Przejdź do głównej zawartości

"Mieszkam w wysokiej wieży otoczonej fosą".



"Jarek w tych dwóch zwrotkach ponadczasowych, uniwersalnych zawarł prawdę o życiu, która będzie aktualna tak za 50, jak i za 100 lat. Może to zbyt wielkie porównanie, ale to trochę jak ze sztukami Szekspira… Gadżety się zmieniają, technologia się zmienia, a natura ludzka nie. Dobro, zło, władza, zazdrość, miłość…". 

Tak powiedział po latach w wywiadzie Paweł Nazimek - basista zespołu Sztywny Pal Azji o tekście piosenki "Wieża radości, wieża samotności", której fragment posłużył mi za tytuł publikacji.

Kontynuujemy cykl muzycznych skojarzeń: dzisiaj padło właśnie na ten utwór. Zastanawiam się coraz częściej, co mam z głową, że moje myśli krzyżują się akurat z taką a nie inną piosenką i dlaczego obserwując coś słyszę konkretne dźwięki. Pewnie ta choroba ma jakąś nazwę, ale jest nieszkodliwa, skoro znajomi zapewniają, że da się ze mną żyć i to całkiem przyjemnie. Pozostaje mi trzymać się tej wersji.

Wracając do wspomnianego tekstu. Zaledwie dwie zwrotki, ale mówiące więcej niż trzydzieści innych. Romantyczna ballada o dorastaniu. Sam autor przyznał, że bardzo cieszyło go szerokie spektrum interpretacji. Prawdopodobnie właśnie to spowodowało teraz reakcję też u mnie.

W swoich artykułach, szczególnie w Get Up Stand Up i Ludzie Opamiętajta Się apelowałem o śmielsze ruchy. Zwracałem uwagę, że czekanie działa na naszą niekorzyść, wierząc jednocześnie, że pobudka ta nastąpi. I jak to zwykle w życiu. Część postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce i skorzystać z szansy jaką daje "nowe otwarcie" nucąc: "... jutro będę duży, dzisiaj jestem mały". Niestety znaczna liczba podmiotów nadal "mieszka w wysokiej wieży otoczonej fosą". Daje o sobie znać ta potocznie rozumiana natura ludzka. Uważają, że wróci stary układ, tylko trzeba przetrzymać jeszcze trochę. Że teraz zacisną pasa, odchudzą się, a potem znów będą duzi. Jeszcze inni wpadli w apatię i idą wyłącznie za słowami: "...nie walczę już z nikim nie walczę już o nic". Są tacy, co "...na białym czarnym kreślą jakieś plany" i tacy, którym "palą się na stosie moje ideały". Ci ostatni reprezentują z kolei dwa nurty, w zależności od interpretacji. Jedni zrozumieli, że nastąpił reset systemu. Stare ideały trzeba zastąpić nowymi i jutro dzięki temu być dużym. Drudzy z kolei nie potrafią się pogodzić z nieuchronnymi zmianami. Tkwią w schemacie, który znają. Inny układ jest poza ich percepcją. Podśpiewują sobie co prawda: "...jutro będę duży", ale nie mając żadnych podstaw. Zupełnie bez pokrycia. Cóż, nie wszyscy dorastają, a na pewno nie w tym samym tempie.

Próbowałem ustalić, w którym momencie zagrała mi w tym tygodniu muzyka Sztywnego Pala Azji. Problem polegał na tym, że usłyszałem ją dwa razy. Po przeczytaniu kolejnego posta na Linkedin o wsparciu dla poszukujących pracy i po telefonie od chyba piętnastego w kolejności mojego byłego podwładnego z prośbą o radę.

Liczba osób deklarujących wspieranie zwolnionych z pracy z jednej strony mówi o skali zjawiska, a z drugiej budzi nadzieję, że ludzie w kłopocie będą pod opieką fachowców. W wielu przypadkach nieodpłatnie, co dla bezrobotnych jest zapewne bardzo istotne. Chyląc czoła przed takimi inicjatywami ogarnęły mnie mimo wszystko wątpliwości. Bardzo chciałbym, aby były kompletnie nieuzasadnione. Abym się pomylił jak nigdy dotąd. Jednak motyw: "Mieszkam w wysokiej wieży, otoczonej fosą. Mam parasol, który chroni mnie przed nocą" przebija się niezwykle głośno. Ogromne zaangażowanie wspierających da początkowo  poczucie bezpieczeństwa wspieranym. Zrodzi nadzieję na szybką poprawę sytuacji. Po prostu wzmocni. To są korzyści - bez dwóch zdań. Naładowani dobrą energią, umiejący już pisać CV, znający najlepsze metody poszukiwania pracy, potrafiący korzystać ze swojej sieci kontaktów i wiedzący jak się zachować podczas interview skonfrontują się z brutalną rzeczywistością. Więcej firm zwalnia niż zatrudnia. A sytuacja się pogłębia. Media informują o planowanych dalszych redukcjach pod koniec maja i zwolnieniach grupowych w czerwcu. Oznacza to jeszcze większą konkurencję do obsadzenia jednego pojawiającego się etatu. I prawie wszyscy aplikujący podnieśli, bądź podniosą swoje kwalifikacje w ubieganiu się o pracę. Na monitorach rekrutujących pojawią się nienaganne CV z uwzględnieniem słów kluczowych i w profesjonalnym formacie. Ogólny poziom wzrośnie, to pewne, ale czy zmieni sytuację aplikujących? Na pewno wykluczy tych, którzy nie uzupełnili tego co pozostali kandydaci. Czy wystarczy jednak aby zwyciężyć? Co tak naprawdę zaważy? Świadomie przesadzając użyję obrazowego porównania. Potencjalni kandydaci nauczą się, że aby dobrze się zaprezentować muszą mieć brązowe buty. I wszyscy jak jeden mąż wskoczą w brązowe buty. Nic ich nie będzie różnić. Tylko jedno jest pewne. Pracodawca nauczy się, że brązowe buty są obowiązkowe, czyli tych z butami w innym kolorze nie bierzemy pod uwagę. Idąc tropem tej logiki pomogliśmy, czy utrudniliśmy? Jeśli ktoś w tym momencie poczuł się urażony, to "mieszka w wysokiej wieży". Bo nie chodzi o to, czy mam rację czy nie, tylko czy może być taka interpretacja i czy ma ona wtedy jakieś implikacje. Moim zdaniem (pewnie dlatego, że wywodzę się ze sprzedaży) warto rozważyć każdy wariant. Ten mechanizm działa bowiem wszędzie i decydować będą wyróżniki. Niezależnie czy mówimy o poprawie umiejętności ubiegania się o pracę, czy np. o umiejętnościach prowadzenia tzw. zimnych rozmów telefonicznych w sprzedaży. I tu i tu poprzeczka zostanie podniesiona, ale jak wszyscy się do tego dostosują to konkurencyjność pozostanie na tym samym poziomie. Zmienią się garnitury, a natura ludzka prawdopodobnie nie. W przypadku outplacementu oferuje się co prawda budowanie tożsamości, ale nie w programach na poziomie podstawowym i rzadko przy równoczesnej pracy z ekstremalnymi emocjami. To potrafi niewielu, a poszukujący pracy nie ma z reguły pojęcia kto rzeczywiście może mu pomóc.

Ja nie jestem specjalistą od outplacementu, ale wiem jak sprzedawać i jak kupować. Rekrutacja jest pewną formą procesu sprzedaży. Występuje tutaj wiele analogii. Opieram to na swoim doświadczeniu. Zatrudniłem w życiu kilkaset osób. Pomyliłem się tylko 2 razy. Zawsze szukałem tego "czegoś", co trudno zdefiniować, ale czuć zapach. Każdy z rekrutowanych przeze mnie ludzi potwierdza, że rozmowa ze mną była zupełnie inna niż wszystkie poprzednie. Może jednak wyjść z tej wieży poza schemat? Niech ten kandydat ma pewność, że "jutro będę duży dzisiaj jestem mały".

Druga odsłona to wspomniane na wstępie telefony od moich byłych podwładnych. Próżność połechtana, nie zaprzeczę. Bardzo miło mieć dowody na to, że nadal jest się dla kogoś autorytetem. A jeśli to dotyczy również osób, z którymi pracowało się 20 lat temu, to upojenie pełne. Tyle czasu nie pojawił się  w ich otoczeniu wystarczający zamiennik mojej osoby? Wow!

A jak się nad tym zastanowić, to szczęście miesza się z poważnym zmartwieniem. W ich organizacjach brakuje im najwyraźniej kogoś, komu mogą w pełni zaufać, pogadać o swoich rozterkach czy wreszcie kto może zaoferować konkretną radę co i jak robić. Bo ich menedżerowie są dobrzy na dobre czasy, a w trudnych sami mają problemy. Bo "mieszkali w wysokiej wieży", a teraz trzeba "na białym czarnym kreślić jakieś plany". Bo niektórym "spłonęły na stosie ideały" i nie widzą dróg - zaćmił im się Bóg.

A może po prostu skoro byłem dla nich mentorem, to już tak zostało i nadal jestem? I nie trzeba szukać tutaj żadnych podtekstów? Ale to może (nie musi) świadczyć natomiast o zbyt wąskim korzystaniu z mentorów w organizacjach w ogóle.

Podstawowe dylematy często sprowadzają się paradoksalnie do właśnie wzmocnionych kompetencji w jakimś zakresie i konstatacji, że wynik jakoś się nie poprawia, bo konkurenci odbyli właśnie identyczne szkolenia i szach mat. I co mi pozostaje? Wyciągam "kozetkę" i wzmacniam delikwenta. Pytanie: czynię dobro czy wręcz przeciwnie? Bo w pewnym sensie zwalniam ich bezpośrednich przełożonych od konieczności podniesienia ich kompetencji, żebym ja nie był już potrzebny. Wbrew pozorom pozwalam im dalej siedzieć w "wysokiej wieży otoczonej fosą".

***

Słowo pisane bywa bardzo ułomnym środkiem przekazu (w sensie komunikacyjnym, bo w literackim jest zgoła inaczej). Łatwo jest zinterpretować tekst wbrew intencjom autora. Dlatego chciałbym podkreślić, że szkolenia we wspomnianych wyżej obszarach uważam za bardzo przydatne, wręcz pożyteczne. Zwracam jedynie uwagę na fakt, że im bardziej są powszechne tym mocniej wpływają na podwyższenie standardów, a co za tym idzie także na wzrost oczekiwań klienta, kimkolwiek by nie był. Czyli to co dzisiaj poprawiliśmy staje się automatycznie barierą wejścia w relacji z klientem. Jeśli chcemy aby nasz klient "jutro był duży, chociaż dzisiaj jest mały", to my doradcy musimy dać coś ekstra. "Postawić świat na głowie do góry nogami". Wbrew naturze ludzkiej opisanej przez Pawła Nazimka na początku tej publikacji. Inaczej wszyscy skończymy w "wysokiej wieży otoczonej fosą" i o tym, że "jutro będę duży" będziemy sobie mogli tylko pośpiewać.

------------------
Emilian Wojda

P.S.
Pełny tekst piosenki "Wieża radości, wieża samotności":

Mieszkam w wysokiej wieży otoczonej fosą
Mam parasol, który chroni mnie przed nocą
Oddycham głęboko, stawiam piedestały
Jutro będę duży, dzisiaj jestem mały

Stawiam świat na głowie do góry nogami
Na odwrót i wspak bawię się słowami
Na białym czarnym kreślę jakieś plamy
Jutro będę duży, dzisiaj jestem mały

Mieszkam w wysokiej wieży, ona mnie obroni
Nie walczę już z nikim, nie walczę już o nic
Palą się na stosie moje ideały
Jutro będę duży, dzisiaj jestem mały

Stawiam świat na głowie do góry nogami
Na odwrót i wspak bawię się słowami
Na białym czarnym kreślę jakieś plamy
Jutro będę duży, dzisiaj jestem mały

Autor: Jarosław Kisiński - gitarzysta zespołu Sztywny Pal Azji. Rok 1987.






Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Stan"

To dla mnie (boomera) jedna z najwspanialszych piosenek rapowych w historii, nawet jeśli niektórzy puryści zaprzeczają temu z powodu uprzedzeń wobec artysty. Warto wiedzieć, że dzięki temu utworowi słowo „stan” stało się popularnym słowem slangowym – a dokładniej, zostało wręcz dodane do głównego kanonu języka angielskiego. To jeden z najlepszych rapów opowiadających kompletną historię. Zrozumiałą i interesującą jak dobry film. Piosenka obraca się wokół opowieści o fikcyjnym facecie o imieniu Stan, który jest, delikatnie mówiąc, zagorzałym fanem Eminema. Obserwujemy eskalację psychicznych problemów bohatera. Zaczyna się niewinnie od usilnych nieudanych prób komunikowania się ze Slimem (w domyśle Eminemem). Ponieważ Stan nie otrzymuje szybkiej odpowiedzi, staje się coraz bardziej zły i brutalny. Ostatecznie radzi sobie ze swoim rozczarowaniem popełniając morderstwo-samobójstwo, zrzucając siebie i swoją ciężarną dziewczynę z mostu. Chociaż pozornie ta kompozycja ma niewiele wspólnego z

"When The Curtain Falls"

  Piosenka powstała w pierwszej połowie 2018 roku.  Na singlu ukazała się 17 lipca, promując album AOTPA. "When the curtain falls" to typowy hit, dynamiczny rock z atrakcyjnym riffem i emocjonalnym, krzykliwym śpiewem Josha. Zaskakuje natomiast tekst utworu, nietypowy dla  tego typu kompozycji. Opowiada o aktorce, która kiedyś była przedmiotem uwielbienia, ale uroda, sława i młodość przeminęły wraz z adoratorami oferującymi pierścionki zaręczynowe. Autor radzi jej aby odpoczęła. Żegna się z jej dotychczasowym wizerunkiem, który przestał być już porywający. Kurtyna, która opada po jej każdym przedstawieniu ma coraz bardziej gorzki smak. Aż przychodzi czas kiedy opada na zawsze. Sięgnąłem do tej piosenki po rozmowie z kolejnym rozgoryczonym menedżerem wysokiego szczebla, którego świat nagle runął w gruzy wraz z utratą eksponowanego stanowiska. które z sukcesami zajmował przez wiele lat. Dla takich osób to zwykle prywatna tragedia. Rzadko kiedy widzą w momencie zwolnienia celowo

"Creep" czyli trzeba wierzyć (w siebie).

Bohaterem piosenki zespołu Radiohead jest chłopak obsesyjnie zakochany w wyjątkowej i wręcz doskonałej (wg jego oceny) dziewczynie. Onieśmielony jej wyimaginowaną perfekcyjnością nie może się zdobyć na to, aby nawiązać z nią chociażby kontakt wzrokowy. Na przeszkodzie stoi zbyt niska samoocena. Taki odmieniec nie zasługuje przecież na obcowanie z aniołem ze snów. Thom Yorke napisał "Creep" w latach osiemdziesiątych, kiedy studiował jeszcze na Uniwersytecie Exter. Inspiracją była podobno dziewczyna, którą wypatrzył w tłumie na jednym z pierwszych koncertów zespołu.  Ten utwór rozbrzmiewał mi w głowie od kilku miesięcy ale jakoś nie mogłem znaleźć powiązania tekstu piosenki z żadnym tematem, na który chciałbym coś napisać. Pomogły coraz liczniejsze publikacje dotyczące zaufania. Trudno mówić o zaufaniu bez dotknięcia zagadnienia wiary w siebie. Nie sposób też nie zauważyć, że kryzys sprzyja zwątpieniu. Temu zjawisku ulegają w dużej mierze sprzedawcy. Ograniczony popyt i zmiany