Przejdź do głównej zawartości

"Resistance"

 

Matthew Bellamy przyznał kiedyś, że do napisania tego utworu zainspirowała go powieść George'a Orwella „1984”, a w szczególności wątek romansu Winstona i Julii. Był pod wrażeniem opisu aktu seksualnego i miłości jako czegoś politycznego. W powieści zakochani mają tajne spotkanie w wynajętym pokoju w antykwariacie, gdzie nie ma „teleskopów” do nadzoru, tak że ich tajny romans może być ukryty przed władzami. Jest to jedyne miejsce oferujące wolność od Wielkiego Brata. Cały czas żyją w strachu, że partia może dowiedzieć się o ich miłości i ich ukarać. Nawet w tym zakonspirowanym miejscu mają obawy, że ich kryjówka może być jednak odsłonięta i zostaną aresztowani za romantyczną miłość, która jest przestępstwem. Strach przed wpadnięciem w ręce Ministerstwa Miłości jest paraliżujący.

Piosenka dotyczy miłości, która przekracza granice. Domyślnie takie jak religia lub silne przekonania polityczne czy obyczajowe. Opowiada o strachu przed ujawnieniem uczucia, ale również o kiełkującej potrzebie ucieczki, aby je uratować.

Pewnie teraz zachodzicie w głowę, o czym może być tym razem ten esej. Z reżimem jak w powieści "1984" raczej nic się nie kojarzy. Mamy swobodę i działania i wyboru. To my sami bardziej się ograniczamy niż inni nas. To prawda, jednak jeśli spojrzycie na to, co skłania nas do samoograniczenia, to nagle zacznie wyłazić na powierzchnię całe stado różnych lęków. A to obawa co ludzie powiedzą. A to opór przed podjęciem ryzyka wyjścia ze swojej strefy komfortu. A to stan nasycenia tłustego kota, którego nic wokół od dawna już nie interesuje. Cokolwiek by to nie było, hamuje nie tylko rozwój, ale nawet zdolność do logicznego myślenia.

Tego typu rozważania sprowokował u mnie wpis Piotra Zagdańskiego z zeszłego tygodnia.. Po jego przeczytaniu od razu wiedziałem o czym będzie kolejny artykuł i piosenka też pojawiła się niemal natychmiast. Piotr, nie owijając w bawełnę wykrzyczał:

"Nie zgadzam się!

- na marnowanie doświadczenia, wiedzy i umiejętności czynnych zawodowo ludzi 45+,

- nie zgadzam się na ograniczanie rynku rekrutacyjnego do kandydatów poniżej 45 roku życia,

- nie zgadzam się na lapidarne odpowiedzi rekruterów, typu:

"Dzień dobry,

Dziękujemy za udział w procesie rekrutacji na stanowisko HRBP.

Po etapie selekcji aplikacji informujemy, że nie możemy zaprosić do dalszego etapu w tym procesie."

Co to do cholery znaczy "nie możemy zaprosić"? 

Cały wpis tutaj.

To mnie w pewnym sensie olśniło. Pomyślałem sobie, że przecież ja sam pisałem już o tym w styczniu 2020. Drugi raz podjąłem temat dokładnie rok temu w czerwcu. Teraz ukazała się moja książka, w której poświęciłem cały rozdział dokładnie temu zagadnieniu. Oprócz mnie za ten problem zabrało się wiele innych osób. Ja mam wysokie czytelnictwo swoich artykułów (te dwa wspomniane przeczytało po ponad 12 tys. osób) mimo świadomie ograniczonej liczby obserwujących (1350) i selektywnego dotarcia (długie formy mają z zasady niższe zasięgi). Ci inni mają zdecydowanie większe ze względu na przyjętą taktykę. I nic. Dużo prądu na marne. To tak, jakby włączyć wszystkie światła w chałupie i wyjechać. Trzeba było przysłowiowego walnięcia pięścią w stół, aby uzyskać jakiś zauważalny odzew? Świadczy o tym chociażby liczba reakcji na post Piotra dobiegająca prawie do 2 tysięcy i prawie 300 komentarzy. Piotr nie przekazał niby nic nowego, ale dopóki tacy jak ja opisywali zjawisko grzecznym pitu pitu, niewiele się zadziało. Były potakiwania i wyrazy poparcia, ale tak naprawdę w głowach zostało wyłącznie dobra dobra. Dopóki mnie to nie dotyczy, to sobie pogadam, ale przecież nie będę nic robił, bo mam swoich zajęć wystarczająco dużo. I to jest pierwsze ograniczenie z tych, które zasygnalizowałem na początku. Jest dobrze, zawsze jest jakaś grupa, która sobie musi pomarudzić. Pomarudzę trochę z nimi, żeby mnie mieli za równego gościa i życie toczy się jak bajka. Ja nie narzekam.

Dobrze znam Piotra. Jest mądrą, sympatyczną i koleżeńską osobą. Ma bardzo duże kompetencje. Pracowałem z nim i mogłem je poznać. Chciałbym z nim pracować zawsze. W ciemno. I ten człowiek podnosi bunt. Ma do tego uprawnienia, bo szkolił przez lata z procesów rekrutacyjnych. I on trafia nagle na skałę. Doświadcza tego, o czym inni od dawna szepczą, ale z jakichś względów  za cicho. On krzyknął. Narażając się na jeszcze większe wykluczenie, bo jak to, psycholog i nie wie, że w świecie hipokrytów trzeba trzymać fason, a nie wywracać stoły? Ą i ę wymawiać wyraźnie, a widelec do ryb to ten z trzema zębami? Dlaczego problem 45+ jest rzeczywistym problemem, a nie akademicką dyskusją? Bo istnieje i się pogłębia. Bo jeśli znacie ludzi z tego przedziału wiekowego, to znacie też przypadki bezskutecznego ubiegania się o pracę ludzi z tej półki.

Znam Piotra. Kompetencje ma takie, że może nakryć czapką większość cenionych obecnie aktywnych HRBP. Ale nawet nie chcą go sprawdzić. Jeszcze kilka lat temu dostawałem 3-4 propozycje miesięcznie aby rozważyć zmianę pracy. Dzisiaj 0. Jeśli mi ktoś powie, że to nie kwestia metryki, to mam ubaw na cały dzień. 

Skojarzenie utworu Resistance zespołu Muse z procesem rekrutacyjnym wydało mi się wręcz idealne. Odnoszę bowiem wrażenie, że daliśmy się wtłoczyć w jakiś zniewalający układ reguł i zależności, których wręcz nie wolno przekraczać. Wychylenie się grozi karą. To po co się narażać? Po co sprawdzać kompetencje 45+ i jak je sprawdzać, skoro sam nie potrafię ich ocenić, bo mam często niższe? Albo mój klient ma z tym problem i po co go wpędzać w stres? Lepiej ponarzekać, że nie ma ludzi do pracy i udawać, że 45+ wymarli. Już ich nie ma. To dlatego kultywuje się i rozpowszechnia mity związane z nawykami, brakiem nadążania za technologią, brakiem możliwości dogadania się z młodszymi kolegami itp. A przecież to akurat są kompetencje najłatwiejsze do sprawdzenia i można albo się utwierdzić w tej opinii w przypadku konkretnego kandydata, albo być mile zaskoczonym. Nie dając możliwości zaprezentowania - nie sprawdzimy. Ale po co, skoro przecież wiemy jak jest. Tylko wtedy pojawia się pytanie, dlaczego u młodszych jednak sprawdzamy. Na logikę każdy to ma przy tego typu toku rozumowania. 

Kolejną nieścisłością jest narzekanie, że pandemia spowodowała, że wkraczamy w nieznaną przyszłość i doświadczenie na nic się zda, bo wszystko teraz będzie nowe. Problem w tym, że dla tych młodszych wszystko jest nowe i nawet nie wie jak się wobec nowych rzeczy zachowa. Ten starszy doświadczył już tyle nowości, że przynajmniej zna swoje reakcje na zaskakujący rozwój wypadków. Poza tym w konfrontacji z nowym był już setki razy i każda dała mu jakąś lekcję. Jeśli z tego rezygnujemy, to słownik zdrowia psychicznego jakoś to nazywa. 

Zbyt duże oczekiwania finansowe. Znam wielu takich, co mocno zredukowali swoje potrzeby i doszli do tego robiąc sobie rzetelne kalkulacje, a nie opierając się na pazerności z jednej strony lub frustracji z drugiej. Trzeba tylko najpierw o tym porozmawiać, a jak się nie zaprasza na spotkanie, to raczej nie ma okazji. 

To co mnie rozkłada najbardziej, to obawa, że ten starszy to już długo nie popracuje. Mówimy w praktyce przecież o kilku lub nawet kilkunastu latach. Im starszy tym bardziej będzie chciał trzymać się tego miejsca jak najdłużej, pamiętając, że dostać się tutaj nie było łatwo, a znalezienie czegoś nowego jest jeszcze mniej prawdopodobne. Młody bez sentymentu pójdzie za większym wynagrodzeniem. Stabilność zatrudnienia nie może w takim układzie być czynnikiem na plus wobec młodszych.  Poza tym szef zatrudniający 45+ zyskuje mentora, który mu pomoże realizować jego karierę, a nie będzie czyhał na jego miejsce. Młodszych rywali i tak ma dosyć. 

Nie będę wymieniał więcej tych rozdźwięków, bo to zawarłem chociażby w swojej książce. Przyłączę się natomiast do apelu Piotra. 45+ żyją. Są do zagospodarowania od już. Mają kwalifikacje, których szukacie z mozołem, bo nie stać was na wyjście z pudełka. Boicie się, że runie wasz schemacik i wtedy dopiero będzie kłopot. To pomyślcie jakie świadectwo wystawiacie sobie. Szukacie kreatywnych, odpornych na stres, dyspozycyjnych itp. A gdzie ich szukacie? Tam gdzie ich mniej, a tam gdzie jest ich cała masa, nawet nie zaglądacie. Czy to jest logiczne? 

Szukacie złotych recept na zwiększenie sprzedaży i kupujecie jedno narzędzie, potem następne i zaczynacie się wkurzać, że nic nie daje. A jak zatrudnicie 45+ to wam powie, które działa, a które jest marketingową wydmuszką, bo to już sprawdził. Powiecie, no ale teraz są nowe narzędzia, których nie mieli szans poznać. Czyżby? A na jakich teoriach są te narzędzia oparte? Czy aby nie na takich sprzed 10 lat tylko ubranych w nowe szatki? Jakie nazwiska się przywołuje? Stary to rozkmini, a wy musicie sami to połykać. Ale wybór należy do was. 

***

Jakiekolwiek nawiązanie do "1984" wywołuje uśmiech politowania w najlepszym przypadku, a oburzenie standardowo. A jak niemal wszędzie widzę podporzadkowanie się jakiejś "biblii", to co mam myśleć? Audyt CV, profilu i przygotowanie do rozmowy rekrutacyjnej. Tak na chłopski rozum, gdzie priorytety? To badamy kompetencje czy opakowanie? Żyjemy w czasach gdzie opakowanie decyduje - fakt. Ale jest mała uwaga. W przypadku proszku do prania najwyżej nie kupimy go ponownie, jeśli zawartość nas zawiedzie. W przypadku ludzi, ta zawartość jest zawsze cenniejsza. Już bajka o Kopciuszku powinna tego uczyć, że opakowanie da się łatwo zmienić i mając fantastyczny środek mamy to, o czym marzyliśmy. Spróbujcie spojrzeć z boku, jak żałośnie wygląda to wszechobecne dzisiaj zestawienie obwieszczania, że idzie nowe ze starym podejściem. To idzie to nowe czy nie idzie? A jeśli idzie, to dlaczego ty się nie podłączasz?  Jeśli uważałeś, że 45+ się do niczego nie nadaje, to na jakiej podstawie? Zmień to. Zacznij myśleć po nowemu. Łam schematy. Zacznij się cieszyć z tego, że sam próbujesz inaczej. Więcej prób, więcej doznań. Szkoda to tracić na własne życzenie. Można oczywiście śpiewać sobie pod nosem jak Bellamy: "it could be wrong, could be wrong" przy byle okazji, ale czy to nie jest przejaw nowoczesnego niewolnictwa? 

------------------

Emilian Wojda

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Stan"

To dla mnie (boomera) jedna z najwspanialszych piosenek rapowych w historii, nawet jeśli niektórzy puryści zaprzeczają temu z powodu uprzedzeń wobec artysty. Warto wiedzieć, że dzięki temu utworowi słowo „stan” stało się popularnym słowem slangowym – a dokładniej, zostało wręcz dodane do głównego kanonu języka angielskiego. To jeden z najlepszych rapów opowiadających kompletną historię. Zrozumiałą i interesującą jak dobry film. Piosenka obraca się wokół opowieści o fikcyjnym facecie o imieniu Stan, który jest, delikatnie mówiąc, zagorzałym fanem Eminema. Obserwujemy eskalację psychicznych problemów bohatera. Zaczyna się niewinnie od usilnych nieudanych prób komunikowania się ze Slimem (w domyśle Eminemem). Ponieważ Stan nie otrzymuje szybkiej odpowiedzi, staje się coraz bardziej zły i brutalny. Ostatecznie radzi sobie ze swoim rozczarowaniem popełniając morderstwo-samobójstwo, zrzucając siebie i swoją ciężarną dziewczynę z mostu. Chociaż pozornie ta kompozycja ma niewiele wspólnego z

"When The Curtain Falls"

  Piosenka powstała w pierwszej połowie 2018 roku.  Na singlu ukazała się 17 lipca, promując album AOTPA. "When the curtain falls" to typowy hit, dynamiczny rock z atrakcyjnym riffem i emocjonalnym, krzykliwym śpiewem Josha. Zaskakuje natomiast tekst utworu, nietypowy dla  tego typu kompozycji. Opowiada o aktorce, która kiedyś była przedmiotem uwielbienia, ale uroda, sława i młodość przeminęły wraz z adoratorami oferującymi pierścionki zaręczynowe. Autor radzi jej aby odpoczęła. Żegna się z jej dotychczasowym wizerunkiem, który przestał być już porywający. Kurtyna, która opada po jej każdym przedstawieniu ma coraz bardziej gorzki smak. Aż przychodzi czas kiedy opada na zawsze. Sięgnąłem do tej piosenki po rozmowie z kolejnym rozgoryczonym menedżerem wysokiego szczebla, którego świat nagle runął w gruzy wraz z utratą eksponowanego stanowiska. które z sukcesami zajmował przez wiele lat. Dla takich osób to zwykle prywatna tragedia. Rzadko kiedy widzą w momencie zwolnienia celowo

"Creep" czyli trzeba wierzyć (w siebie).

Bohaterem piosenki zespołu Radiohead jest chłopak obsesyjnie zakochany w wyjątkowej i wręcz doskonałej (wg jego oceny) dziewczynie. Onieśmielony jej wyimaginowaną perfekcyjnością nie może się zdobyć na to, aby nawiązać z nią chociażby kontakt wzrokowy. Na przeszkodzie stoi zbyt niska samoocena. Taki odmieniec nie zasługuje przecież na obcowanie z aniołem ze snów. Thom Yorke napisał "Creep" w latach osiemdziesiątych, kiedy studiował jeszcze na Uniwersytecie Exter. Inspiracją była podobno dziewczyna, którą wypatrzył w tłumie na jednym z pierwszych koncertów zespołu.  Ten utwór rozbrzmiewał mi w głowie od kilku miesięcy ale jakoś nie mogłem znaleźć powiązania tekstu piosenki z żadnym tematem, na który chciałbym coś napisać. Pomogły coraz liczniejsze publikacje dotyczące zaufania. Trudno mówić o zaufaniu bez dotknięcia zagadnienia wiary w siebie. Nie sposób też nie zauważyć, że kryzys sprzyja zwątpieniu. Temu zjawisku ulegają w dużej mierze sprzedawcy. Ograniczony popyt i zmiany