Przejdź do głównej zawartości

"Money for Nothing"

 

Ani tego utworu, ani wykonawców nie trzeba nikomu przedstawiać. To hit z pierwszej dziesiątki Topu wszechczasów. Mało kto jednak zwraca uwagę na tekst. Świetna, wpadająca w ucho kompozycja. W zasadzie wystarczy, żeby się zachwycić. Słowa są jednak równie interesujące. 

Piosenka napisana jest z perspektywy pracownika działu AGD/RTV w centrum handlowym, którego chleb powszedni to „zakładanie kuchenek mikrofalowych”, „przenoszenie lodówek” i „przesuwanie kolorowych telewizorów”. Sfrustrowany mężczyzna w niewybrednych słowach komentuje oglądany właśnie teledysk, wyrzucając z siebie zazdrość względem muzyków rockowych.

Gwiazdy to dla niego nikt inny, jak „małe pedały”, które nigdy nie skalały się prawdziwą pracą, a mimo to są „milionerami i latają własnymi odrzutowcami". Chociaż nie robią niczego oprócz „grania na gitarze w MTV”, dostają „pieniądze za nic i laski za darmo”.

Słyszane w intro słowa „chcę moje MTV” śpiewane są przez Stinga, któremu przypisano współautorstwo piosenki. To z kolei ironiczny komentarz nawiązujący do prostackiego sposobu myślenia klientów domów towarowych oraz sieci telewizji kablowej, którzy skorzystają z każdej oferty byle tylko móc oglądać „swoje MTV”.

Dużą popularność zdobył towarzyszący piosence wideoklip – jeden z pierwszych, w których zastosowano animację komputerową. Był to równocześnie pierwszy teledysk wyemitowany przez stację MTV Europe 1.

Sięgnąłem po „Money for Nothing” ponieważ wiele moich ostatnich publikacji poruszało wątek słabego kierownika, a przecież żeby było sprawiedliwie trzeba zaznaczyć, że są też bardzo słabi pracownicy. Do tego są przekonani, że byliby lepsi od swojego szefa, bo ich ego jest równie wielkie jak ich ignorancja. Tak jak bohater piosenki uważają, że ich przełożony bierze pieniądze za nic i aż kipią z zazdrości. Skoro to taki głupek, to dlaczego nie są na jego miejscu? Oczywiście ponieważ świat jest niesprawiedliwy. 

Jest, albo i nie jest. To przecież kwestia oceny, kryteriów, sposobów patrzenia na te same zjawiska. Na pewno nie każdy ma te same warunki startu. Jest poza tym innym człowiekiem i ma inne potrzeby, nawet jak sobie (póki co) nie zdaje z tego sprawy i uważa, że jego potrzebą jest jakiś wykreowany w mediach obrazek. 

Moim zdaniem na zawiść czy zazdrość duży wpływ ma właśnie klątwa porównywania kolportowana dzielnie przez media społecznościowe. Równie silne oddziaływanie ma niemal religia budowania wizerunku i samooceny. Tam gdzie zaciera się pewna granica np. między arogancją a pewnością siebie, samouwielbieniem a poczuciem własnej wartości – te uczucia będą spotęgowane. I tak się dzieje. Coraz więcej obserwuje się osób zazdrosnych i zawistnych, a mniej takich co potrafią się cieszyć z czyjegoś sukcesu. Przypadek?

Ponieważ nie jestem psychologiem, to posługuję się często błędnie potocznym słownictwem, chociaż wiem, że czasem każde słowo może mieć swoją oddzielną definicję. Powszechnie zazdrość i zawiść są używane zamiennie. Jednak nie są tożsame. Najbardziej mi odpowiada rozgraniczenie, które mówi, że zazdrość to groźba utraty tego co już posiadasz. Na przykład partnerki. Zawiść opisana jest tutaj natomiast jako reakcja na coś, czego wydaje ci się, że ci brak, a kto inny to ma. Czyli zazdrość czujesz kiedy twoja dziewczyna flirtuje z jakimś facetem, a zawiść cię ogarnia widząc sąsiada jadącego nowym, drogim sportowym samochodem. Mi takie podejście pasuje i wystarcza. 

A zatem skupię się na zawiści. Pracownik sklepu z piosenki „Money for Nothing” zgrzyta zębami, że on się tu morduje ze sprzętem AGD, a jacyś niedorobieni nieudacznicy zarabiają miliony nie wiadomo dlaczego. Nie patrzy w głąb siebie. Widzi tylko innych. Gorszych, a mających lepiej. Złość narasta.

Jest wiele czynników, które potęgują uczucie zawiści. Nie żyjemy sami. A skoro tak, to w ogromnej liczbie obszarów natrafiamy na konkurencję. Jeśli lubimy rywalizację, to sytuacji gdzie będziemy podlegali ocenie naszych rezultatów będzie więcej. Pole do zawiści się powiększa. Jeśli konkurent cię pokona, to najpierw myślisz, że musisz ciężej trenować? Tylko ci, co potrafią porównywać się sami ze sobą wyciągną wartościowe wnioski. Skrajny przypadek to rywalizacja dwóch amerykańskich łyżwiarek Tonyi Harding i Nancy Kerrigan, o których nakręcono nawet film fabularny. 

Jeśli awansują kolegę, a nie mnie to patrzę czego mi zabrakło, czy zastanawiam się, jakim fuksem tamtemu się udało? Warto śledzić te odruchy. Prawie wszyscy chętnie mówimy o rozwoju, to jest jedno z ciekawych zagadnień, którym moglibyśmy się zająć. Mistrzowie nauk Dalekiego Wschodu propagują samodoskonalenie się. To nic innego jak dążenie do bycia lepszym niż dzień wcześniej. Punktem odniesienia jestem ja sam i moje wyniki. Oni wiedzą, że współzawodnictwo może zabić wartość jaką jest współpraca. I tak się często dzieje.

Na pewno nie pomaga lansowany przez media styl życia skupiający się na interesowaniu się przede wszystkim tym co się dzieje u innych. Łamane są brutalnie granice stref intymnych. Ściganie się na ujawnienie jak najbardziej skrytych tajemnic naszych bliskich stało się niemal sportem narodowym. To oprócz tego, że jest po prostu słabe, może też stanowić poważne zagrożenie dla nas samych. Przecież oglądając profile innych ludzi na Instagramie czy Facebooku nagle widzimy ilu rzeczy, które tam zobaczyliśmy, my nie mamy. Do zawiści już tylko mały kroczek. Plotkarski styl życia nie ogranicza się tylko do sfery prywatnej. W pracy też skupiamy się na innych zamiast na sobie. Pojawiają się przypadki obgadywania, donoszenia, kłamania. Skoro nasze życie jest takie beznadziejne, to innym nie powinno być lepiej. Bo niby dlaczego? Brakuje często takiego zwykłego zastanowienia się, czy u mnie rzeczywiście wszystko jest takie straszne? Z czym to porównuję? Dlaczego właśnie z tym? I po co? Czy ten obrazek jest prawdziwy? Czy powód zawiści nie jest podrabiany? A jeśli nawet jest autentyczny, to przecież nie wiemy ile ta osoba musiała przejść, co zrobić, aby to osiągnąć. Interesując się innymi tracimy z oczu samych siebie. A jeśli tak, to z nami może być tylko gorzej. To potworna pułapka.

Zawiść pojawia się częściej, jeśli sam nie osiągasz swoich celów, a widzisz, że innym się udaje. Dwie osoby podchodzą do egzaminu. Jedna zdaje, druga nie. Jeśli zawiść wypiera wszystko inne, to nie ma szans, aby człowiek traktował niepowodzenie jako naukę. Ciekawe dlaczego mniej jest takich, którzy porażki odbierają jako lekcję, nabieranie doświadczenia, przestrzeń do wnioskowania? Przecież to, że coś się teraz nie udało nigdy nie przekreśla sukcesu w przyszłości. Ale wiedzieć to nie to samo co robić.

Nie wiem, czy tak jest w istocie, ale wydaje mi się, że bliżej do zawiści pesymistom. To raczej wśród nich dominują przekonania, że skoro nie może się nic udać, to jest to czyjaś wina. To u nich pojawiają się negatywne myśli, że skoro inni coś mają, czego oni mieć nigdy nie będą, to może być tylko źle i gorzej. Optymista ze swoją wiarą jest bliższy cieszeniu się z tego co już ma, więc pole do zawiści jest mniejsze. Zaznaczam, że to tylko moje domniemanie niepoparte żadnym badaniem.

Chyba najbardziej reprezentatywny przypadek powiązany z zawiścią to arogancja. Jak wiemy, arogancja to pewność siebie połączona z lekceważeniem innych, odnoszenie się do drugiego człowieka z nonszalancją, wywyższanie się. Arogancki człowiek z zasady uważa, że zasługuje na wszystko co najlepsze. Bo skoro jest taki wspaniały i ważny, to niby kto jak nie on. Postawa roszczeniowa i przekonanie, że większość rzeczy mu się po prostu należy idą w parze z przesadnymi oczekiwaniami. Wyjątkowość zobowiązuje. Jeśli czegoś nie dostaje, co mu przecież przysługuje z tytułu istnienia, a widzi to u innych, to tutaj odmienne uczucie niż zawiść raczej nie wystąpi. To dla niego każdy szef jest beznadziejny. On byłby znacznie lepszy. Jeśli ktoś (oczywiście gorszy) dostanie coś, czego nie uzyskał arogant, to całą energię poświęci na szukanie dowodów, dlaczego tamten nie powinien tego otrzymać. Z jaką łatwością formułuje oceny. Z jaką zawziętością umniejsza czyjeś zasługi. Z jakim lekceważeniem traktuje odnoszenie się do faktów i potwierdzeń stawianych sądów. To wszystko albo nieważne, albo spisek, albo jedno wielkie oszustwo. Taki Mark Knopfler to nawet nie umie grać kostką na gitarze a zgarnia taką kasę. Niewiarygodne.

Zawiść jest uczuciem obcym dla ludzi, którzy potrafią się prawdziwie cieszyć z tego, że innym się coś udaje. Jest ich niewielu, bo wymaga to silnej osobowości. Poczucia własnej wartości, samoświadomości, dojrzałości. Im łatwiej docenić czyjś sukces i oszacować koszt jaki musiał ponieść, aby to osiągnąć. Nigdy nie powiedzą, że ktoś po prostu kopie piłkę, tylko wie ile lat treningów na to poświęcił. Poza tym nie mają tego pokracznego sposobu myślenia, że czyjś sukces odbiera szansę im.

Nie wiem czy to wychowanie, edukacja, środowisko, ale jakoś łatwiej zastanawiać się dlaczego ludziom coś się udało, a mnie nie, niż coś poprawić, abym ja też kiedyś zwyciężył. Trudniej składać gratulacje i cieszyć się z czyjegoś osiągnięcia niż pocieszyć po jakimś upadku. To jest postawione na głowie. Nawet takie powiedzenia: „przyjaciół poznaje się w biedzie” już sugerują kierunek. Łączyć się w bólu – naturalne. Świętować czyjąś radość – takie jakieś trochę dziwne, przesadne nieco. To jakby uznać, że czyjś sukces jest twoją porażką i nic więcej.

Zawiść to marnowanie własnej energii na działanie. Niestety nie znika samoistnie i często wymyka się spod kontroli. Może być jednym z wielu powodów depresji. To nie są żarty. Dla własnego zdrowia warto z nią walczyć.

Pierwsze co przychodzi do głowy, to postarać się przestać porównywać z innymi. Stopniowo, pomału. Przecież mamy swoje mocne strony, umiejętności, kompetencje, ograniczenia, talenty. Ta kombinacja już daje możliwość osiągania fajnych rzeczy. Można to wszystko rozwijać i odbierać kolejne nagrody od życia. Te nasze, dla nas skrojone. One zapewnią radość. Na 100%. 

Może być tak, że coś ci się w tobie nie podoba. Znajdź jednak proszę coś co jest fajne. Musisz to mieć, bo każdy ma. Wtedy nawet jak będziesz zmieniał to, co ci w tobie nie leży, to będziesz to robił racjonalnie, z umiarem. 

Jeżeli poczujesz, że jednak zarazek zawiści cię dopadł, postaraj się to przekształcić w coś pozytywnego. Np. postaw sobie ambitny, realistyczny cel dotyczący siebie. Popraw po prostu swoje życie. Odrobinę. To i tak da ci satysfakcję, której się nie spodziewałeś.

Zacznij być wdzięczny samemu sobie. Przecież coś jednak masz. Sporo zawdzięczasz sobie, choć tego nie zauważasz. Może warto się ucieszyć z tego co osiągnąłeś do tej pory? Mimo trudności, które pewnie były nie raz. Można więcej, ale spokojnie, to przyjdzie wraz z lepszym nastawieniem. Jeśli zaczniesz myśleć co masz zamiast czego nie masz, to nawet nie zauważysz, że zacząłeś zapraszać do siebie lepszy świat.

Czy zastanawialiście się dlaczego tak jest, że osobom potrzebującym, będącym w prawdziwej biedzie bardziej pomagają ludzie sami mający stosunkowo ciężko? Moim zdaniem oni rozumieją doskonale, że w porównaniu z tymi kogo wspierają mają całkiem nieźle. Bogaty tego nie widzi. Jemu zawsze mało. Jak ma 15-metrowy jacht to narzeka, że kumpel właśnie kupił 25-metrowy. Życie może być dla niego katorgą. Jestem w stanie to sobie wyobrazić. Pomagając innym możesz nagle zobaczyć w sobie tyle pozytywnej energii, o której nawet nie śniłeś. Dajesz ją od siebie. Ty, nikt inny.

Zastanów się w jakim towarzystwie spędzasz wolny czas. Czy cię to relaksuje? Bo jeśli przesiadujesz z osobami, które rozmawiają wyłącznie o tym kto ile zarabia, jakim samochodem jeździ, gdzie spędza wakacje, do jakiej prestiżowej szkoły poszły ich dzieci, to albo zacznie cię to potwornie męczyć, albo będziesz taki jak oni. Będziesz porównywał, porównywał i porównywał, a zawiść będzie najpierw kiełkować, potem urośnie, aby na końcu się jeszcze rozmnożyć.

Zawistni ludzie często są ślepi na swoje mocne strony. Marnują czas martwiąc się o sukcesy innych, zamiast skupić się na własnym potencjale.

***

„Money for Nothing” pięknie ilustruje poruszony temat. Czy bohater piosenki mógłby być tą gwiazdą wobec której jest tak zawistny? Może tak, może nie. Wszystko zależy czy jego pożywieniem jest wyłącznie narzekanie i przerysowane mniemanie o sobie, czy jednak coś postanowi zrobić w tym kierunku. Ten drugi wariant jest mało prawdopodobny, gdyż zawiść najbardziej lubi towarzystwo arogantów. A ci umniejszają osiągnięcia innych, choć sami najczęściej:

  • Zanim cokolwiek sprawdzą, już twierdzą, że się nie da.
  • Jeśli już kiedyś coś zrobili i zakończyło się to niepowodzeniem, to drugi raz nie spróbują, bo to przecież głupie i nie wychodzi. Nie ważne, że może metoda była niewłaściwa, albo wykonanie z błędami.
  • Jeśli czegoś wcześniej nie robili, to kwitują to stwierdzeniem, że nie potrafią, bo nie mają wewnętrznej potrzeby eksperymentowania i poznawania czegoś nowego.
  • Są wyznawcami status quo. Zasada: „zawsze tak robiliśmy. Od dwudziestu lat. Po co zmieniać coś, co działa?” jest absolutnie wiodąca.
  • Uważają, że skoro sami coś zrobili, to jest to dobre. Ewentualnie ktoś potem popsuł.
  • Są święcie przekonani, że to ktoś inny jest zły. Klient, kolega z pracy, menedżer. Może poziom wody w Wiśle był zbyt wysoki. Na pewno oni sami są w porządku.
  • Jak czegoś im brakuje do wykonania jakiegoś zadania, to czekają aż ktoś im przyniesie. Sami nie postarają się tego pozyskać. Mogą nawet nic nie robić. Mają przecież usprawiedliwienie, że ktoś nie zadbał. Oni byli w blokach startowych.
  • Jak nie mają czegoś w zakresie obowiązków, to palcem nie kiwną. 
  • Większość rzeczy to nie ich sprawa. I tak przychodzą do pracy za karę.

Jak tu nie narzekać i nie być zawistnym? Przecież wszyscy mają lepiej, chociaż na to nie zasługują i jeszcze dostają pieniądze za nic.

------------------

Emilian Wojda


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Stan"

To dla mnie (boomera) jedna z najwspanialszych piosenek rapowych w historii, nawet jeśli niektórzy puryści zaprzeczają temu z powodu uprzedzeń wobec artysty. Warto wiedzieć, że dzięki temu utworowi słowo „stan” stało się popularnym słowem slangowym – a dokładniej, zostało wręcz dodane do głównego kanonu języka angielskiego. To jeden z najlepszych rapów opowiadających kompletną historię. Zrozumiałą i interesującą jak dobry film. Piosenka obraca się wokół opowieści o fikcyjnym facecie o imieniu Stan, który jest, delikatnie mówiąc, zagorzałym fanem Eminema. Obserwujemy eskalację psychicznych problemów bohatera. Zaczyna się niewinnie od usilnych nieudanych prób komunikowania się ze Slimem (w domyśle Eminemem). Ponieważ Stan nie otrzymuje szybkiej odpowiedzi, staje się coraz bardziej zły i brutalny. Ostatecznie radzi sobie ze swoim rozczarowaniem popełniając morderstwo-samobójstwo, zrzucając siebie i swoją ciężarną dziewczynę z mostu. Chociaż pozornie ta kompozycja ma niewiele wspólnego z

"When The Curtain Falls"

  Piosenka powstała w pierwszej połowie 2018 roku.  Na singlu ukazała się 17 lipca, promując album AOTPA. "When the curtain falls" to typowy hit, dynamiczny rock z atrakcyjnym riffem i emocjonalnym, krzykliwym śpiewem Josha. Zaskakuje natomiast tekst utworu, nietypowy dla  tego typu kompozycji. Opowiada o aktorce, która kiedyś była przedmiotem uwielbienia, ale uroda, sława i młodość przeminęły wraz z adoratorami oferującymi pierścionki zaręczynowe. Autor radzi jej aby odpoczęła. Żegna się z jej dotychczasowym wizerunkiem, który przestał być już porywający. Kurtyna, która opada po jej każdym przedstawieniu ma coraz bardziej gorzki smak. Aż przychodzi czas kiedy opada na zawsze. Sięgnąłem do tej piosenki po rozmowie z kolejnym rozgoryczonym menedżerem wysokiego szczebla, którego świat nagle runął w gruzy wraz z utratą eksponowanego stanowiska. które z sukcesami zajmował przez wiele lat. Dla takich osób to zwykle prywatna tragedia. Rzadko kiedy widzą w momencie zwolnienia celowo

"Creep" czyli trzeba wierzyć (w siebie).

Bohaterem piosenki zespołu Radiohead jest chłopak obsesyjnie zakochany w wyjątkowej i wręcz doskonałej (wg jego oceny) dziewczynie. Onieśmielony jej wyimaginowaną perfekcyjnością nie może się zdobyć na to, aby nawiązać z nią chociażby kontakt wzrokowy. Na przeszkodzie stoi zbyt niska samoocena. Taki odmieniec nie zasługuje przecież na obcowanie z aniołem ze snów. Thom Yorke napisał "Creep" w latach osiemdziesiątych, kiedy studiował jeszcze na Uniwersytecie Exter. Inspiracją była podobno dziewczyna, którą wypatrzył w tłumie na jednym z pierwszych koncertów zespołu.  Ten utwór rozbrzmiewał mi w głowie od kilku miesięcy ale jakoś nie mogłem znaleźć powiązania tekstu piosenki z żadnym tematem, na który chciałbym coś napisać. Pomogły coraz liczniejsze publikacje dotyczące zaufania. Trudno mówić o zaufaniu bez dotknięcia zagadnienia wiary w siebie. Nie sposób też nie zauważyć, że kryzys sprzyja zwątpieniu. Temu zjawisku ulegają w dużej mierze sprzedawcy. Ograniczony popyt i zmiany