztami logistycznymi itp. Nie jest to jednak wina tych osób, a zasad obowiązujących w firmie. Chyba że zatrudniliśmy kogoś, kto nie ma umiejętności analitycznych, a reguły są dla każdego czytelne.

  9. Jeśli firma stawia na rozwój ludzi, to musi uwzględnić oczywisty fakt, że mierzalne efekty pojawią się dopiero po kilku miesiącach. Spotykam mimo to oczekiwania zrobienia MBA w dwa dni. Wystarczy sobie przypomnieć ile czasu mi, prezesowi, potrzebne było do przyswojenia sobie obszarów dla mnie nowych.

  10. I żeby się zbytnio nie rozpisywać, dodam jeszcze element dopasowania do zespołu. To jest pozycja strategiczna w firmie, ale musi się dogadać z działami finansów, marketingu, logistyki, produkcji. Nie tylko ze swoimi ludźmi. I z tobą, szefie. Musisz go wspierać, a nie zakładać, że będzie cię okradał. Bo po co wtedy jakakolwiek rekrutacja? Tylko wtedy wszystkie elementy układanki zaczną do siebie pasować.

***

Wracając do tekstu piosenki „Rest My Chemistry”. Wspomniałem, że skojarzenie z nim było następstwem pewnych doświadczeń. Przypominając sobie te firmy, w których pracowało mi się najlepiej, wyszło czarno na białym, że to były te, w których z szefem precyzyjnie określiliśmy sobie reguły gry. Kiedy będzie ze mnie zadowolony, a co wywoła u niego grymas dezaprobaty. Przed związaniem się ze sobą. Dzisiaj wielu ludzi decyduje się na związek na zasadzie „jakoś to będzie”. Niestety te niedomówienia są zwykle przyczyną frustracji. Myślą, że lepiej wziąć cokolwiek niż pozostawać bez pracy. Wmawiają sobie, że jeśli żądają od nich wziąć ludzi za twarz, to czemu nie. Przecież dzięki temu utrzymają dobrze płatną posadę. Mają samochód i inne benefity. Co tam, to jest ta chemia, dbać o siebie. Życie jest krótkie i trzeba brać je garściami, póki się da. Druga strona natomiast uważa, że mimo pewnych wątpliwości sensowniej jest zapełnić wakat niż samemu się męczyć. A może się dotrze. W konsekwencji mamy do czynienia z tym, o czym śpiewa Paul Banks. Z jakimiś uwierającymi kompromisami, które i tak doprowadzą do ich porzucenia. Zwycięży nasza prawdziwa chemia. Zawsze. U jednych szybciej, u innych później, ale nie ma innej drogi. W piątek miałem rozmowę rekrutacyjną, w której zakomunikowałem wyraźnie, że ja mogę być jedynie egzekutorem (czego oczekuje ode mnie potencjalny pracodawca), ale w pierwszej fazie, a potem chciałbym jednak wykorzystać swoje umiejętności w budowaniu zespołu i rozwijaniu go. Okazało się, że ta firma nie stawia na takie rozwiązanie. Egzekwowanie i wymiana i znów egzekwowanie. Lepiej było pozostawić to miejsce komuś, kto w tej funkcji się realizuje i nie potrzebuje niczego innego. Jak ja bym się tam czuł?

A z innej beczki. Nigdy nie trafiłbym do Saint Gobain, gdyby nie odwaga i wizjonerskie spojrzenie Konrada Machuli, który zobaczył we mnie te wartości, które wg niego były potrzebne zespołowi. Przecież ja byłem ze „śmietnika”. Nigdy wcześniej nie pracowałem w branży budowlanej, a spędziłem tam 9 lat. Większość czasu z dużą przyjemnością i w zgodzie z moją chemią.

------------------

Emilian Wojda


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Stan"

To dla mnie (boomera) jedna z najwspanialszych piosenek rapowych w historii, nawet jeśli niektórzy puryści zaprzeczają temu z powodu uprzedzeń wobec artysty. Warto wiedzieć, że dzięki temu utworowi słowo „stan” stało się popularnym słowem slangowym – a dokładniej, zostało wręcz dodane do głównego kanonu języka angielskiego. To jeden z najlepszych rapów opowiadających kompletną historię. Zrozumiałą i interesującą jak dobry film. Piosenka obraca się wokół opowieści o fikcyjnym facecie o imieniu Stan, który jest, delikatnie mówiąc, zagorzałym fanem Eminema. Obserwujemy eskalację psychicznych problemów bohatera. Zaczyna się niewinnie od usilnych nieudanych prób komunikowania się ze Slimem (w domyśle Eminemem). Ponieważ Stan nie otrzymuje szybkiej odpowiedzi, staje się coraz bardziej zły i brutalny. Ostatecznie radzi sobie ze swoim rozczarowaniem popełniając morderstwo-samobójstwo, zrzucając siebie i swoją ciężarną dziewczynę z mostu. Chociaż pozornie ta kompozycja ma niewiele wspólnego z

"When The Curtain Falls"

  Piosenka powstała w pierwszej połowie 2018 roku.  Na singlu ukazała się 17 lipca, promując album AOTPA. "When the curtain falls" to typowy hit, dynamiczny rock z atrakcyjnym riffem i emocjonalnym, krzykliwym śpiewem Josha. Zaskakuje natomiast tekst utworu, nietypowy dla  tego typu kompozycji. Opowiada o aktorce, która kiedyś była przedmiotem uwielbienia, ale uroda, sława i młodość przeminęły wraz z adoratorami oferującymi pierścionki zaręczynowe. Autor radzi jej aby odpoczęła. Żegna się z jej dotychczasowym wizerunkiem, który przestał być już porywający. Kurtyna, która opada po jej każdym przedstawieniu ma coraz bardziej gorzki smak. Aż przychodzi czas kiedy opada na zawsze. Sięgnąłem do tej piosenki po rozmowie z kolejnym rozgoryczonym menedżerem wysokiego szczebla, którego świat nagle runął w gruzy wraz z utratą eksponowanego stanowiska. które z sukcesami zajmował przez wiele lat. Dla takich osób to zwykle prywatna tragedia. Rzadko kiedy widzą w momencie zwolnienia celowo

"Creep" czyli trzeba wierzyć (w siebie).

Bohaterem piosenki zespołu Radiohead jest chłopak obsesyjnie zakochany w wyjątkowej i wręcz doskonałej (wg jego oceny) dziewczynie. Onieśmielony jej wyimaginowaną perfekcyjnością nie może się zdobyć na to, aby nawiązać z nią chociażby kontakt wzrokowy. Na przeszkodzie stoi zbyt niska samoocena. Taki odmieniec nie zasługuje przecież na obcowanie z aniołem ze snów. Thom Yorke napisał "Creep" w latach osiemdziesiątych, kiedy studiował jeszcze na Uniwersytecie Exter. Inspiracją była podobno dziewczyna, którą wypatrzył w tłumie na jednym z pierwszych koncertów zespołu.  Ten utwór rozbrzmiewał mi w głowie od kilku miesięcy ale jakoś nie mogłem znaleźć powiązania tekstu piosenki z żadnym tematem, na który chciałbym coś napisać. Pomogły coraz liczniejsze publikacje dotyczące zaufania. Trudno mówić o zaufaniu bez dotknięcia zagadnienia wiary w siebie. Nie sposób też nie zauważyć, że kryzys sprzyja zwątpieniu. Temu zjawisku ulegają w dużej mierze sprzedawcy. Ograniczony popyt i zmiany