Przejdź do głównej zawartości

"Kto pierwszy szedł przed siebie? Kto pierwszy cel wyznaczył?"


Utwór "Korowód" uważany jest często za protest song. Tekst można interpretować w klimatach egzystencjalizmu, z motywem tragizmu w tle.

I pewnie wielu na przestrzeni lat doszukiwało się tutaj poczucia ogromnej samotności wobec Boga, czasu i przestrzeni. Na pewno istotny jest moment, w którym próbuje się dokonać jakiejkolwiek analizy znaczenia treści. Autor słów, Leszek A. Moczulski, umożliwił szerokie spektrum odbioru, co w połączeniu z genialnym wykonaniem Marka Grechuty i zespołu Anawa dało w efekcie ponadczasowy utwór fascynujący kolejne pokolenia.

Moje skojarzenia są bardziej przyziemne.

Piosenka zagrała mi w głowie po przeczytaniu świetnego artykułu Christopha Szakowskiego dotyczącego dróg dochodzenia do szczytu kariery Kącik Managerski 3: 5 dróg do szczytu. W sporym uproszczeniu i zestawieniu go z kilkoma postami odnoszącymi się do problemów z zatrudnieniem osób 50+, a nawet 45+.

Dlaczego połączyłem te wątki?

Otóż w dużym uproszczeniu zaprezentowane przez Pana Christopha Szakowskiego ścieżki docierania do najwyższych stanowisk zakładają albo konsekwentne zbieranie doświadczeń samemu przez długie lata, albo ze wsparciem mentora. Tak czy inaczej zawsze jest to droga pod górę. Teleportacja nie jest przewidziana.

Doświadczenie własne i doświadczenie innych to akceleratory procesu. Jeśli zatem co chwila słychać głosy, że osoby 50+ mają problem z zatrudnieniem i w niektórych przypadkach osiągają wręcz status wykluczonych, to logika zaczyna zgrzytać. To znaczy, że na własne życzenie rezygnujemy z tych, którzy mogą nam pomóc w przyspieszeniu kariery? Mogą nas czegoś nauczyć i młodzi nie będą zmuszani do wyważania otwartych drzwi?

Pisałem już o tym w felietonie opublikowanym 18 stycznia.

Wtedy mieliśmy inną sytuację. Z raportów przytoczonych w wyżej wymienionym artykule wynikało, że firmy stały przed problemem pozyskania odpowiednich kompetencji na rynku pracy aby móc realizować swoje cele biznesowe. Próbowałem wykazać, że te kompetencje są na wyciągniecie ręki. Wystarczy nie mylić 50+ z seniorami wymagającymi stałej opieki lekarskiej.

Przedstawiłem wiele argumentów, które podtrzymuję. Nadal są wg mnie aktualne. Mało tego, uważam, że zmiana otoczenia wynikająca z wybuchu pandemii tylko je wzmacnia!

Co jest bowiem najczęściej pojawiającym się motywem w toczonych dyskusjach? Niepewność.

Snuje się jakieś scenariusze, bo trzeba, ale każdy podkreśla, że trudno przewidzieć jak zmieni się finalnie świat. Jak poważny kryzys nas czeka? Ile potrwa? Jakie konkretne skutki przyniesie? Mówi się, że nie bardzo można porównać tę sytuację z jakąkolwiek wcześniej. To z kolei prowadzi do kwestionowania wagi doświadczenia, bo przecież nikt takiego nie ma. Wszystko trzeba odkrywać na nowo.

I to jest chyba ta największa pomyłka. Tutaj właśnie mój niekonwencjonalny umysł znalazł związek z tekstem piosenki "Korowód".

Bo "kto pierwszy szedł przed siebie?". "Kto nie umiał zasnąć nim nie wymyślił granic?"."Kto pierwszy w noc bezsenną wymyślił wielką armię?"

Właśnie 50+. Nie mówimy oczywiście o prostych stanowiskach fizycznych.

To jest pokolenie, które nie dość, że wchodziło w rynek pracy po raz pierwszy zaraz po studiach, to jeszcze w zupełnie nowe środowisko. Nowe w stosunku do doświadczeń starszych kolegów i rodziców, którzy funkcjonowali w innym systemie. Nowe w stosunku do mechanizmów, technologii, standardów czy wreszcie celów. Nie mieli pojęcia co zastaną za zakrętem. Byli ciekawi i odważni. I to w nich nie umarło. Nadal tacy są. Jak się zastanowić, to jak ulał na dzisiejsze wyzwania.

Kto lepiej od nich odnajdzie się w warunkach niepewności? Kto lepiej niż oni poprowadzi za rękę tych młodych, którzy albo mając odpowiednie wsparcie szybko urosną, albo zginą przygnieceni ciężarem niewiadomej przyszłości?

Pokolenie 50+ płynęło na fali chęci stania się częścią Zachodu, to fakt. Nie można mu jednak odmówić ogromnego zaangażowania w tej podróży w nieznane. Nie byliśmy też zupełnie sami. Mieliśmy wsparcie mentorów. Zwykle byli to ludzie z zagranicy z doświadczeniem, którym się dzielili z polskimi młodszymi kolegami. Moim pierwszym mentorem był 30 lat starszy ode mnie Szwajcar. Drugim był 25 lat starszy Norweg. Potem 20 lat starszy Amerykanin  i 25 lat starszy Holender.

Każdy zostawił we mnie cząstkę siebie.

Dzisiaj, tworząc młode ambitne zespoły, niektóre firmy uznały, że ktoś starszy pasuje do nich jak pięść do nosa. Pewnie, że można zrezygnować z picia wina z dobrego rocznika i postawić wyłącznie na wódkę. Ale nawet tutaj decydujemy się na rezygnację z walorów smakowych wyłącznie na rzecz szybkiego osiągnięcia stanu upojenia. Wybór jak każdy inny. Pytanie czy do końca świadomy.

Dlaczego temat zatrudniania 50+ ciągle wraca? A może jest sztucznie rozdmuchiwany, bo nośny?

Wraca zawsze przy okazji wzmożonych ruchów kadrowych. Czy jest specjalnie kreowany? Nie jest. Jest poruszany przez zbyt poważne osoby, które nie mając oparcia w faktach, raczej unikałyby zajmowania stanowiska w tej sprawie. Takim przykładem jest profesor Marcin Król, który wyraźnie wspomniał w ostatnim wywiadzie o trudnej sytuacji osób powyżej 50 lat na rynku pracy.

Owszem, są tacy, którzy podczas starania się o pracę popełniają kardynalne błędy. Problem dotyka jednak kandydatów w każdym wieku i nie można tutaj jednoznacznie ocenić, że jedni przygotowani są lepiej, a drudzy gorzej. To raczej indywidualne uwarunkowania niezależne od daty urodzenia.

Wąskim gardłem jest zwykle pierwsza selekcja. Jak kandydat 50+ dojdzie do etapu interview to rzadko kiedy przynosi wstyd rekomendującemu. Mało tego. Osoby podejmujące decyzje mają znacznie mniejsze opory przed zatrudnianiem doświadczonych pracowników niż te, które do nich kierują kandydatów. Tym samym robią krzywdę potencjalnemu pracodawcy, niedoszłemu kandydatowi i na koniec sobie dokonując często nietrafionych wyborów.

Nie jest prawdą również to, że młodzi nie chcą pracować z dużo starszymi. Wśród młodych ludzi spotkać można wielu pragmatyków. Oni doskonale wiedzą, że zamiast szukać miesiącami rozwiązań, wystarczy spytać tego, co już miał do czynienia z problemem i może nawet chętnie się podzieli doświadczeniem.

Ucząc swoich ludzi myśleć, zawsze zachęcałem do przychodzenia do mnie z problemem i najlepiej 2 propozycjami rozwiązania. To sobie świetnie działało przez lata. Razem analizowaliśmy propozycje dochodząc do tej optymalnej. Czasem podawałem inne wyjście, tłumacząc przy okazji dlaczego. Aż trafiłem na przypadek, który mnie bardzo zaskoczył. Przyszedł do mnie handlowiec, mówiąc, że ma poważny problem.

Ja: A jak ty chciałbyś go rozwiązać?
On: Nie mam pojęcia.
Ja: Ale myślałeś o jakimś sposobie i nie wiesz, czy to załatwiłoby sprawę, czy nic nie przyszło do głowy?
On: Pomyślałem, że w zasadzie to po co ja będę bezskutecznie marszczył czoło, jak ty znajdziesz receptę w kilka sekund. 

Nie ukrywam, że w duchu się trochę wściekłem. Przecież reguły gry są znane i każdy do tej pory je aprobował. Szybka refleksja i jednak natychmiastowy spokój.

Ja: A gdyby mnie nie było?
On: To bym nie miał wyjścia, ale skoro jesteś, to dlaczego miałbyś mi nie podpowiedzieć jak to powinniśmy załatwić. Ja zapamiętam i w podobnych sytuacjach będę miał już gotowe narzędzie. Po co mam je sam wymyślać skoro już jest. 

Trudno odmówić logiki temu podejściu. Po prostu jedni wybierają jedną formę nauki, a dla drugich bardziej skuteczna jest inna. Cała tajemnica. Tylko doświadczenie uczy pokory i zrozumienia, że jednym schematem nie ogarniemy wszystkich wariantów.

Forsowanie jedynie słusznej reguły: to wyjdź i wróć jak będziesz miał pomysł, a najlepiej dwa - skończyłoby się uzyskaniem odwrotnego skutku. To był bardzo dobry, solidny zawodnik. Wolał działać wg instrukcji niż kreatywnie się wyżywać. Tyle.

***

Aby nauczyć się sprawnego żonglowania stylami kierowania, nie wystarczy przeczytać kilku podręczników. Nie wystarczy poddać się testom, które pokażą kim jesteś i jak reagujesz na zjawisko X czy Y. To trzeba przeżyć. Nauka zawsze pomaga, ale dopiero wraz z doświadczeniem staje się pełnowartościowym narzędziem.

Dajmy młodym szansę na  przyspieszenie ich drogi na szczyt poprzez zapewnienie im dostępu do doświadczonych kolegów. Paradoksalnie młodym pracownikom nie pomożemy eliminując ich starszych kolegów, tylko zapewniając płynną równowagę.

Teraz grupa ubiegających się o pracę drastycznie się powiększyła. "Do wzięcia" są i młodzi i  ci starsi, doświadczeni. Tym drugim skoro wcześniej już było bardzo trudno, to dzisiaj jest jeszcze trudniej. Tylko rzetelna ocena potrzebnych kompetencji uchroni pracodawców przed złym wyborem. Metryka nie powinna mieć tutaj żadnego znaczenia. Albo zależy nam na doświadczeniu, albo nie. Oczekiwanie doświadczenia od osób, które nie miały jeszcze szans go zdobyć chyba nie wymaga komentarza.

"Zapatrzeni w tańcu, zapatrzeni w siebie
Wciąż niepewni siebie, siebie niewiadomi"

Albo świadomi każdego posunięcia.

--------------
Emilian Wojda




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Stan"

To dla mnie (boomera) jedna z najwspanialszych piosenek rapowych w historii, nawet jeśli niektórzy puryści zaprzeczają temu z powodu uprzedzeń wobec artysty. Warto wiedzieć, że dzięki temu utworowi słowo „stan” stało się popularnym słowem slangowym – a dokładniej, zostało wręcz dodane do głównego kanonu języka angielskiego. To jeden z najlepszych rapów opowiadających kompletną historię. Zrozumiałą i interesującą jak dobry film. Piosenka obraca się wokół opowieści o fikcyjnym facecie o imieniu Stan, który jest, delikatnie mówiąc, zagorzałym fanem Eminema. Obserwujemy eskalację psychicznych problemów bohatera. Zaczyna się niewinnie od usilnych nieudanych prób komunikowania się ze Slimem (w domyśle Eminemem). Ponieważ Stan nie otrzymuje szybkiej odpowiedzi, staje się coraz bardziej zły i brutalny. Ostatecznie radzi sobie ze swoim rozczarowaniem popełniając morderstwo-samobójstwo, zrzucając siebie i swoją ciężarną dziewczynę z mostu. Chociaż pozornie ta kompozycja ma niewiele wspólnego z

"Opium"

  Dead Can Dance to niezaprzeczalnie wyjątkowa grupa prezentująca alternatywne spojrzenie na światową muzykę z wyraźnymi wpływami gatunków zaliczanych do szeroko pojętego dark independent. Powstała w 1981 r. w Melbourne z inicjatywy Brytyjczyka Brendana Perry'ego, do którego wkrótce dołączyła Australijka Lisa Gerrard. W 1982 r. zdegustowani wąskimi horyzontami tamtejszej sceny muzycznej przenieśli się do Londynu. Tam w ciągu roku podpisali kontrakt z najsławniejszą wówczas wytwórnią muzyki alternatywnej – 4AD. Gdy właściciel firmy – Ivo Watts-Russell – usłyszał ich nagranie demo, był wprost zauroczony. Wrażenie zrobił na nim nie tylko nieziemski głos Lisy, ale również poczucie, że ma do czynienia z czymś absolutnie oryginalnym. W roku 1983 Dead Can Dance zarejestrowali sesję dla Johna Peela, a niedługo później światło dzienne ujrzał ich pierwszy album zatytułowany po prostu Dead Can Dance, stanowiący kolekcję ich wcześniejszych utworów. Nie okazał się wielkim sukcesem. Podobno głów

"House Of Cards"

  Piosenka „House Of Cards” zespołu Radiohead jest o mężczyźnie, który zachęca kobietę, aby porzuciła męża („pocałuj męża na dobranoc”) i została jego kochanką. Bez względu na konsekwencje tej decyzji. Tytułowy „domek z kart”, o którym kobieta powinna „zapomnieć”, stanowi metaforę jej obecnego małżeństwa. Thom Yorke sugeruje tym samym, że dotychczasowego związku nie charakteryzowała stabilność i może on rozpaść się w każdej chwili. Nie warto zatem się zastanawiać, ale natychmiast odejść i zacząć budowę nowego, nawet jeśli nie będzie on niczym więcej, jak tylko kolejną kruchą konstrukcją. W 2009 roku utwór otrzymał trzy nominacje do Nagrody Grammy, w kategoriach „Best Rock Performance by a Duo or Group with Vocal”, „Best Rock Song” i „Best Short Form Music Video”. Chociaż Radiohead przegrało każdą z wymienionych rywalizacji, podczas tej samej ceremonii zespół zdobył statuetkę za „In Rainbows” w kategorii najlepszego albumu alternatywnego. Eksperymentalny wówczas teledysk w reżyserii Jam