Przejdź do głównej zawartości

"Beautiful Day" - nie pozwól mu się wymknąć!



Ten dobrze znany utwór zespołu U2 opowiada o tym, że życie jest naprawdę piękne, a my musimy nauczyć się doceniać jego niezwykłość. Bono śpiewa, że nasze serce jest niczym kwiat przebijający się przez betonowe podłoże. Potrafi dokonać bardzo wiele. Niestraszne mu przeciwności losu. Wokalista przekonuje, że wszędzie znajdziemy takie kwiaty - ludzi, którzy pomimo nieustającego pędu, potrafią być sobą w świecie pełnym klonów. Zdaje sobie sprawę, że życie w betonowych miastach pełnych anonimowych, zapracowanych jednostek próbujących odebrać nam szansę na szczęście utrudnia znalezienie bliskiej osoby. Wie, że zbyt często złudzenia, że komuś wreszcie na nas zależy okazują się nieprawdą. Zostajemy sami.

Mimo to warto wciąż próbować. Żyć i dążyć do szczęścia. W końcu to piękny dzień. Trzeba się nim cieszyć. Nim i wszystkimi małymi rzeczami. Cieszyć tym co mamy, bo nawet ten dzień kiedyś też dobiegnie końca.

Koniec roku to czas podsumowań, definiowania kolejnych wyzwań czy postanowień noworocznych. Ten rok był na tle poprzednich szczególny. Dla jednych trudny, dla innych tragiczny. Dla wąskiej grupy być może nawet dobry. Jak to w życiu. 

Do ilustracji dzisiejszej publikacji wybrałem utwór "Beautiful Day" ze względu na cały tekst piosenki. Sam tytuł byłby absolutnie nietrafiony. Czym innym jest bowiem umiejętność cieszenia się z drobnych spraw na tle nawet tragicznych wydarzeń, niż cieszenie się, że mi się powodzi, kiedy inni cierpią. Wspomniałem o tym, ponieważ trafiam w mediach społecznościowych na  triumfalne fanfaronady głoszące, że mijający rok był dobry. I jeszcze z zachętami na koniec do dyskusji w formie: "a dla Ciebie?". Sami sobie dobierzcie odpowiednie epitety mogące opisać takiego osobnika.

Pół biedy, jeśli to wynika jedynie z głupoty i nieudolnej próby pokazania jaki to jestem sprawny, przedsiębiorczy. Jak świetnie sobie radzę w trudnościach. Bo jeśli jest to przejaw lekceważenia ludzkich tragedii, to sprawa jest poważna.

Bo rok 2020 nie był dobry! Powiecie: semantyka, skrót myślowy. Po co się czepiać słówek? Otóż to. Co dla mnie było nauką w tym nieszczęsnym roku? Dbałość o detale. Uważam, że nie wolno się chełpić, że 2020 był dla mnie dobrym rokiem jeśli odniosłem osobisty sukces, bo jak się wtedy czują ci, którym umarł ktoś bliski? Nieważne? Jeśli tak, to te tysiące artykułów i szkoleń poruszających element empatii w relacjach sprzedażowych i w kierowaniu ludźmi wypadałoby wycofać z obiegu. Czym innym jest komunikat: "ja osiągnąłem, ja podwoiłem, ja zrobiłem - to był dobry rok". A czym innym: "szybka adaptacja do zupełnie nowych warunków pozwoliła osiągnąć..". itd. 

Tym razem nie mamy do czynienia z przysłowiową "bułką przez bibułkę" czy tzw. "polityczną poprawnością". Szczególnie w czasach, kiedy słowa zaczynają mieć decydujące znaczenie (praca zdalna) - ich dobór jest niezwykle istotny. Moim zdaniem w ogóle  przyszedł czas na większą dbałość o szczegóły. W nich bowiem tkwi (wg mnie) najistotniejsza różnica. I ten obszar, mam nadzieję,  stanie się areną zmagań w 2021. Dla tych, którzy do tej pory pogardliwie wypowiadali słowo "pedant": potężne wyzwanie. 

Dbanie o detale to nie to samo co drobiazgowość. Solidność, punktualność, rzetelność to przecież bardzo pożądane wartości. Niedbalstwo, roztrzepanie, bałaganiarstwo, to raczej coś co sprawia nam kłopot. Gdy ktoś, kto się zwykle spóźniał na spotkania, pojawi się w wyznaczonym czasie: nie wywoła to uśmiechu zadowolenia na waszych ustach? Czy ktoś kto zacznie wreszcie używać w bierniku zaimka "tę" nie zaimponuje Wam, skoro to dla Was ważne? Bardzo małe rzeczy, a cieszą. Z jednej strony to milowe kroki do postępu, z drugiej satysfakcja z jedzenia małą łyżeczką. 

Przed nami kolejny rok. Jak wiele przygotowanych planów zbudowanych jest z małych kroków? Czy wiemy co nas ucieszy w drodze do celu, a co spowoduje, że zaczniemy myśleć o zmianie kierunku?

Paradoks naszych czasów polega głównie na tym, że stawiamy sobie bardzo ambitne cele i dopiero ich osiągnięcie daje nam satysfakcję. Nie potrafimy cieszyć się z wygrania pierwszego czy siódmego etapu. A przecież radość z małych zwycięstw z jednej strony  nas dodatkowo napędza, a z drugiej sprawia, że prawdopodobieństwo nagrody w postaci realizacji celu głównego też istotnie wzrasta. W silnie konkurencyjnym środowisku klienci zwracają uwagę na drobiazgi. Czy chcemy czy nie, to one decydują o ostatecznej ocenie naszych zabiegów. Bo: 
  1. Czym jest np. ocena potrzeb klienta, jak nie "dokopaniem" się do jego specyficznych motywów decyzji zakupowych? W sytuacji podobnych parametrów i cen na produkt, jeden postawi na mniejsze minimum logistyczne, a drugi na zielony kolor. Z ogólnego punktu widzenia mogą to być drobiazgi.

  2. Jeśli dotarło do nas, że np. gdy staramy się o pracę nasze CV musi być starannie przygotowane zarówno pod względem treści jak i interpunkcji, czcionki czy odległości między wierszami, to dlaczego myślimy, że oferta już nie? Jeśli wiemy, że skuteczność wysyłania CV gdzie tylko popadnie jest niska, to dlaczego z ofertami miałoby być inaczej?

  3. Jeśli wiemy, że starając się o względy osoby, z którą chcielibyśmy "chodzić", musimy się jakoś przygotować, aby nie wypaść komicznie i przekreślić sobie szansę, to dlaczego z klientem miałoby być inaczej?

  4. Jeśli opowiadamy bzdury, przechwalamy się, przypisujemy sobie zasługi innych, to czy wzbudzimy zaufanie wśród jakichkolwiek odbiorców? Klientów, współpracowników, pracowników? Czy tylko wśród członków koła wzajemnej adoracji do którego należymy?
O tym, jak nas ludzie postrzegają zaczynają decydować detale. Niby zawsze pełniły kluczową rolę, ale w mniejszym stopniu niż dzisiaj. Zawsze było tak, że wypełnialiśmy ankietę w hotelu tylko w sytuacjach ekstremalnego doświadczenia. Gdy zobaczyliśmy w pokoju karalucha wielkości kucyka albo butelkę dobrego wina na powitanie. W przypadku spełnienia oczekiwanych standardów, żadnej reakcji. Typowe dla obowiązującego w tym przykładzie rozkładu normalnego. 

Doświadczenia zdobyte podczas pandemii są różne, tak jak różni są ludzie. Można byłoby wyciągnąć wniosek, że zatem nic nie zmieniły. Ci co mieli określone preferencje nadal je mają. Ci co zwiększyli swoje wymagania i tak by je zwiększyli z racji naturalnej ewolucji otoczenia. Pewnie tak jest w istocie i potwierdzałyby to dosyć szeroko rozpowszechnione opinie, że jak wszystko wróci do tzw. normy to i ludzie będą się zachowywali tak samo. Żadna poważna  zmiana nie nastąpi. 

I tutaj mam swoje zdanie. Myślę, że ludzie stali się bardziej czujni. Tak zwykle bywa bowiem w chwilach zagrożenia. Więcej widzą. Ostrzej. Zaczynają przykładać wagę do szczegółów, które do tej pory nie były dla nich nawet zauważalne, a dzisiaj stanowią kryterium wyboru. 
  1. Wielu ludziom spadła siła nabywcza. To skłania do spojrzenia na etykietę produktu, której wcześniej nie czytali. Nagle widzą, że coś co kosztowało 20 PLN i miało pojemność 500 ml, dzisiaj kosztuje co prawda tyle samo, ale za 470 ml. Jakie to może wywoływać reakcje? Obowiązkiem świadomego producenta jest zdiagnozowanie wszystkich możliwych i raczej podjęcie działań wyprzedzających, a nie gaszenie pożarów. Kiedyś taka taktyka mogła wystarczać, a dzisiaj warto założyć, że nie będzie już czego gasić.

  2. Jako klient mam sporo nowych lub głębszych problemów ze swoją firmą. Moim oczekiwaniem jest pomoc w zdejmowaniu ich z moich barków. A na pewno nie pozwolę na dokładanie, chociaż wcześniej się na to godziłem. Skoro mam wybór, to po co mi dostawca, z którym muszę walczyć tygodniami nad rozpatrzeniem prostej reklamacji, kiedy jego konkurent wymienia 1:1, a potem dopiero uzupełnia konieczne formalności.

  3. Mam dostawcę, którego przedstawiciel mnie nie zawiódł. Staje na głowie, aby rozwiązać każdy problem, jeśli wystąpi. Traktuje go jak swój prywatny i dba o to, abym ja jak najmniej był w to zaangażowany. To stanowi dla mnie wartość, której nie złamie nawet prawo Druckera o 10% obniżce ceny. Wcześniej byłem skory do podejmowania różnych prób. Dzisiaj stawiam na lojalność. Nie stać mnie na eksperymenty, dopóki wszystko gra w najdrobniejszych szczegółach.

  4. Ale nie stać mnie też na tolerowanie uchybień. Kiedyś sam usprawiedliwiałem brak dostawy. Skoro 100 razy było ok, to te dwie zawalone nie miały wpływu na współpracę. Teraz widzę najpierw te 2, a to 100 jakoś dziwnie zniknęło z horyzontu.

  5. Kiedyś byłem prekursorem innowacji. Chętnie kupowałem od swoich dostawców nowości. Chciałem być pierwszy w regionie i dzięki temu przyciągać klientów. Dzisiaj moja skłonność do ryzyka się zmniejszyła. Potrzebuję znacznie więcej przesłanek, abym był przekonany, że dany towar znajdzie nabywcę. Oni też przecież bardziej wnikliwie patrzą na każdą wydawaną złotówkę. Same zapewnienia handlowca to już stanowczo za mało. Tym bardziej, że zawsze pięknie mówi, aby tylko sprzedać. Potem to już moje zmartwienie. Chyba, że przyjmą zwrot? Kiedyś nawet o tym nie myślałem, a dzisiaj może od tego zacznę?

  6. Pracownicy jeszcze bardziej wnikliwie obserwują swoich szefów. Patrzą jak reagują na zmiany w otoczeniu. Utwierdzają się w przekonaniu, że warto zawalczyć, bo pomimo różnych przeciwności, wzrasta też wsparcie indywidualne. Że szef wie, że  mam ciężej i jako człowiek, i jako pracownik. I tę kumulację muszę udźwignąć. Albo widzę, że trzeba intensywnie szukać nowej pracy. To nic, że kryzys i jest trudniej. Być tutaj zaraz będzie jeszcze trudniej, bo szef jeszcze mniej pyta, bo się boi, ale do taczki dorzuca. 

  7. Mniejsze budżety zwykle prowadzą do bardziej skrupulatnej analizy ofert. Szczególnie tam, gdzie są największe cięcia. Może przyszedł też czas na weryfikację uzdrowicieli? Przecież wystarczy przeczytać uważnie ich materiały reklamowe, aby znaleźć nawet kilka sprzeczności, a nie tylko drobne błędy. Widać, że wielu ma opanowany tylko pewien element, ale pozycjonują się jako eksperci w dziedzinach, o których myślą, że się znają, a krótka rozmowa natychmiast pokaże ich ignorancję. To, że mają dobre opinie może nie wystarczyć. Ciekawe szkolenie to niekoniecznie skuteczne szkolenie. Podobnie jest przecież z reklamą. Fajny spot nie musi przyciągać największej liczby klientów. Taki lekceważony dotychczas szczegół: "jeśli Twój handlowiec tłumaczy swoje słabe wyniki tym, że klient kupił taniej, to wyślij go do mnie na szkolenie" kiedyś albo nie przykuwał uwagi, albo wręcz zachęcał do zakupu. Dzisiaj to poważne ostrzeżenie. Bo co, nie ma tańszych ofert od mojej? To po co szkolenia skoro jestem najtańszy? Chodziło oczywiście o to, że jest cała masa argumentów które pozwalają obronić cenę i tego nauczy autor zacytowanego sloganu. Ale czy na pewno? Czy użyte przez niego argumenty będą skuteczne, jeśli w swoich materiałach promocyjnych opiera się na oczywistościach, które budzą tak wiele wątpliwości natury interpretacyjnej? A wystarczyło skupić się na sformułowaniu: "uczę bronić ceny." Niuanse, przedobrzenia, to dzisiaj nowa rzeczywistość. Pojawia się na razie punktowo, ale proces będzie się dynamicznie rozwijał.
***

Nie namawiam Was do rezygnacji z Waszych planów. Nawet trzymam kciuki, aby Wam się udało je w pełni zrealizować. Zachęcam do cieplejszego spojrzenia na szczegóły, ponieważ:
  1. To one finalnie są naszymi wyróżnikami. Coraz trudniej pokazać poważną różnicę, dlatego tak wzrasta siła detali.
  2. Znane jest wszystkim powiedzenie "diabeł tkwi w szczegółach" - warto wziąć je sobie do serca, bo ma sens.
  3. Każdy organizm składa się z drobniejszych elementów. Tak jest zbudowany świat.
  4. Dużo małych kroków to więcej powodów do radości i pewniejszy sposób wejścia na szczyt góry, na którą się wspinamy.
  5. To szansa na zrozumienie, że, jak śpiewa Bono w 4 zwrotce, "czego nie masz, tego w tej chwili nie potrzebujesz".
  6. To sprawi, że dzień może być piękny. A w całym, chociaż nawet najgorszym roku będzie ich wiele.
Każdy kwiat, który przebija się przez beton najpierw puszcza korzonki i one pomału robią swoje.

----------------
Emilian Wojda


 






Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Stan"

To dla mnie (boomera) jedna z najwspanialszych piosenek rapowych w historii, nawet jeśli niektórzy puryści zaprzeczają temu z powodu uprzedzeń wobec artysty. Warto wiedzieć, że dzięki temu utworowi słowo „stan” stało się popularnym słowem slangowym – a dokładniej, zostało wręcz dodane do głównego kanonu języka angielskiego. To jeden z najlepszych rapów opowiadających kompletną historię. Zrozumiałą i interesującą jak dobry film. Piosenka obraca się wokół opowieści o fikcyjnym facecie o imieniu Stan, który jest, delikatnie mówiąc, zagorzałym fanem Eminema. Obserwujemy eskalację psychicznych problemów bohatera. Zaczyna się niewinnie od usilnych nieudanych prób komunikowania się ze Slimem (w domyśle Eminemem). Ponieważ Stan nie otrzymuje szybkiej odpowiedzi, staje się coraz bardziej zły i brutalny. Ostatecznie radzi sobie ze swoim rozczarowaniem popełniając morderstwo-samobójstwo, zrzucając siebie i swoją ciężarną dziewczynę z mostu. Chociaż pozornie ta kompozycja ma niewiele wspólnego z

"When The Curtain Falls"

  Piosenka powstała w pierwszej połowie 2018 roku.  Na singlu ukazała się 17 lipca, promując album AOTPA. "When the curtain falls" to typowy hit, dynamiczny rock z atrakcyjnym riffem i emocjonalnym, krzykliwym śpiewem Josha. Zaskakuje natomiast tekst utworu, nietypowy dla  tego typu kompozycji. Opowiada o aktorce, która kiedyś była przedmiotem uwielbienia, ale uroda, sława i młodość przeminęły wraz z adoratorami oferującymi pierścionki zaręczynowe. Autor radzi jej aby odpoczęła. Żegna się z jej dotychczasowym wizerunkiem, który przestał być już porywający. Kurtyna, która opada po jej każdym przedstawieniu ma coraz bardziej gorzki smak. Aż przychodzi czas kiedy opada na zawsze. Sięgnąłem do tej piosenki po rozmowie z kolejnym rozgoryczonym menedżerem wysokiego szczebla, którego świat nagle runął w gruzy wraz z utratą eksponowanego stanowiska. które z sukcesami zajmował przez wiele lat. Dla takich osób to zwykle prywatna tragedia. Rzadko kiedy widzą w momencie zwolnienia celowo

"Creep" czyli trzeba wierzyć (w siebie).

Bohaterem piosenki zespołu Radiohead jest chłopak obsesyjnie zakochany w wyjątkowej i wręcz doskonałej (wg jego oceny) dziewczynie. Onieśmielony jej wyimaginowaną perfekcyjnością nie może się zdobyć na to, aby nawiązać z nią chociażby kontakt wzrokowy. Na przeszkodzie stoi zbyt niska samoocena. Taki odmieniec nie zasługuje przecież na obcowanie z aniołem ze snów. Thom Yorke napisał "Creep" w latach osiemdziesiątych, kiedy studiował jeszcze na Uniwersytecie Exter. Inspiracją była podobno dziewczyna, którą wypatrzył w tłumie na jednym z pierwszych koncertów zespołu.  Ten utwór rozbrzmiewał mi w głowie od kilku miesięcy ale jakoś nie mogłem znaleźć powiązania tekstu piosenki z żadnym tematem, na który chciałbym coś napisać. Pomogły coraz liczniejsze publikacje dotyczące zaufania. Trudno mówić o zaufaniu bez dotknięcia zagadnienia wiary w siebie. Nie sposób też nie zauważyć, że kryzys sprzyja zwątpieniu. Temu zjawisku ulegają w dużej mierze sprzedawcy. Ograniczony popyt i zmiany