Przejdź do głównej zawartości

"Should I Stay or Should I Go"

 

„Should I Stay or Should I Go” powstało w schyłkowym okresie działalności The Clash. Singiel pochodzi z wydanej w 1982 roku płyty „Combat Rock”, ostatniego krążka nagranego z udziałem gitarzysty oraz wokalisty Micka Jonesa, który rok później odszedł z zespołu.

Z tej właśnie przyczyny pytanie „powinienem zostać czy odejść?” bywa interpretowane jako zapowiedź nadchodzącego rozłamu The Clash. Inna teoria sugeruje, że tekst miałby nawiązywać do osobistych relacji pomiędzy Jonesem a piosenkarką Ellen Foley. Sam muzyk zdementował te plotki, zapewniając, że „Should I Stay or Should I Go” nie dotyczyło żadnej konkretnej osoby, ani tym bardziej sytuacji w grupie.

Wielkie zamieszanie wywołało to, że oprócz głównego wokalu Jonesa, na singlu pojawiają się również dodatkowe partie w języku hiszpańskim, śpiewane przez Joe Strummera oraz (gościnnie) Joe Elyego. Na pomysł wzbogacenia piosenki o obcy język wpadł Strummer. Ludzie znający hiszpański łapali się za głowę i doszukiwali się jakichś ukrytych zamierzeń. Zaczęto dorabiać różne teorie, a prawda jest prozaiczna i zarazem komiczna. Angielski tekst przetłumaczyła przez telefon matka współpracującego z zespołem dźwiękowca, Eddiego Garcii. Kobieta posługiwała się ekwadorską odmianą hiszpańskiego i taki właśnie język słyszymy na singlu. 

Tekst tej piosenki odnosi się wprost do sytuacji, w której nadal bardzo kogoś lubisz, ale czujesz, że związek nie jest taki, jakiego oczekujesz. Twoje wyobrażenia o nim znacznie mijają się z rzeczywistością. Wiesz, że nie możesz zostać, jeśli to się nie poprawi, ale jednocześnie nie chcesz zerwać, ponieważ będziesz tęsknić za swoim partnerem, nawet jeśli nie byłeś traktowany wystarczająco  dobrze.

Pytanie zawarte w tytule jest uniwersalne. Tutaj dotyczy intymnej relacji między dwojgiem ludzi, ale przecież taki dylemat towarzyszy nam niezwykle często. Czy zostać w tej szkole, czy zmienić? Czy kontynuować te studia, czy poszukać innego kierunku? Czy trwać w dotychczasowych układach towarzyskich, czy znaleźć inne otoczenie? Współpracować nadal z tym klientem, czy go sobie odpuścić? Pozostać w branży albo na danym stanowisku, czy się przekwalifikować? Tkwić w tej firmie czekając na poprawę, czy odważyć się na odejście i poszukanie nowej pracy? Czy też etat czy jednak na swoim? A jeśli własna działalność to jaka? W dziedzinie, którą się zajmowałem ostatnio, czy cofnąć się do obszarów związanych bardziej z wyksztalceniem kierunkowym, bo to co robię często się rozjeżdża z tym czego się uczyłem w młodości, a za czym świadomie lub nieświadomie tęsknię?

Utwór „Should I Stay or Should I Go” pasuje do każdej z tych rozterek. Mnie przyszedł do głowy, kiedy zorientowałem się, że sam stoję w rozkroku i mimo, że skutecznie doradzam innym, to trudno mi się zdecydować, czy dalej prowadzić działalność czy jednak wrócić na najemnika. Problem wynika z prostego faktu, że patrząc na kogoś, potrafię zachować racjonalny obiektywizm. W stosunku do siebie eliminacja emocji jest niemożliwa. Stąd dylematy. Poznałem i jeden i drugi układ i w każdym są plusy i minusy. Nawet solidnie przeprowadzony SWOT pokazuje mi wciąż remis. Łatwo nie jest. Stawiając na samozatrudnienie pojawia się natomiast kolejny supeł do rozwiązania, któremu właśnie chcę poświęcić ten artykuł. Nie sposób pisać o wszystkim, dlatego wybrałem ten. Chodzi o znalezienie odpowiedzi na pytanie o to, jak daleko brnąć w rozpoczęte projekty. Kiedy kontynuacja traci sens? Kiedy determinacja zaczyna być mylona z głupotą?

Jak czytam te wszechobecne prawdy objawione, że trzeba być wytrwałym, trzymać się konsekwentnie obranego celu i nie poddawać się mimo piętrzących się trudności, to wpadam w jakieś kompleksy. To jacyś szczęściarze, do których ja nie należę, czy ja jestem jakiś gamoń, który nie ogarnia najprostszych rzeczy? Jakoś nikt nie postawił sobie złego celu, nie dokonał nietrafionego wyboru. Wszystkie były znakomite, tylko potrzebna determinacja. I jak jeszcze w tym samym tekście czyta się po raz tysięczny cytat z Einsteina o powtarzaniu tych samych czynności w oczekiwaniu innych rezultatów, to ręce opadają i mam odruch wymiotny. To być w końcu konsekwentnie upartym, czy jednak modyfikować? Ale po co tracić czas na wykluczające się wzajemnie tezy. 

Osoby zdrowo myślące wiedzą doskonale, że mało jest przedsiębiorców, którym świetnie wypalił pierwszy projekt, za który się zabrali. Ludzie będący dzisiaj na pierwszych stronach gazet, przedstawiani jako liderzy biznesu, doznali z reguły kilku porażek na początku i dopiero kolejny biznes był tym strzałem w dziesiątkę. Determinacja w takim ujęciu jest zupełnie czym innym niż trwanie przy (z jakichś przyczyn) źle obranym kierunku. I właśnie na tym chciałbym się teraz skupić. Oni musieli się kiedyś wycofać. Może nawet zamknąć firmę i otworzyć nową. A na pewno przedefiniować swoje grupy docelowe, produkty czy sposób działania. Czasem wiedzieli kiedy to zrobić, a czasem musieli zgadywać. Warto chyba zatem skorzystać z ich doświadczeń i ustalić sobie na tej bazie swoje własne kryteria oceny sytuacji, która pozwoli podjąć decyzję czy zostać, czy odejść.

  1. Na pewno trzeba określić czas, kiedy musimy zacząć zarabiać i ile. Te wartości wypadałoby skonfrontować z rynkiem. Potem trzeba skrupulatnie badać czy run rate jest zgodny z założeniami i śledzić wpływ poszczególnych działań na wynik. Nie można sobie wmawiać, że to jakieś korporacyjne gusła, bo przecież w końcu chodzi o nasze być albo nie być. Czy stać mnie na dokładanie, czy już trzeba jednak myśleć o planie B. A może wystarczy mała modyfikacja. Ja na przykład mentoring rozszerzyłem o krótkie korepetycje dla szefów sprzedaży dotyczące konkretnego problemu, przed którym właśnie stoją, i ta usługa stała się dla mnie wiodąca.

  2. Jak już zderzamy nasze działania z rynkiem, to przede wszystkim trzeba sobie wbić w głowę podstawową rzecz. Badamy go nie dlatego, że tak piszą w książkach do marketingu, ale dlatego, że pieniądze, które ty chcesz mieć, na razie należą do innych ludzi. Oni muszą z jakiegoś powodu chcieć ci je dać. Musisz im dostarczyć coś dla nich wartościowego. To oni decydują co to jest. Jeśli będziesz się upierał przy swojej wizji i wiedział lepiej niż klient, to zamknij działalność już dzisiaj. Ci co kreują potrzeby to są albo geniusze, albo mają już tak silną markę, że mogą przejąć tę funkcję. Zaczynali jednak od tego, czego chciał klient. Ale nawet najwięksi giganci nie mają wystarczającej siły przebicia, jeśli rynek mówi nie. W 1992 Pepsi wprowadziło na rynek Crystal Pepsi, a Coca- Cola zdecydowała się na eksperyment z Tab Clear. Obie firmy poległy, bo klienci wypięli się na przezroczystą colę. Potentat jednorazowych produktów BIC w 1974 próbował wmówić kobietom, że jednorazowe rajstopy to dla nich przyszłość. Nie zapytali, to dostali odpowiedź w postaci zerowej sprzedaży. Na niekonsultowany z rynkiem pomysł wpadł też kiedyś koncern Colgate wypuszczając mrożonki. Klienci obawiali się co tam jest w środku do tego stopnia, że firma musiała szybko przyznać się do błędu. Perspektywy rozwoju rynku, na którym chcesz działać, to wiedza konieczna. Zarówno od strony samej branży, jak i ewolucji zachowań konsumenckich. Takie dziwne jeszcze niedawno zwyczaje jakie obserwujemy np. w Walentynki czy Halloween dzisiaj dla wielu producentów są okazją do generowania sporych przychodów. Trzeba stale trzymać rękę na pulsie i nadążać. To dotyczy i produktów, i usług. Sposób ich konsumpcji zmienia się bardzo dynamicznie.

  3. Na prowadzenie własnego biznesu trzeba mieć doskonałe zdrowie, bo często po prostu nie ma cię kto zastąpić. I tutaj dochodzi do paradoksu. Przepracowanie na swoim zniechęca wielu ludzi do ćwiczeń, rekreacji, regularnych badań, zdrowej diety. To wpływa na coraz słabszą kondycję i jeszcze większe przemęczenie. I trudno się wtedy dziwić, że wyniki zaczynają być niezadowalające. Przychodzi frustracja i jest jeszcze trudniej cokolwiek ugrać. Ci co intuicyjnie zaczynają biegać, jeździć na rowerze, chodzić na siłownię czy basen, instynktownie włączają system ochronny i mają lepsze efekty w swoim biznesie. To zespół naczyń połączonych. Poza tym możesz być nie wiem jakim ekspertem, ale jak będziesz miał zmęczone oczy i wyraz twarzy Jezusa Frasobliwego, to klient cię nie kupi. Nie ma zatem sensu zastanawiać się czy aktywność ruchowa to moda, czy cokolwiek innego. To twoje zdrowie, które pozwala ci prowadzić działalność albo nie. I trzeba to jednoznacznie podkreślić.

  4. Jeśli jesteś właścicielem firmy, która zatrudnia ludzi, nie wolno ci zignorować żadnego odejścia. Musisz znać prawdziwe powody, bo to zazwyczaj sygnał, że łajba przecieka. Nikt nie chce przebywać na tonącym statku. Oczywiście to jest już sygnał z tych alarmowych, bo nie musi do niego dojść, jeśli z ludźmi rozmawiasz. Tutaj nie chodzi wyłącznie o kulturę zarządzania, ale proste praktyczne przełożenie. Ludzie na niższych szczeblach mają bezpośredni, prawdziwy, niczym nie spaczony kontakt z klientami. Tam jest prawda o twojej firmie, a nie w twojej wyobraźni. Oczywiście trzeba stosować różne filtry (piszę o tym więcej w swojej książce "Łatwa sprzedaż"), bo pracownicy niekoniecznie właściwie rozumieją pewne mechanizmy, ale odcinanie się od informacji to błąd, który może zbyt drogo kosztować. Wracając do zwolnienia się pracownika. Wystarczy pamiętać, że dla niego to jest zazwyczaj bardzo trudna decyzja, aby przyłożyć do tego zdarzenia odpowiednią wagę.

  5. Podstawową funkcją biznesu jest generowanie zysku. Biznes ma przynosić klientom rozwiązania, za które są gotowi zapłacić. Jeżeli chcesz coś produkować i być na minusie, powinieneś założyć fundację. Jeżeli chcesz być na minusie, to nie jest to biznes. Biznes powinien przynosić szczęście, radość, satysfakcję, pieniądze, żeby te pieniądze reinwestować, lepiej płacić swoim pracownikom, żeby zatrudnić ich więcej. Nadwyżki można przeznaczyć na rozwój firmy, inwestycje, ale również np. pomoc innym ludziom. Im więcej masz pieniędzy tym więcej możesz ofiarować. To zależy tylko od tego, jakim jesteś człowiekiem. Jeśli przejmujesz się losem potrzebujących, to masz czym się podzielić. Ale najpierw musisz zarobić. Tej zależności nie zmienisz. Skoro biznes powinien przynosić zyski, to jeżeli towar zalega na półkach, trzeba się zastanowić dlaczego. Oczywiście zawsze może się przytrafić gorszy miesiąc. Natomiast jeżeli trzy miesiące z rzędu albo i dłużej jesteś pod kreską, to powinno ci dać do myślenia. To już jest bardzo niepokojący sygnał. Chyba, że taki przestój jest uzasadniony krzywą sezonowości. Mając zabezpieczone środki na te gorsze miesiące, mamy wszystko pod kontrolą. Problemy zaczynają się gdy zaczynamy dokładać z kieszeni przeznaczonej na wydatki domowe. Pojawia się wtedy niebezpieczeństwo braku umiaru. Dalsze inwestowanie w firmę może zrujnować rodzinę. Warto się zastanowić, czy rzeczywiście są realne przesłanki odbicia się, czy już jednak zaczynamy uprawiać hazard, co zawsze kończy się tak samo.

  6. Dzisiaj już chyba nie ma nikogo, kto by nie wiedział, że biznes wykłada się najczęściej z powodu braku płynności finansowej. Dlatego mamy coraz lepszą wiedzę na temat struktury naszych kosztów i wiemy ile trzeba wygenerować zysku na ich pokrycie. Problem pojawia się wtedy, kiedy jest spory rozjazd pomiędzy terminami płatności naszych zobowiązań i wpływem należności. Małe firmy, a szczególnie te jednoosobowe, stają zwykle przed dylematem, czy wejść we współpracę z dużym koncernem. Kąsek łakomy, bo skala kontraktu i potem referencje mają moc. Niemniej trzeba to dobrze rozważyć. Absolutna większość korporacji działa w ten sposób, że musisz im wystawić fakturę z 90-cio dniowym terminem płatności. Takie mają zasady. Albo w ogóle nie wezmą od ciebie twojego produktu. Musisz mądrze zarządzać swoimi pieniędzmi. Czy dasz radę pokryć wydatki z pozostałych zleceń? Jeśli nie, to czy masz poduszkę finansową na przetrwanie do terminu płatności od klienta korporacyjnego? A może jednak się nie pchać? To są decyzje do przemyślenia. Tak samo, jak przyjęcie pewnego wskaźnika złych długów czy możliwego udziału przedpłaty w strukturze twoich należności. Projektowanie przepływów finansowych dotyczy tak samo samozatrudnionych, jak i dużych organizacji. Jedni i drudzy mogą się na tym przejechać.

  7. Firma bez marketingu nigdy nie miała prawa istnieć, a teraz każdy już się o tym przekonał osobiście. Oczywiście nie dotyczy to sytuacji w różnym ujęciu monopolistycznych. Im większa konkurencja, tym trudniej przebić się z informacją, że jesteś, a co dopiero, aby wybrano ciebie, a potem cię jeszcze polecano. Nie ma sensu abym o tym pisał bardziej szczegółowo, bo służą temu inne opracowania. Wspominam jedynie w kontekście tytułu tego eseju. Czy mnie stać na działania wspierające moją firmę tak, aby zarabiała na siebie? Bo jeśli nie, to i tak wypadnę z rynku. Mało kto zauważy mój brak, bo na moje miejsce natychmiast wejdzie inny gracz. Nie ma ono szans porosnąć chwastami. A dzisiaj nie wystarczy szyld na płocie mojego budynku. To są działania przekrojowe z wykorzystaniem bardzo wielu sensownie ze sobą powiązanych platform. I muszę się też przynajmniej trochę na tym znać, aby nie tracić pieniędzy na nieefektywne działania prowadzone przez firmy, które potrafią promować jedynie siebie, a swoich klientów już jakoś mniej. Poza tym nawet najlepsza agencja nie będzie czuła twojego biznesu tak, jak ty sam, dlatego twój udział w tym obszarze jest niezbędny.

  8. Ostatnim punktem, którym postanowiłem się tutaj zająć, jest twoje własne nastawienie. Raczej nie znajdziesz bardziej symptomatycznego objawu, że trzeba się wycofać, niż jeśli sam straciłeś zapal do swojej działalności. Jeśli twoja miłość do twojego własnego biznesu umarła. Nic ci już nie sprawia przyjemności. Klienci to głupki, współpracownicy to pijawki, świat do ciebie nie dorósł. Może potrzebujesz tylko przerwy. Może jeszcze nie trzeba wyciągać wtyczki z gniazdka, ale sprawdzić by wypadało. Po powrocie możesz mieć wrażenie, że jednak nie masz do czego wracać, ale wtedy zwykle pojawiają się nowe pomysły modyfikujące poprzednie podejście. Robota znów ci się pali w rękach. Masz siłę góry przenosić, albo masz już pewność, że to nie dla ciebie.

***

Jesteśmy świadkami niebywałego wręcz promowania pracy na swoim. Ja codziennie trafiam na wypowiedzi rozanielonych osób, które dopiero teraz czują, że żyją, jak mają własną firmę. I że to życie wcześniej to było wyłącznie pasmo nieszczęść i udręki. Abstrahując od tego, że taki co dostawał ciągle po tyłku wydaje się być słabym materiałem na opływającego w dostatki biznesmena, nie słyszę, że czasem trzeba działalność zamknąć. Sztuką jest wiedzieć kiedy. Bo to, że biznes zaczynają na własną rękę robić ludzie, którzy do tego nie mają predyspozycji, to naturalna kolej rzeczy. Czasem, żeby o tym się dowiedzieć, trzeba spróbować. Czasem jest to po prostu jedyne wyjście, bo człowiek bezskutecznie od dawna szuka pracy. Czasem to do końca przekonanie o własnej cudowności i marności otaczającego nas świata. 

Na chwilę zatrzymam się nad predyspozycjami. Jeśli ktoś widzi w wymienionych wyżej punktach jakiś horror, to jest to już wskazówka, że może jednak warto rozważyć pracę u kogoś innego. To wtedy są zmartwienia pracodawcy, a nie pracownika. Pracownik może się skupić na zadaniach wynikających z jego konkretnych umiejętności w określonym zawodzie. Jeśli nie czuje księgowości, to nie musi jej dotykać, robią to inni. Tak samo z marketingiem czy czymkolwiek innym. Nie muszę się angażować w pełny zakres działalności firmy. Jak jestem piekarzem i lubię piec rogaliki, to zajmuję się tą ukochaną czynnością 8 godzin i radosny wracam do domu. Jak zakładam własną piekarnię, to najpierw piekę przez 4 godziny, a pozostałe poświęcam innym sprawom. Potem już tylko 2 godziny, a w końcu wcale. Czyli zajmuję się wszystkim innym, a nie pieczeniem rogalików, co tak przecież kochałem.

Od półtora roku mam w ofercie badanie predyspozycji do przejścia na swoje. Nazwałem tę usługę "Ja spółka z o.o." Przez rok nikt się tym nie zainteresował, a od kilku miesięcy ruszyło. To wynik pandemii i świadomego podejścia do alternatywy, jaką może być samozatrudnienie. Proces konsultacji ilustrują poniższe schematy:

Cieszy to, że ludzie wolą taki ruch przemyśleć. Większość jednak nie konsultuje. Wtedy trzeba trzymać kciuki za to, aby im się udało. Nawet fartem, bo ja ludziom dobrze życzę, albo żeby w odpowiednim momencie potrafili powiedzieć dość. Żeby uniknąć katastrofy i mieć jeszcze siłę na odrodzenie. Z nowym pomysłem, zdobytym doświadczeniem i z szerszą wiedzą.

Co najczęściej sprawia, że trudno namierzyć ten odpowiedni moment?

  • Przekonanie, że moja firma musi istnieć za wszelką cenę. Otóż nie musi. Świat się kręcił bez niej, jak jej jeszcze nie założyłeś, i będzie funkcjonował dalej po jej ewentualnym zniknięciu. To raczej urażone ego. Poczucie porażki. Błąd. To rozsądek i odwaga. A nawet mądrość, która jest dodatkowo paliwem potrzebnym do rozruszania czegoś innego. To nie wstyd, a zaszczyt dołączyć do tych, którzy potykali się na początku, aby potem stworzyć poważne firmy. Oni nie uważali, że są jacyś gorsi, bo im nie wyszedł pierwszy projekt.
  • Wiara w magię CCC. Wydłuża agonię, ale zadziwiająco dużo ludzi musi to sprawdzić na własnej skórze. Na nic apele, podręczniki, przykłady z życia. Obniżę cenę to przetrwam. Paradoksalnie na wojnę cenową idą zwykle ci, co nie mają szans ze względu na koszty skali. Takich wypadałoby trzymać w izolacji od biznesu, bo go najnormalniej w świecie nie pojmują.
  • Przekonanie o chwilowej niedyspozycji zamiast solidnej analizy. To najczęściej uwidacznia się wpadnięciem w spiralę kredytową i wtedy upadek jest z dużym hukiem.
  • Nazwę to wpadnięciem w samozachwyt. Bardzo wielu ludzi, którym dobrze poszło od razu na początku popełnia dziecinny błąd w postaci nadmiernej konsumpcji. Zapomina, że w biznesie trzeba inwestować. Przeżeranie wszystkich zysków jest tragiczne w skutkach. Owszem, przyjemne, ale nierozsądne. Szczególnie ci właściciele, którzy klepali biedę, jak dochodzą do pieniędzy, to od razu zaczynają żyć ponad stan. Za duże samochody. Niefunkcjonalne olbrzymie chałupy i mnóstwo idiotycznych wydatków świadczących nawet nie o zaspokajaniu jakichś potrzeb z wcześniejszych marzeń, tylko o najzwyklejszym amoku. W dużych firmach jest to zazwyczaj nadmierne poluzowanie kontroli wydatków.
  • Brak koncepcji biznesowej i branie  się za wszystko co przyjdzie do głowy, że na tym można zarobić. Mylenie dywersyfikacji z łapaniem zbyt wielu srok za jeden ogon. Im bardziej zróżnicowane są poszczególne części biznesu i im bardziej jest on realizowany nie w oparciu o przejrzystą strategię, a raczej na zasadzie chwytania okazji, tym trudniej zauważyć, gdzie zaczyna pękać. I dopiero jak walnie to z takim impetem, że zasypuje wszystko wokół.
  • I na koniec nieomylność. To ja wiem, co ludziom potrzebne. A jeśli nie rozumieją, to znaczy, że jeszcze nie dorośli. Wszelkie próby zmiany sposobów przekonywania z reguły kończą się tak samo i tylko pogłębia to frustrację pomysłodawcy. A nawet jeśli tak jest w istocie, to trzeba poczekać, a w międzyczasie zaproponować coś, co rynkowi pasuje tu i teraz. Wspomniałem wcześniej o przezroczystej coli. W 1992 rynek to odrzucił. W 2018 Coca-Cola wróciła z pomysłem. Na razie w Japonii, ale tym razem Coca-Cola Clear okazała się tam sukcesem.

„Should I Stay or Should I Go”? W zasadzie to mamy okazję zadać sobie to pytanie nawet codziennie. Wyjść z kolegami na piwo czy zostać w domu? Obejrzeć mecz czy film? Te drobiazgi nie niosą za sobą żadnych istotnych skutków, ale mogą być niezłym treningiem przed podejmowaniem poważniejszych decyzji. Czy mam zostać w tym biznesie, czy go zamknąć? Czy wrócić do jakiejś firmy, czy turlać beret samemu? 

------------------

Emilian Wojda

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Stan"

To dla mnie (boomera) jedna z najwspanialszych piosenek rapowych w historii, nawet jeśli niektórzy puryści zaprzeczają temu z powodu uprzedzeń wobec artysty. Warto wiedzieć, że dzięki temu utworowi słowo „stan” stało się popularnym słowem slangowym – a dokładniej, zostało wręcz dodane do głównego kanonu języka angielskiego. To jeden z najlepszych rapów opowiadających kompletną historię. Zrozumiałą i interesującą jak dobry film. Piosenka obraca się wokół opowieści o fikcyjnym facecie o imieniu Stan, który jest, delikatnie mówiąc, zagorzałym fanem Eminema. Obserwujemy eskalację psychicznych problemów bohatera. Zaczyna się niewinnie od usilnych nieudanych prób komunikowania się ze Slimem (w domyśle Eminemem). Ponieważ Stan nie otrzymuje szybkiej odpowiedzi, staje się coraz bardziej zły i brutalny. Ostatecznie radzi sobie ze swoim rozczarowaniem popełniając morderstwo-samobójstwo, zrzucając siebie i swoją ciężarną dziewczynę z mostu. Chociaż pozornie ta kompozycja ma niewiele wspólnego z

"When The Curtain Falls"

  Piosenka powstała w pierwszej połowie 2018 roku.  Na singlu ukazała się 17 lipca, promując album AOTPA. "When the curtain falls" to typowy hit, dynamiczny rock z atrakcyjnym riffem i emocjonalnym, krzykliwym śpiewem Josha. Zaskakuje natomiast tekst utworu, nietypowy dla  tego typu kompozycji. Opowiada o aktorce, która kiedyś była przedmiotem uwielbienia, ale uroda, sława i młodość przeminęły wraz z adoratorami oferującymi pierścionki zaręczynowe. Autor radzi jej aby odpoczęła. Żegna się z jej dotychczasowym wizerunkiem, który przestał być już porywający. Kurtyna, która opada po jej każdym przedstawieniu ma coraz bardziej gorzki smak. Aż przychodzi czas kiedy opada na zawsze. Sięgnąłem do tej piosenki po rozmowie z kolejnym rozgoryczonym menedżerem wysokiego szczebla, którego świat nagle runął w gruzy wraz z utratą eksponowanego stanowiska. które z sukcesami zajmował przez wiele lat. Dla takich osób to zwykle prywatna tragedia. Rzadko kiedy widzą w momencie zwolnienia celowo

"Creep" czyli trzeba wierzyć (w siebie).

Bohaterem piosenki zespołu Radiohead jest chłopak obsesyjnie zakochany w wyjątkowej i wręcz doskonałej (wg jego oceny) dziewczynie. Onieśmielony jej wyimaginowaną perfekcyjnością nie może się zdobyć na to, aby nawiązać z nią chociażby kontakt wzrokowy. Na przeszkodzie stoi zbyt niska samoocena. Taki odmieniec nie zasługuje przecież na obcowanie z aniołem ze snów. Thom Yorke napisał "Creep" w latach osiemdziesiątych, kiedy studiował jeszcze na Uniwersytecie Exter. Inspiracją była podobno dziewczyna, którą wypatrzył w tłumie na jednym z pierwszych koncertów zespołu.  Ten utwór rozbrzmiewał mi w głowie od kilku miesięcy ale jakoś nie mogłem znaleźć powiązania tekstu piosenki z żadnym tematem, na który chciałbym coś napisać. Pomogły coraz liczniejsze publikacje dotyczące zaufania. Trudno mówić o zaufaniu bez dotknięcia zagadnienia wiary w siebie. Nie sposób też nie zauważyć, że kryzys sprzyja zwątpieniu. Temu zjawisku ulegają w dużej mierze sprzedawcy. Ograniczony popyt i zmiany