Przejdź do głównej zawartości

"When The Curtain Falls"

 


Piosenka powstała w pierwszej połowie 2018 roku.  Na singlu ukazała się 17 lipca, promując album AOTPA. "When the curtain falls" to typowy hit, dynamiczny rock z atrakcyjnym riffem i emocjonalnym, krzykliwym śpiewem Josha. Zaskakuje natomiast tekst utworu, nietypowy dla  tego typu kompozycji.

Opowiada o aktorce, która kiedyś była przedmiotem uwielbienia, ale uroda, sława i młodość przeminęły wraz z adoratorami oferującymi pierścionki zaręczynowe. Autor radzi jej aby odpoczęła. Żegna się z jej dotychczasowym wizerunkiem, który przestał być już porywający. Kurtyna, która opada po jej każdym przedstawieniu ma coraz bardziej gorzki smak. Aż przychodzi czas kiedy opada na zawsze.

Sięgnąłem do tej piosenki po rozmowie z kolejnym rozgoryczonym menedżerem wysokiego szczebla, którego świat nagle runął w gruzy wraz z utratą eksponowanego stanowiska. które z sukcesami zajmował przez wiele lat.

Dla takich osób to zwykle prywatna tragedia. Rzadko kiedy widzą w momencie zwolnienia celowość takiego zdarzenia. Nawet ci, którzy domyślają się, że to może nastąpić, reagują szokiem. Czują bezradność, chaos. Czasem towarzyszy im niedowierzanie, a czasem wzburzenie. Wewnętrznie zaprzeczają faktom, ponieważ negacja stanowi naturalny bufor przed poczuciem nagłej utraty kontroli. Pojawia się lęk. 

Dopiero po jakimś czasie uświadamiają sobie nieodwracalność sytuacji. Lęk się wzmaga. Targają nimi gwałtowne, często sprzeczne emocje. Od poczucia winy do gniewu. Intelektualnie ogarniają zmianę, ale emocjonalnie wciąż nie są w stanie jej zaakceptować. Cała energia idzie w niewłaściwą stronę, co najczęściej skutkuje kolejną fazą - wycofaniem. Kiedy należałoby układać plany na przyszłość, raczej skupiają się na utwierdzaniu się w przekonaniu, że są jednak niezdolni. Było dobrze, ale już nigdy nie będzie. Jeśli taki zrezygnowany menedżer pojawi się na rozmowie rekrutacyjnej, to mimo wcześniejszych sukcesów nie przekona do siebie pracodawcy. Sami nie zatrudniliby w przeszłości kogoś, kto nie emanuje energią.

O tym najczęściej rozmawiam. Nie jestem psychologiem i fachowcy w temacie być może znajdą jakieś błędy w moich rozważaniach. Jestem jedynie wnikliwym obserwatorem i staram się zrozumieć. Okazuje się, że wielu woli porozmawiać ze mną niż ze specjalistą, bo mniej się mnie krępują. Nawet jak ich odsyłam do zawodowców o sprawdzonej reputacji (mam kilku, których zawsze polecam), to okazuje się, że się do nich nie zwrócili.

Wróćmy do moich spostrzeżeń:
  1. Generalnie menedżerowie mają świadomość, że ich miejsce pracy może być zagrożone. Niektórzy nawet przeczuwają, że ich czas w danej firmie się kończy i poszukują nowego zajęcia wyprzedzając wypadki. Jeśli jednak taka osoba dobrze pełniła swoje obowiązki, a podwładni wykonywali powierzone zadania, to informacja o zwolnieniu zawsze jest zaskoczeniem. Powody zwolnienia nie zawsze są związane z rezultatami. Menedżer może stracić pracę z powodu reorganizacji, oszczędności (w tym "zbyt wysokich" zarobków), zrobienia miejsca dla poplecznika szefa i z wielu innych przyczyn. Wspólnym mianownikiem jest szok.

  2. Zaskoczenie. Menedżer jedzie do centrali, jak milion razy wcześniej. Ma się spotkać z zarządem. Nic nowego. Wchodzi do gabinetu szefa, a tam siedzi prawnik albo Dyrektor HR. Raczej wszystko jasne. Menedżer stara się usunąć negatywne myśli ze swojego umysłu aby zachować klasę, ale nie może uwierzyć w to co się dzieje. Uświadomienie następuje w ciągu zaledwie kilku sekund. Wstrząs jednak nastąpił. Do głowy spływają myśli: gdzie ja teraz szybko znajdę pracę? Ile czasu mi to zajmie? Co ja powiem w czasie rekrutacji? Że dlaczego mnie zwolnili? Za co utrzymam rodzinę? Co z kredytami i szkołą dzieci? Co z opieką zdrowotną dla rodziny?

    Zwalniający coś tam mówią. Zwalniany mało co słyszy, chce już podpisać papiery i wyjść. Jedną rzecz usłyszy na pewno. Jeśli zwalniający są na tyle beznadziejni, że tłumaczą jak im jest źle, że muszą zwolnić, to zwalniany zapamięta i nie będzie chciał mieć nic więcej do czynienia z nimi w przyszłości.

    Nie dotykam tutaj negocjacji warunków zwolnienia, bo to oddzielny temat. Zaznaczę tylko, że jeśli jest to niedopracowane, to warto pokazać merytorykę i rzeczowo uzyskać dla siebie jak najlepsze. To zamaskuje wstrząs i jednocześnie może być sposobem na pokazanie klasy na koniec. Warunek - opanować chociaż na ten moment emocje, bo w takim przypadku są one złym doradcą.

  3. Wychodząc z firmy, były szef musi się zmierzyć z całkiem nowymi dla siebie problemami. Pierwsze co przychodzi do głowy, to jak powiadomić rodzinę, że teraz będą kłopoty finansowe. Tutaj wyjdzie niestety to, na jaką rodzinę sobie zapracował. Będzie ona dla niego największym wsparciem czy dołoży mu zmartwień? Oby pierwszy wariant, bo wsparcie rodziny jest nie do przecenienia. Stawia na nogi najbardziej "przygarbionego". Druga refleksja to poczucie pustki. Dobijająca cisza. To niesie za sobą bardzo negatywne skutki. Wzmaga poczucie krzywdy. Człowiek czuje się bezradny. Nadmiar wolnego czasu staje się nie do zniesienia. Telefon, wcześniej rozgrzany do czerwoności, milczy. Brak kontaktu z pracownikami i klientami sprawia, że czuje się niepotrzebny. Odrzucony. Sprawdza skrzynkę mailową kilka razy dziennie i oprócz śmieciowych ofert nic nie znajduje. Nie bez znaczenia jest też doświadczenie utraty przywilejów. Pod bramą nie stoi już piękne służbowe auto. Łapie się na tym, że może dobrze, że nie działa fitness, bo go i tak teraz nie stać.

  4. W takim nastroju zaczyna się gorączkowe poszukiwanie pracy. Dochodzi do paradoksu. Człowiek, który był całkiem dobrym strategiem, świetnym organizatorem, ma bardzo silnie rozbudowane kompetencje, miał niespożyte pokłady energii, nagle zaczyna działać jakby mu ktoś wyciągnął wtyczkę. Zamiast stworzyć sobie solidny plan (przecież to umie) wchodzi w tradycyjny strumień typowych, mało skutecznych działań. Przegląda ogłoszenia o pracę, przygotowuje listę kolegów, którzy mogą mu teoretycznie pomóc, wysyła swoje CV gdzie się tylko da. Sprawdza skrzynkę pocztową co kilka minut i nic. Niepokój i strach o rodzinę się pogłębiają. Dochodzą nieprzespane noce i depresja zaczyna pukać do drzwi.

  5. Co można zrobić? Rada typu "weź się w garść", to chyba najgorsze rozwiązanie z możliwych. Istotne jest też to, czy sytuacja jest już kryzysowa, czy jeszcze nie. Jeśli mamy do czynienia z kryzysem to pomoc specjalisty nie jest żadną ujmą, a wręcz może być jedynym sensownym ruchem. Znam kilku, których z całego serca mogę polecić. Człowiek w kryzysie nie jest w stanie podjąć racjonalnych kroków zanim go nie pokona.

    Jeśli stać go na metodyczne działania, to co innego. Wtedy mamy kotwicę w postaci jego kompetencji, które może śmiało wykorzystać w co prawda innym zakresie niż dotychczas, ale z dużym powodzeniem. Najpierw warto zerwać emocjonalne więzi z firmą, z której odeszliśmy. Nie oznacza to zerwania z ludźmi, którzy mają ochotę utrzymywać z nami kontakt. Chodzi mi o przestawienie na grunt prywatny. Nie interesować się wynikami z własnej inicjatywy. Nie śledzić na bieżąco rezultatów. Mówić o nich wyłącznie jeśli temat poruszy rozmówca, bo to oznacza zaufanie z jego strony i uznanie. Jeśli sami pytamy, to podświadomie pielęgnujemy u siebie poczucie straty. To nas odsuwa od działania na swoją korzyść. Przecież mamy zacząć myśleć o przyszłości, a nie rozpamiętywać przeszłość. Takie nastawienie dodaje wigoru. Grzebanie się w przeszłości odbiera nam siły.

    "Nadmiar czasu" należy wyeliminować z głowy i już. Nie ma takiego pojęcia. Przecież zawsze nam go brakowało. Na jeżdżenie na rowerze, na zajęcie się dziećmi, na odświeżenie francuskiego, na przypomnienie sobie jak się gra na gitarze, na gotowanie. Mało? A co dopiero jak pomyślimy o poszerzaniu swojej wiedzy? Szczególnie gdy mając pracę nie mieliśmy na to czasu? Jest co robić. Nie dajmy się tylko zepchnąć do narożnika w postaci rozpamiętywania przeszłości. O to czy jest przed nami przyszłość nikt za nas nie zawalczy. Przecież do tej pory niestraszne nam były kryzysy w firmie. Teraz mamy do czynienia z podobną sytuacją. Złapmy analogię, a wszystko się ułoży. Przyszłość nie lubi frustratów. Uśmiech na ustach przyciąga. Zbolała mina odsuwa.

  6. Powiecie, że to nie dotyczy menedżerów 50+. Owszem, ci mają trudniej. Pisałem o tym chociażby w artykułach: Wyzwania kadrowe 2020 vs. pokolenie 50+ i Kto pierwszy szedł przed siebie? Kto pierwszy cel wyznaczył? Niemniej uważam, że tak samo, jak w każdym innym przypadku ten dylemat to kwestia tego, co mamy w głowie. Tutaj dochodzi jedynie aspekt dokonania pewnej weryfikacji priorytetów. Może dojście do wniosku, że są też inne wartości jak zdrowie, znajomi, hobby, więcej czasu dla siebie i innych zamiast ciężkiej pracy w nadgodzinach jest początkiem nowego podejścia? Może zapytanie siebie czy muszę być dalej menedżerem i uczestniczyć w wyścigu szczurów rywalizując z "młodymi wilczkami"? Czy to mój świat? A jeśli tak, to w czym jestem lepszy? Takie postawienie sprawy determinuje określone zaprogramowane działania.

***

Większość menedżerów, którzy stracili kiedyś pracę ostrzega, że poszukiwanie nowej to zazwyczaj kilka miesięcy. Nawet przy pozytywnym nastawieniu i poprawnym realizowaniu nakreślonej ścieżki. Warto o tym pamiętać aby nie dać się wpędzić w marazm. Grozi to bowiem tym, że nawet jak się nam uda dotrzeć do końcowej fazy rekrutacji, to potencjalny pracodawca zobaczy przed sobą zestresowanego, zmęczonego człowieka, który zapewnia, że jest dobrym menedżerem. Patrząc z boku widzimy smutny obrazek.

Skoro mamy podstawy, aby wierzyć w siebie, to nie dajmy sobie tego odebrać. Sportowiec, który nie wierzy, że wygra nie zostaje mistrzem. Tutaj mamy to samo. Niepowodzenia, cóż, zdarzają się. Nie ma żadnych podstaw do tego, aby doznawać wyłącznie porażek. Chyba, że sami tego chcemy. 

Chciałbym zwrócić uwagę na jeszcze jeden aspekt, który jest albo pomijany, albo przeoczyłem. Otóż odejście z pracy może być fundamentem budowania własnej wartości. Niezależnie od tego, jak dziwnie to brzmi. Wtedy bowiem możemy zobaczyć jakimi byliśmy szefami dla swoich podwładnych. Do tej pory utrzymuję przyjazne kontakty z wieloma ludźmi, z którymi pracowałem w Coca-Coli, chociaż było to 28 lat temu i następne 4 lata odbierałem im zdrowie pracując w śmiertelnej konkurencji. Na moim pożegnaniu z Pepsi było kilkadziesiąt osób. Bawiliśmy się do rana. Miała być zrzutka, a firma zdecydowała się pokryć niemały rachunek. Odchodząc z LOT, ostatniego dnia zostałem poproszony aby wejść do sali konferencyjnej. Zobaczyłem tam wszystkich swoich 106 ludzi. Dostałem misia mojej wielkości i ogromną laurkę z bardzo osobistymi wpisami. Popłakałem się, bo i ci ludzie i ja sam wiedzieliśmy, że każdy z nich przerasta mnie o głowę w merytorycznej wiedzy o niuansach pracy w przewozach powietrznych. Na imprezy (przed pandemią) byłem zapraszany cyklicznie przez ludzi z Rigipsa i Webera. Dla kilku ludzi z Assa Abloy, chociaż pracowałem tam bardzo krótko, nadal jestem autorytetem. Moi pracownicy z Inveny zrobili mi prywatne pożegnanie. Czy w takich okolicznościach można stracić wiarę w siebie?

Ci, którzy tego jeszcze nie doświadczyli, mają okazję w nowej organizacji. To przecież będzie otwarta księga. Mają teraz czas popracować nad sobą, aby ludzie ich pokochali. Czy polskie przysłowie: "nie ma tego złego..." zaczyna mieć sens?

Kurtyna nie musi opaść definitywnie. To od nas zależy, czy tak do tego podejdziemy, czy uznamy, że owszem, ten spektakl nie będzie już wystawiany, ale będą następne. I w nich zagram. Oczywistym jest, że inną rolę. Jedni podobną, a inni stwierdzą, że obsady amanta to już nie dostaną, ale głowę rodziny w nośnym serialu - czemu nie. Tak czy inaczej po castingach trzeba pobiegać.

---------------

Emilian Wojda




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Stan"

To dla mnie (boomera) jedna z najwspanialszych piosenek rapowych w historii, nawet jeśli niektórzy puryści zaprzeczają temu z powodu uprzedzeń wobec artysty. Warto wiedzieć, że dzięki temu utworowi słowo „stan” stało się popularnym słowem slangowym – a dokładniej, zostało wręcz dodane do głównego kanonu języka angielskiego. To jeden z najlepszych rapów opowiadających kompletną historię. Zrozumiałą i interesującą jak dobry film. Piosenka obraca się wokół opowieści o fikcyjnym facecie o imieniu Stan, który jest, delikatnie mówiąc, zagorzałym fanem Eminema. Obserwujemy eskalację psychicznych problemów bohatera. Zaczyna się niewinnie od usilnych nieudanych prób komunikowania się ze Slimem (w domyśle Eminemem). Ponieważ Stan nie otrzymuje szybkiej odpowiedzi, staje się coraz bardziej zły i brutalny. Ostatecznie radzi sobie ze swoim rozczarowaniem popełniając morderstwo-samobójstwo, zrzucając siebie i swoją ciężarną dziewczynę z mostu. Chociaż pozornie ta kompozycja ma niewiele wspólnego z

"Creep" czyli trzeba wierzyć (w siebie).

Bohaterem piosenki zespołu Radiohead jest chłopak obsesyjnie zakochany w wyjątkowej i wręcz doskonałej (wg jego oceny) dziewczynie. Onieśmielony jej wyimaginowaną perfekcyjnością nie może się zdobyć na to, aby nawiązać z nią chociażby kontakt wzrokowy. Na przeszkodzie stoi zbyt niska samoocena. Taki odmieniec nie zasługuje przecież na obcowanie z aniołem ze snów. Thom Yorke napisał "Creep" w latach osiemdziesiątych, kiedy studiował jeszcze na Uniwersytecie Exter. Inspiracją była podobno dziewczyna, którą wypatrzył w tłumie na jednym z pierwszych koncertów zespołu.  Ten utwór rozbrzmiewał mi w głowie od kilku miesięcy ale jakoś nie mogłem znaleźć powiązania tekstu piosenki z żadnym tematem, na który chciałbym coś napisać. Pomogły coraz liczniejsze publikacje dotyczące zaufania. Trudno mówić o zaufaniu bez dotknięcia zagadnienia wiary w siebie. Nie sposób też nie zauważyć, że kryzys sprzyja zwątpieniu. Temu zjawisku ulegają w dużej mierze sprzedawcy. Ograniczony popyt i zmiany