Przejdź do głównej zawartości

"Zombie"

The Cranberries znani do 1993 roku ze spokojnych ballad, rok później całkowicie wywrócili swój wizerunek wściekłą i antywojenną piosenką „Zombie”. Protest song został napisany w odpowiedzi na przemoc spowodowaną konfliktem w Irlandii Północnej, rodzinnym kraju wokalistki Dolores O'Riordan. Zbombardowanie centrum miasta Warrington przez IRA 20 marca 1993 r., w wyniku którego zginęło dwoje dzieci, wzbudziło w artystce pokłady wzburzenia, które wyraża utwór. Ta agresywna piosenka sprawiła, że zespół zyskał międzynarodową popularność. Menedżer The Cranberries twierdził później, że O'Riordan podarła czek na milion dolarów, który dostała z prośbą o skomponowanie piosenki o mniejszym ładunku politycznym.

Przyzwyczaiłem się do tego, że moje skojarzenia potrafią zaskakiwać. Bywają pokrętne – to fakt. Prawdopodobnie nie inaczej jest tym razem. Utwór dla większości o wojnie, a dla mnie o skrajnym buncie, tyle tylko, że osadzonym w wojennych realiach. Zagrał mi w głowie podczas przeprowadzania kolejnego spotkania rekrutacyjnego, kiedy dotarło do mnie, że następny kandydat podejmuje ryzyko pójścia w nieznane oczywiście dla rozwoju, a tak naprawdę, ponieważ wyczerpał mu się limit tolerowania obecnego stanu rzeczy. W pewnym sensie się zbuntował. Dla zdecydowanej większości znanych mi osób, które zdecydowały się na zmianę pracy to była bardzo trudna decyzja. Owszem, spotykałem też takich, którzy nie mieli nawet dreszczyku emocji, ale jakoś dziwnie powiązane to było z niezbyt wysokimi kwalifikacjami. Nie twierdzę, że to zasada, ale u mnie doszło do właśnie takich zbiegów okoliczności.

Dylemat czy zmieniać pracę, czy nie to często bardzo silna walka wewnętrzna, której nie kończy niestety jeszcze z trudem podjęta decyzja na tak. Czasem jeszcze większe perturbacje towarzyszą wybraniu odpowiedniego momentu. Każdy wydaje się tym niewłaściwym, a co gorsza, nawet drobna wątpliwość potrafi zawrócić z (wydawałoby się) obranej właśnie drogi. Może jednak nie odchodzić? Może wyolbrzymiam? Może jednak wystarczy się bardziej postarać i zostanie to wreszcie docenione? Te i wiele innych podobnych rozterek rozsadza głowę. A szczególnie tym o wysokim poziomie odpowiedzialności. Tutaj dochodzi bowiem jeszcze kwestia zostawianych klientów, współpracowników, dostawców. Masa „porzuconych” ludzi. Wbrew pozorom myślących tylko i wyłącznie o sobie jest nadal mniej. Mimo forsowania od lat i na wszystkie strony presji na własny PR, który oprócz kilku pozytywnych aspektów sieje poważne spustoszenie w umysłach. Widać przecież gołym okiem, że nastąpiło przesunięcie akcentów w jakieś absurdalne punkty. Przykładem sztandarowym jest uznanie wszędzie wokół, że aby być dostrzeżonym, trzeba samemu o to zadbać. Budować swój wizerunek, chwalić się, inteligentnie zabiegać o konkretne sojusze itp. Nie byłoby to czymś niepokojącym, gdyby nie pozostało w mentalności mas jedyną formą posuwania się do przodu. Konsekwencją takiego pozycjonowania jest odwrócenie właściwego biegu, który jest naturalnym procesem na rzecz udawania, sztuczności i hipokryzji. 

Dzisiaj większość uważa, że aby się przebić trzeba zagrać w czyjąś grę. A gdzie zatem jedna z kluczowych ról menedżerskich? Czy to nie przełożony powinien dostrzegać czy ktoś dobrze pracuje? Czy nie powinien poznać swojego pracownika na tyle dobrze, żeby wiedzieć, jaki sposób rozwoju będzie dla niego najbardziej odpowiedni? Nie dla tego szefa, tyko tego pracownika. Czy wtedy nie łatwiej osiągnąć coraz to nowe szczyty? Razem, ku obopólnemu zadowoleniu? Powiecie, że nie zawsze mamy możliwości, aby dać komuś tyle ile oczekuje, bo firmy na to po prostu nie stać. Moje zdanie jest jednoznaczne. Rozwijać trzeba, a bez doceniania jest to niemożliwe. Nawet dla innych. Żaden z moich ludzi, w których włożyłem sporo serca nie poszedł do konkurencji, za to był wdzięczny, że dzięki temu czego się nauczył mógł pójść do innej pracy za dużo lepsze wynagrodzenie i z reguły na wyższe stanowisko. Dawno to zrozumiały stroniące od patologii kluby piłkarskie. Taki Ajax Amsterdam czy  Red Bull Salzburg są dumne z tego, że ich zawodnicy po jakimś czasie trafiają do gigantów piłki światowej. Wiedzą, że nie zaoferują nigdy tyle co PSG, Real Madryt, czy Manchester City. Oddają najlepszych, już gotowych, a w zamian mają stały dopływ najzdolniejszych chłopaków ze wszystkich kontynentów do swoich szkółek.

A w firmach jakby co drugi miał jaskrę. Nic nie widzi. Daje się takiemu szkolenia z kompetencji miękkich, ale zapomina, że aby coś zobaczyć, to trzeba najpierw usunąć zaćmę. Skoro natomiast najczęściej mamy do czynienia z  niedowidzącymi, to promuje się autoprezentację. I koło się zamyka. Zwycięża powierzchowność i zastępowanie jednych rzeczy drugimi, które nie są substytutami, tylko stanowią swoje uzupełnienie. 

Ta dość długa dygresja wynika z tego, że osoby szukające nowej pracy zwykle nie idą za pieniędzmi, tylko za pieniędzmi też. Decydujący motyw najczęściej jest inny.

Jak już wspomniałem, decyzja o zmianie pracy rzadko kiedy przychodzi łatwo. Często podejmuje się ją jedynie na podstawie mglistych przesłanek i do końca nie jesteśmy przekonani czy dobrze zrobiliśmy. To generuje dodatkową porcję stresów. 

Nie ma jakiejś jednej recepty, aby się upewnić, ponieważ każdy z nas jest inny, ma swoje osobiste doświadczenia, czasem nawet traumy. Mamy inne oczekiwania, zróżnicowane definicje szczęścia. Jedni potrafią się cieszyć małymi rzeczami, inni potrzebują wyłącznie wdrapywania się na ośmiotysięczniki.

Jest natomiast kilka obszarów, o których można powiedzieć, że mają pewien rys uniwersalności.

Wyobraź sobie, że wstajesz rano zły, zmęczony i sfrustrowany, ale chwilę później drapiesz się po głowie i przypominasz sobie, że przecież idziesz do pracy… I wtedy jak ręką odjął… znika cała ta złość, zmęczenie i frustracja, a na twojej twarzy pojawia się promienny uśmiech. Jeśli tak nie jest, to zaczynasz się przyglądać, czego brakuje. Przecież, każdy sensowny człowiek marzy o pracy dającej radość. W końcu w pracy spędza większość życia i w takim razie jego podsumowanie zależy w dużym stopniu od jakości życia w niej. Tym bardziej, że jeśli praca cię wykończyła przez te 45 lat, to okres na emeryturze jest zwykle krótszy i zostaje ci niewiele na nadrobienie dobrych chwil, a te z młodości do 20 roku życia minęły bezpowrotnie. 

A zatem jeśli każdego dnia przed wyjściem do pracy czujesz ucisk w żołądku, a ulgę odczuwasz dopiero po wyjściu z biura, to znak, że należy pomyśleć o zmianie. Szczególnie gdy powodem nieustającego zdenerwowania są kontakty ze współpracownikami. Praca w takim napięciu nie tylko nie daje żadnej satysfakcji, ale odbija się na zdrowiu. 

Jeśli widzisz, że przedsiębiorstwo idzie na dno, a szefostwo i tak uważa, że zjadło wszystkie rozumy, to nie pomożesz, choćbyś nie wiem jak bardzo chciał. Twoje złudzenia wynikają najczęściej z twojej przyzwoitości. Nie chcesz uciekać. Kapitan, owszem, nie powinien opuszczać statku jako pierwszy. Ale zwykłych marynarzy to nie dotyczy. Jeżeli w organizacji źle się dzieje, budżety są zmniejszane, płace zamrażane, pracowników ubywa, a szans na poprawę sytuacji nie widać, trudno znaleźć racjonalne uzasadnienie, by w takim przedsiębiorstwie pozostać.

Prawdopodobnie nie zauważysz tego od razu po przyjściu do firmy, ale z czasem może to się stać oczywiste. Jeśli przy awansach czy obsadzaniu nowych stanowisk twój pracodawca nie sięga po pracowników z przedsiębiorstwa, lecz rekrutuje wyłącznie ludzi z zewnątrz, istnieje duże prawdopodobieństwo, że twoje szanse na rozwój zawodowy są mocno ograniczone. W końcu zauważysz, że jesteś pomijany przy wyróżnieniach i podwyżkach. Twoje pomysły są ignorowane. Jeśli firma nie ma zwyczaju najpierw szukać u siebie, to raczej świadczy, że nie ma wystarczającego szacunku do zatrudnionych ludzi. I można tutaj próbować różnych tłumaczeń, ale będą one bardzo cienkie. Takie miejsce jest dopasowane do tych, co chcą wyłącznie odbębnić swoją szychtę do fajrantu i nic poza tym. Są ludzie z tak wykształconymi potrzebami i ci odnajdą się w takim środowisku. Pozostali powinni szykować się do odwrotu.

Teoretycznie obszarów, w których twoje wartości mogą być spójne z wartościami firmy jest dużo. Chociażby w zakresie podejścia do etyki czy odpowiedzialności społecznej. Najczęściej jednak się rozmijają. Jeśli różnice są znaczne, to prawdopodobieństwo, że w dłuższej perspektywie będziesz się dobrze czuł w tej firmie jest bliskie zeru. Różne podejście do spraw dla ciebie fundamentalnych z czasem stawać się będzie albo źródłem konfliktów, albo powodem twojego wycofania.

Zadaniem dobrej organizacji jest zagwarantowania pracownikowi możliwość rozwoju zawodowego, zdobywania nowych umiejętności, dodatkowych kompetencji i awansu. Jeżeli firma nie interesuje się tym, jakie są twoje cele i nie wspiera twojego planu rozwoju, prawdopodobnie nie jest to miejsce, z którym chciałbyś związać się na dłużej.  Zaczniesz rozmyślać o ekwiwalentności zaangażowania. Twój rachunek pokaże, że ty sobie wypruwasz żyły, a firma nie robi nic. Nawet jeśli to subiektywnie wyolbrzymiasz, to nie będziesz w stanie dalej dawać organizacji całego siebie. Bez względu na to jak to widzisz dzisiaj, jest to początek końca.

Legendarny trener siatkarski Hubert Wagner mawiał, że stagnacja prowadzi do śmierci zespołu. Ta zasada sprawdza się nie tylko w sporcie. Jeżeli praca nie daje ci wyzwań, od dłuższego czasu zajmujesz się tymi samymi, nudnymi rzeczami, wynagrodzenie i pozycja zawodowa od dawna stoją w miejscu - to zły znak. Możesz oczywiście liczyć na to, że wkrótce to się zmieni - i niewykluczone, że tak się rzeczywiście stanie - ale sam fakt, że tego doświadczasz, zwykle nie najlepiej świadczy o twojej firmie i niespecjalnie dobrze prognozuje na przyszłość.

Powodów, by nie lubić przełożonego, może być mnóstwo. Możesz za nim nie przepadać, ponieważ nie ma dla ciebie czasu, nie interesuje się twoimi ambicjami zawodowymi i nie daje ci wsparcia. Gorzej jeśli jest po prostu niesprawiedliwym szefem, który pomimo twoich starań traktuje cię jako pracownika niższej kategorii. W obu przypadkach musisz podjąć decyzję czy wolisz czekać, aż główny hamulcowy twojej kariery odejdzie z firmy lub zmieni stanowisko, czy też powinieneś zatroszczyć się o siebie przechodząc do innej organizacji.

Pieniędzy nie możemy pominąć. Dzięki dostępnym raportom płacowym łatwo można sprawdzić, jakie są średnie pensje w poszczególnych branżach i na konkretnych stanowiskach. Jeśli wiesz, że zarabiasz mniej niż twoi odpowiednicy w innych firmach, powinieneś spróbować to zmienić. A jeżeli nie masz takiej możliwości w swojej organizacji, warto pomyśleć o zmianie pracodawcy na takiego, który będzie mógł sprostać twoim oczekiwaniom finansowym.

***

Wymieniłem tylko kilka punktów, które wydają się być wspólne dla wszystkich, którzy może jeszcze nie wiedzą, ale rozpoczęli podróż w kierunku zmiany zatrudnienia. Samo odejście to eskalacja buntu. Tak jak w przypadku Dolores. Konflikt w Irlandii Północnej trwał od wielu lat. Przełamaniem było zabicie dwójki niewinnych dzieci.

Podobnie jest w pracy. Zbiera się, aż się przeleje. Ale nawet ta sytuacja nie zawsze powoduje natychmiastową zmianę zatrudnienia. Nie dołączę do chóru entuzjastycznych doradców głoszących wszem i wobec: “Zostaw wszystko, rzuć pracę i rób to, co kochasz”. Tak się składa, że uważam się za realistę i tego typu odkrycia traktuję jako kompletnie oderwane od rzeczywistości. W realnym świecie musisz mieć za co żyć. Mieć na to, by utrzymać rodzinę, na jedzenie, na rachunki i jeszcze coś w kieszeni na nieprzewidziane wydatki.

Dlatego nawet jeśli życie zmusza cię do tego, aby tkwić w miejscu, którego do końca nie lubisz, to doskonale to rozumiem. Trzeba dążyć do zmiany, ale też przetrwać jakiś czas, zanim uda nam się znaleźć nowe miejsce. 

Jeśli rzucają bomby, jak w utworze „Zombie”, to jest to straszne, ale można się gdzieś ukryć. Podobnie jest w pracy, która jest do zmiany, ale jeszcze trzeba w niej pobyć. 

Łatwiej będzie, jeśli postaramy się nabrać trochę dystansu. Wbrew pozorom świadomość, że to końcówka dodaje sił. Przyjęcie właściwej perspektywy będzie też pomocne w nowym miejscu.

Czym jest ta perspektywa? Chociażby oderwaniem się od choroby wiecznego oceniania, której sami stajemy się ofiarą. Przykładów jest mnóstwo. Począwszy od wytykania zawodów postrzeganych jako mniej prestiżowe jako przynoszących ujmę. Przecież to nonsens dla każdego rozumnego człowieka. Znam ludzi, który naśmiewali się ze sprzątaczek będąc w Polsce, a sami zajmowali się sprzątaniem we Francji. To w końcu jest to uwłaczające czy nie? Ja sam pracowałem przy cebulkach tulipanowych grzebiąc łapami w ziemi i jakoś nie czułem się wykorzystywany. Nabrałem szacunku dla ludzi, którzy to robią i dzięki temu dla siebie samego. 

I chyba najważniejsza kwestia – spojrzenie krytyczne na samego siebie. Dobrą rzeczą jest mieć jakieś skonkretyzowane oczekiwania. Aby jednak zachować równowagę, warto skonfrontować je z tym co sam daję. Ten bunt powinien dotyczyć nie tylko świata, ale też nas samych, bo przecież jesteśmy jego częścią. Dlatego odpowiedz sobie na pytanie, czy naprawdę się starasz?

  • Ile czasu w pracy pracujesz, a ile przeznaczasz na przeglądanie internetu?
  • Ile czasu przeznaczasz na edukację? Na czytanie książek? Słuchanie audiobooków?
  • Jakie są Twoje nawyki? Co cię powstrzymuje od realizacji twoich celów, a mimo to dalej to robisz?

Jeśli bunt będzie polegał tylko na sformułowaniu roszczeń, to skończymy jak zombie. W nowej pracy nie będzie jakoś kolosalnie lepiej.

---------------

Emilian Wojda


 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Stan"

To dla mnie (boomera) jedna z najwspanialszych piosenek rapowych w historii, nawet jeśli niektórzy puryści zaprzeczają temu z powodu uprzedzeń wobec artysty. Warto wiedzieć, że dzięki temu utworowi słowo „stan” stało się popularnym słowem slangowym – a dokładniej, zostało wręcz dodane do głównego kanonu języka angielskiego. To jeden z najlepszych rapów opowiadających kompletną historię. Zrozumiałą i interesującą jak dobry film. Piosenka obraca się wokół opowieści o fikcyjnym facecie o imieniu Stan, który jest, delikatnie mówiąc, zagorzałym fanem Eminema. Obserwujemy eskalację psychicznych problemów bohatera. Zaczyna się niewinnie od usilnych nieudanych prób komunikowania się ze Slimem (w domyśle Eminemem). Ponieważ Stan nie otrzymuje szybkiej odpowiedzi, staje się coraz bardziej zły i brutalny. Ostatecznie radzi sobie ze swoim rozczarowaniem popełniając morderstwo-samobójstwo, zrzucając siebie i swoją ciężarną dziewczynę z mostu. Chociaż pozornie ta kompozycja ma niewiele wspólnego z

"When The Curtain Falls"

  Piosenka powstała w pierwszej połowie 2018 roku.  Na singlu ukazała się 17 lipca, promując album AOTPA. "When the curtain falls" to typowy hit, dynamiczny rock z atrakcyjnym riffem i emocjonalnym, krzykliwym śpiewem Josha. Zaskakuje natomiast tekst utworu, nietypowy dla  tego typu kompozycji. Opowiada o aktorce, która kiedyś była przedmiotem uwielbienia, ale uroda, sława i młodość przeminęły wraz z adoratorami oferującymi pierścionki zaręczynowe. Autor radzi jej aby odpoczęła. Żegna się z jej dotychczasowym wizerunkiem, który przestał być już porywający. Kurtyna, która opada po jej każdym przedstawieniu ma coraz bardziej gorzki smak. Aż przychodzi czas kiedy opada na zawsze. Sięgnąłem do tej piosenki po rozmowie z kolejnym rozgoryczonym menedżerem wysokiego szczebla, którego świat nagle runął w gruzy wraz z utratą eksponowanego stanowiska. które z sukcesami zajmował przez wiele lat. Dla takich osób to zwykle prywatna tragedia. Rzadko kiedy widzą w momencie zwolnienia celowo

"Creep" czyli trzeba wierzyć (w siebie).

Bohaterem piosenki zespołu Radiohead jest chłopak obsesyjnie zakochany w wyjątkowej i wręcz doskonałej (wg jego oceny) dziewczynie. Onieśmielony jej wyimaginowaną perfekcyjnością nie może się zdobyć na to, aby nawiązać z nią chociażby kontakt wzrokowy. Na przeszkodzie stoi zbyt niska samoocena. Taki odmieniec nie zasługuje przecież na obcowanie z aniołem ze snów. Thom Yorke napisał "Creep" w latach osiemdziesiątych, kiedy studiował jeszcze na Uniwersytecie Exter. Inspiracją była podobno dziewczyna, którą wypatrzył w tłumie na jednym z pierwszych koncertów zespołu.  Ten utwór rozbrzmiewał mi w głowie od kilku miesięcy ale jakoś nie mogłem znaleźć powiązania tekstu piosenki z żadnym tematem, na który chciałbym coś napisać. Pomogły coraz liczniejsze publikacje dotyczące zaufania. Trudno mówić o zaufaniu bez dotknięcia zagadnienia wiary w siebie. Nie sposób też nie zauważyć, że kryzys sprzyja zwątpieniu. Temu zjawisku ulegają w dużej mierze sprzedawcy. Ograniczony popyt i zmiany